Rozdział XVIII

42 3 4
                                    

POV. Nieznane

 Ciemność wlewającą się niczym fala goryczy do każdego zakątka małego pokoju przecinała jasna smuga księżycowego światła w pełni. Stara kanapa o kolorze zgniłej trawy stała obok drzwi wejściowych, które swoją drogą były podrapane niczym drapaczka dla kota. Brudne ściany były przyozdobione przeciekami z popękanego sufitu, a na jego środku wisiała niezabezpieczona wypalona żarówka, nie mogąca świecić już dawnym blaskiem. Mały regał na książki zawierający najpotrzebniejsze oraz drogocenne okazy literatury stał obok mahoniowego biurka, lecz prawie nie było go widać poprzez sterty papierów. Starszy mężczyzna siedzący za owym meblem wlepiał swój tępy i pusty wzrok w oświetlone nocnymi ulicznymi światłami miasto. Wyciągnął z podniszczonej marynarki paczkę swoich ulubionych papierosów - Marlboro, tym samym wyciągając jedną sztukę i szukając lekko już przez owe czasy pomarszczoną ręką zapalniczki, mieszczącej się za jedynym tutejszym okazem jakiegokolwiek życia - drzewka Bonsai, rosnącego w pięknej brązowej doniczce ozdobionej chińskimi znakami. Tylko ono pozostało mu w tym marnym i nędznym życiu. Nie miał nikogo, nie posiadał nic, oprócz chęci zemsty. Pstryknął 3 razy urządzeniem i zapalił śmiercionośną rzecz, która dawała mu ukojenie, spokój oraz czas potrzebny do namysłu, którego bez dwóch zdań miał mnóstwo. Zaciągnął się ciemnym dymem, aby mógł on następnie opuścić jego drogi oddechowe. W mgnieniu oka przypomniał sobie, po co tu jest. Co chce zrobić. Ochrypły głos wydobył się i rozprzestrzenił po pomieszczeniu tak samo jak dym z końcówki papierosa.

- Moja kochana, niedługo znów się spotkamy. Mamy parę spraw do wyjaśnienia. Śpij spokojnie, na razie nic Ci się nie stanie. Nie to co Twoim najbliższym. Nie masz nawet po co ich pilnować. Twoja egzystencja wygaśnie jako ostatnia. Gdzie byłaby w tym zabawa, gdybyś od razu poszła w nie pamięć? Moja gra dobiegnie końca wraz z Twoim życiem. Powodzenia.

 Obrzydliwy śmiech przenosił się niczym echo po pokoju, a niedopałek zgasiło drzewko, niczego nie świadome.

POV. Adam

 Obudziłem się gdy akurat film dobiegł końca, a na ekranie widniały napisy końcowe. Musiałem rozprostować nogi, więc delikatnie zdjąłem głowę dziewczyny tym samym kładąc ją na poduszce pod sobą.
 Wstałem i zacząłem kierować się do drzwi, ale... światło księżyca zaczęło padać na mnie a ja wiedziałem co to oznacza.
 Tęczówki stały się złote, paznokcie boleśnie zaczęły być wypychane przez ostre pazury a cała postura porastała włosami w zastraszającym tempie.
 Wybiegłem z pokoju i udałem się na drugi koniec pokoi, do ostatniego z pomieszczeń - piwnicy. Tam już czekały na mnie łańcuchy wbite na grubość połowy metra w ścianę z cegieł.
 Najszybciej jak mogłem przypiąłem się i obwiązałem grubymi zabezpieczeniami i czekałem. Czekałem w bólu. Kości zaczęły się łamać, zniżając mnie do pozycji na czworaka. Kręgosłup wykrzywiał się niebezpiecznie we wszystkie strony, a ja... krzyczałem. Co innego mi pozostało?

Z bólu zemdlałem.

***

 Otworzyłem oczy gdy promienie słońca zaczęły padać na moją twarz. Chwila. Jak promienie słońca mogą być w... piwnicy? Zacząłem się rozglądać dookoła. Nie byłem w budynku mieszkalnym, tylko pobliskim lesie otaczającym Akademię. Podniosłem się z ziemi ale... no cóż, jak to na wilkołaka po pełni bywa... jestem goły... i cały we krwi... Kurw... mam nadzieję, że nikomu nie zrobiłem krzywdy... Właśnie, nie mam ubrań! I jak ja mam teraz wrócić do szkoły? Wyobrażacie sobie kogoś, kto wybiega nago z lasu? Cholera jasna, pieprzone łańcuchy, nigdy nie wytrzymują. Ehh... dobrze, że jest dopiero wschód słońca. Może uda mi się jakoś przedostać do pokoju nie będąc zauważonym.
 Szedłem jakiś czas, dopóki nie zauważyłem szkoły. Już chciałem iść w stronę budynku, ale... zobaczyłem 3 radiowozy oraz żółtą taśmę. Tak, tę taśmę, którą zaznacza się miejsca zbrodni.

Potomkini KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz