Rozdział XXIII

30 2 0
                                    

 Była dziewiąta rano, sobota. Przed wyjazdem rozdałam upominki dla przyjaciół. Byli bardzo ucieszeni, że o nich pamiętałam. Ja dostałam natomiast od Amy wisiorek w kształcie połówki serca z napisem Best, druga jego część miała napis Friends i należała do Amandy. Prezenty dla Adama schowałam do walizki i zeszłam przed budynek z sypialniami. Chciałam już podejść do samochodu, jednak drogę zagrodziła mi landryna Miranda. Czy nawet przed świętami musi mi psuć humor?

- Witaj Miranda, Wesołych Świąt. Jeszcze nie wyjechałaś? - sztucznie się uśmiechnęłam.

- Witaj Eveleen - powiedziała jakby z obrzydzeniem - Nie, samolot do Californii mam dopiero wieczorem. Ale Ty pewnie jedziesz na wieś do matki... Upss - popukała paznokciem w napompowane usta - Zapomniałam. Była tak wyrodną matką, że aż postanowiła się zabić.

O kurwa. Nie powiedziałaś tego. Możesz jeździć po mnie, po moich znajomych, ale nie po mojej matce.

- A może po prostu nie dawała sobie rady z tym, że jej mąż posuwał inną?

 Uderzyłam ją w twarz. Tak ją jebnęłam, że zatoczyła się do tyłu, a po brodzie popłynęła jej strużka krwi. 

- Zamknij mordę, nikt nie będzie mówił takich bluzg o mojej matce!

- Ona była zwykłą szmatą! Tak jak Ty kurwo! Daleko nie pada jabłko od pieprzonej jabłoni!

 Gdy jej różowe szpony znalazły się niebezpiecznie blisko mojej twarzy obok jak spod ziemi wyrósł Adam.

- Tobie już całkiem odwaliło?! Czego nie rozumiesz, gdy się mówi abyś się nie zbliżała do Eve! A Tobie nic się nie stało? - zwrócił się do mnie.

- Na szczęście nie.... Wszystko słyszałeś? - szepnęłam i postukałam w ucho. Pokiwał głową.

- Jak możesz bronić tej dziwki?! Ona mi Ciebie ukradła! Zmydliła Ci oczy! Byliśmy szczęśliwi, a...

- Do jasnej cholery Miaranda, otrząśnij się! Nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy. Mam Tobie załatwić zakaz zbliżania się abyś zostawiła nas w spokoju?

- Ale Adam...

- Nie. Skończ i nigdy więcej nie obrażaj Eveleen czy kogokolwiek jej bliskiemu. Zrozumiałaś?

 Po chwili milczenia wyminęła nas i krzyknęła za sobą:

- Wszyscy jesteście popierdoleni!

- Rany, mam nadzieję, że tym razem da sobie spokój. Teraz widzisz przez co przechodziłem.

- Uwierz mi, współczuję Ci - zaśmiał się.

 Adam schował mój bagaż na tyły samochodu, wsiedliśmy i wyruszyliśmy.

 Po godzinie drogi zasnęłam i obudziłam się dopiero na miejscu. Ale to nie był ten sam domek letniskowy, a ogromny, biały dom z fontanną na środku podjazdu. Wszędzie były porozwieszane kolorowe światełka, a dmuchany mikołaj świetnie dopełniał świąteczną atmosferę.

- Adam, gdzie my jesteśmy?

- W moim domu - uśmiechnął się - Do tamtego kurortu przenosimy się tylko na wakacje.

 Zaparkował obok czarnego samochodu. Po zgaszeniu silnika podeszliśmy pod drzwi wejściowe z bagażem. Adam zapukał i po chwili otworzyła nam dziewczynka, na oko w wieku ośmiu lat, ubrana w zwiewną, czerwoną sukienkę i długi fartuch kuchenny ubrudzony czekoladą. Mała gdy zobaczyła Adama uśmiechnęła się od ucha do ucha i skoczyła mu w ramiona.

- Adaaś! - krzyknęła.

- No hej Zoe - dostała delikatny pocałunek w czoło - I jak tam przygotowania?

Potomkini KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz