Miałam zamknięte oczy, kiedy poczułam, że ktoś mną potrząsa i cicho szepcze, abym wstawała. Nie wyspałam się, o ile zamknięte oczy zaliczają się do spania. Było mi bardzo miękko, a poduszka... poruszała się? Opadała w dół i podnosiła się w górę. Jakby ożyła...
Mozolnie otworzyłam oczy i zauważyłam, że leżę na Adamie. Po dłużej chwili się odezwał:
- Mogłabyś przestać się tak we mnie wpatrywać? Mam wrażenie, że zaraz wypalisz mi dziurę na twarzy wzrokiem - otworzyłam szeroko oczy, na co ten się zaśmiał, więc dostał placka w ramie - chciałem tylko pójść do łazienki... - zaśmiałam się i z niego zeszłam, aby następnie pobiec do szafy po ubrania i zamknąć się w łazience, tuż przed jego nosem.
- Ej, no! - uderzył w powłokę drzwi, a ja odkręciłam wodę pod prysznicem - widzę, że humor Ci dzisiaj dopisuje, co?
Jak fala wody wspomnienia i ułamki sekund, w których byłam najbardziej załamaną osobą na świecie wparowały do mojej głowy. Przed oczami przewijały mi się kolejne obrazy, nie dając o sobie zapomnieć. Głowa zaczęła mi pulsować. Chciałam o tym zapomnieć. Bezskutecznie. Wszystko uderzyło mnie ze zdwojoną siłą, dając do zrozumienia, że to nie był tylko koszmar, a brutalne realia życia.
- Evie, wszystko w porządku? - zapytał ze stłumionym głosem, zapewne przed grube drzwi.
- Tak! - krzyknęłam, aby lepiej mnie było słyszeć - Idę się wykąpać!
- Okej, to ja pójdę już do siebie. Przyjdę za jakąś godzinkę.
- W porządku - mówiąc to weszłam pod strumień ciepłej wody, którą próbowałam chociaż trochę wymazać zmartwienia z mojej pamięci, które niestety wyryły się w niej, powodując palący ślad, którego ilekroć dotknę płonie jaśniej, nie dając o sobie zapomnieć. Czułam w sobie jedynie pustkę i gorycz. Postanowiłam od dzisiaj jak najmniej o tym wspominać, ponieważ kiedyś i tak to by się stało - prędzej czy później - a ja nie zamierzam tkwić w miejscu. Muszę ruszyć na przód, zapomnieć chociaż po części i żyć chwilą, póki mam swoje życie. Mama na pewno nie chciałaby, abym tak bardzo się wyniszczała od środka - jak wrak człowieka, w którego powoli się zamieniam.
Zrobiłam podstawowe czynności, które robi się każdego poranka i wyszłam z zaparowanej łazienki, a następnie podeszłam do biurka. Nawet nie wiem kiedy, ale ktoś położył na nim książki, zeszyty i plan lekcji. Spojrzałam na niego - pierwsza jest literatura. Zapisując się na zajęcia pomyślałam, że to świetny dodatek do tej góry lodowej nazywanej medycyną. Spakowałam do leżącej pod łóżkiem torby odpowiednie rzeczy i plan, aby nie wejść przypadkiem do auli gdzie prowadzone jest dajmy na to dziennikarstwo. Wychodząc z pokoju z telefonem wpadłam na kogoś.
- Przepraszam - powiedziała cicho niska dziewczyna. Przyjrzałam się jej. Blond, a właściwie białe włosy sięgające prawie do pasa, okalały jej szczupłą sylwetkę, a błękitne oczy wpatrywały mi się z zaciekawieniem.
- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się do niej lekko, co odwzajemniła - niezdara ze mnie. Jestem Eveleen.
- Amy - uścisnęła moją rękę, którą przed chwilą wyciągnęłam w jej kierunku - na jakim jesteś kierunku?
- Medycyna, ale mam jeszcze literaturę, a Ty?
- Też ją mam! - zaśmiała się - mamy za pół godziny pierwsze zajęcia, co Ty na to, że pójdziemy tam razem?
- Czemu nie, ale teraz muszę iść się z kimś spotkać. Do zobaczenia później - uśmiechnęłam się i ją wyminęłam.
Zeszłam na dół i zdałam sobie sprawę, że nie mam zielonego pojęcia, gdzie ma pokój Adam, ale nie musiałam się długo nad tym zastanawiać, ponieważ wyrósł przede mną jak spod ziemi.
- A gdzie się to pani wybiera? - zapytał.
- Koleś, nie strasz tak.
- Zaskoczyłem Cię?
- Raczej przeraziłam się Twojej szpetnej mord..
- Co? - zapytał z niedowierzaniem - myślałem, że jest już lepiej między nami.
- Bo jest, tylko się droczę - uśmiechnęłam się sztucznie - idziemy?
- Jasne, jak chcesz to Cię zaprowadzę tam gdzie trzeba, abyś się nie zgubiła.
- Oczywiście, panie wybawco...
- Eh, choć.
Złapał mnie pod ramię, wcale nie wypuszczając. Ma za dużo siły, nie będę walczyć. Po paru minutach drogi - bo gadał jak najęty, a na dodatek gdzieś mnie zaprowadził przez przypadek - dotarliśmy pod wyznaczone dla mnie miejsce. Pożegnałam się z nim i weszłam do auli, która powoli zapełniała się kolejnymi studentami.
Zajęłam miejsce gdzieś z tyłu, aby być jak najmniej widocznym dla reszty świata i otoczenia. Po chwili dosiadła się do mnie znana mi już blondynka.
- Hej - uśmiechnęła się - wolne, prawda?
- Nie - zmarszczyła brwi - skoro tu siedzisz, to już jest zajęte, prawda? - zaśmiała się dźwięcznie.
- No tak, a wiedziałaś o tym, że... - przerwał jej nasz wykładowca.
Spojrzałam w jego stronę. Człowiek koło trzydziestki wszedł, usiadł na swoim miejscu i zaczął nam się przyglądać. Po dwóch - trzech minutach w końcu się odezwał.
- Jestem Matthew Davis, wasz nauczyciel, wykładowca.
Powoli wstał, zrzucił stos papierów które przyniósł, a także książki i inne pierdółki. Usiadł na mosiężnym biurku i z powagą na nas spojrzał. Widząc nasze zdziwienie i niezrozumienie w oczach dodał:
- Nie mam zamiaru uczyć was tego, co pisze w waszych podręcznikach. Pokażę wam, co tak naprawdę chciał przekazać William Shakespeare, poznacie drugie oblicze kultywowanego dramatu, którego wystawia się coraz to częściej na scenie - nie inaczej jak Romea i Julię, a także wgryziecie się w opowiadania Williama Faulknera, próbując pogłębić myśli i emocje, które starał się on przekazać w swoich dziełach. Będziecie doszukiwać się prawdy, a może i postaracie się znaleźć kłamstwa, które nieustannie wam wpajają, nawet w literaturze. Nasze lekcje będą wyglądać tak: przychodzicie, siadacie i słuchacie. Następnie zadajemy sobie nawzajem pytania, nawet te filozoficzne, i postaramy się na nie odpowiedzieć. Nie wymagam od was żadnych książek, zeszytów, laptopów, czy Bóg wie czego jeszcze. My będziemy pogłębiali wiedzę, a nie ją zapisywali. Rozumiecie? - pokiwaliśmy głowami - nie bójcie się zadawać pytań. Żadnych. ,, Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, bo wiedza jest ograniczona ''. Ktoś powie mi, kto powiedział ten aforyzm?
- Albert Einstein - powiedział jakiś młody chłopak.
- Właśnie! - klasnął ochoczo w dłonie - Wymagam od was jednego, abyście się udzielali sami z siebie, kierując się własnymi doświadczeniami i przemyśleniami, nie idąc jakimś popapranym schematem, którego wymyśliła właśnie taka osoba, która posiada wiedzę, lecz nie ma wyobraźni. A wyobraźnia - dotknął placem wskazującym swojej skroni - to nasz skarb, nasz złoty środek, kraj mlekiem i miodem płynący. ,, Biedny nie jest ten, kto nie ma ani grosza. Biedny człowiek to ten, kto nie ma marzeń ''. Kto to powiedział?
- Henry Ford - odezwała się moja nowa znajoma. Ciekawa jestem, skąd to zna.
- Bardzo dobrze. Bo widzicie - zamyślił się przez krótką chwilkę - marzenia i wyobraźnia to coś, co może przytrzymać nas przy życiu, w tym wyblakłym z kolorów świecie, dając nam tą upragnioną nadzieję. Idą one w parze i pomagają nam. - zaczął przechadzać się po sali w tą i we wte - Niektórzy mogą powiedzieć, że dana osoba ślepo patrzy na świat przez pryzmat różowych okularów. Niestety bardzo się myli. Taka osoba jest biedna, bo nie ma marzeń. Taka osoba ma wiedzę, bo nie posiada wyobraźni. Taka osoba nie dostała nadziei, bo nie doświadczyła w życiu tych wszystkich rzeczy, które mogłyby ją zapewnić, że taka nadzieja dalej istnieje. On nie ma ochoty szukać i się poddał. Dlatego mam do was prośbę. Nie poddawajcie się, tak jak on by to zrobił. Spójrzcie na tą szklankę, powiedzcie, że jest do połowy napełniona wodą. Zobaczcie najmniejszy promyczek światła w ciemności, która otacza naszą chłodną rzeczywistość. Uwierzcie, że uda wam się osiągnąć wybrane przez siebie cele. Ale uważajcie - bo łatwo jest wejść na zamarznięte jezioro. Łatwo jest wejść na ośnieżoną górę. Tylko jak później stamtąd wyjdziecie na ziemię, gdy lód pęka wam pod stopami? Jak zejdziecie z tak zwanego ,, Mount Everestu '' gdy nie będziecie mieli zabezpieczeń? Możecie iść ślepo przed siebie. Ale bez wiary, nadziei i bogatego umysłu utoniecie w lodowatej wodzie i spadniecie w czeluści otchłani, jaką okazać się może życiem - zadzwonił dzwonek, oznajmiający koniec wykładu - na dzisiaj to tyle. A pojutrze chcę usłyszeć od każdego z was interpretację tego cytatu: ,, Kiedy krzyczą anioły, nie chcę żyć kłamstwem, w które wierzę ''. Do zobaczenia - gdy wszyscy zaczęli wychodzić ten zebrał swoje rzeczy i położył je na biurko.Jestem pewna, że studiował filozofię, na 100%.
Gdy wyszłyśmy zaczepiła mnie Amy.
- Niezły jest, co nie? - zobaczyłam ekscytację w jej oczach.
- Przyznam szczerze, że spodziewałabym się wszystkiego, starego pruka, zrzędliwej baby, lub jeszcze co innego, ale nie takiego faceta. Powiem, że jest nawet przystojny...
- Co nie? - pisnęła mi do ucha, na co się skrzywiłam - znajduje głębsze myśli w najbardziej banalnych słowach, to jest taki... ugh... no po prostu świetne. Jak ja się cholernie cieszę, że poszłam na tą literaturę. Mam nadzieję, że facio od filozofii nie będzie aż tak zrzędliwy...
- Trzymajmy się tej myśli - obie się zaśmiałyśmy - ja idę na resztę swoich zajęć. Mam teraz... - zajrzałam na plan lekcji w torbie - anatomię.. eh, nie chce mi się tam iść.
- Rozumiem. Dobra, to ja lecę, zobaczymy się wieczorem, gdzieś tak po 18 w świetlicy?
- Pewno. Narazie - przytuliła mnie, co było dla mnie lekkim zaskoczeniem, ale szybko oddałam uścisk z szczerym uśmiechem na ustach.
- Pa! - pomachała mi i poszła dalej korytarzem, a ja zrobiłam to samo, lecz idąc w drugą stronę.
Dziewczyna wydaje się bardzo miła, bije od niej entuzjazm i zaraża nim innych. Chciałabym, aby mnie też tak zaraziła, ale coś mi się wydaje, że jestem odporna na takie schorzenia, jak wieczne szczęście i brak smutku. Szczerze? Zazdroszczę jej tego. Mam nadzieję, że szybko zapomnę o tym bólu i uda mi się pożyć jak normalna nastolatka, jak normalny student. Chciałabym.
CZYTASZ
Potomkini Krwi
FantasyPrzeciętna dziewczyna. Niezwykły umysł. Rodzinna tajemnica. Jak Eveleen zareaguje na to, że całe życie była okłamywana przez każdego członka swojej rodziny? Co zrobi, aby poradzić sobie z własną naturą? Nie może pozwolić aby wyszła ona na jaw. Pozna...