-Chodź do mnie. Chodź. - Szeptała kobieta. Zdawała się być ideałem ludzkiego piękna. Delikatna symetryczna twarz, długie czarne włosy i jasne niebieskie oczy sprawiały, że nie można było od niej odwrócić wzroku. Była idealna, ale emanowała od niej zła aura. Miała zimny wyraz twarzy. Wyglądała niczym zła królowa lodu. Patrzyłam wciąż na nią niepewnie, a ona dalej powtarzała to samo. - Chodź do mnie. No dalej.- Ja jednak stałam jak wryta w ziemię nie mogąc się ani trochę poruszyć. Kobieta straciła cierpliwość. Zmarszczyła brwi. - Chodź tu! - Krzyknęła donośnie, a ja ruszyłam się gwałtownie i obudziłam. Usiadłam na łóżku i uspokajałam szybko bijące serce. Dziwny sen. Nie miałam pojęcia co mógł oznaczać. Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież wystawiając głowę jak to miałam w zwyczaju i patrzyłam na Seattle w świetle jesiennego słońca. W końcu niepokojący sen przestał mieć znaczenie.
***
Szłam leśną ścieżką położoną na obrzeżach miasta. Planowałam odwiedzić grób taty i Petera. Chris proponował mi, że pójdzie ze mną, ale w tej chwili wolałam być sama. Zrozumiał to i powiedział, żebym na siebie uważała. Całe szczęście, że nie był takie nadopiekuńczy jak... Aaron. Odsunęłam od siebie myśl Aarona. Od dłuższego czasu rozmawiamy z sobą tylko kiedy musimy. Może to ile lepiej. Dzięki temu łatwiej mi o nim zapomnieć, a usilnie próbuję to robić. Mijały minuty, a ja wciąż szłam przed siebie myśląc o ludziach, którzy tak szybko odchodzą. Czasem zastanawiałam się, dlaczego właśnie mi to się przytrafiło, dlaczego to ja straciłam tylu bliskich. Jednak na dłuższą metę to nie ma sensu. Widocznie los tak chciał i już. Z pewnością czegoś mnie to nauczyło. Nie powinniśmy zbyt się przywiązywać do ludzi. Prędzej czy później i tak ich stracimy, a wtedy jedyne co nam pozostaje to ból, bezsilność i rozpacz. Z drugiej strony nie da się nie przywiązać do osoby, którą się kocha. Serce nie sługa. Od razu przyłapałam się na tym, że na myśl przyszedł mi Aaron. Jak jeden człowiek może tak zawrócić w głowie? Ale zapomniałam o nim prędko, gdy weszłam na cmentarz. Szłam pomiędzy grobami doskonale pamiętając owe miejsce, przy którym spędziłam sporo czasu. Mała licha ławeczka z drewna na przeciwko grobu. Na nim zdjęcie i wyryte nazwisko mojego ojca. Usiadłam jak zawsze ściskając różyczkę w ręce. Zimne powietrze wiało mi w twarz kiedy uroniłam kilka łez. Właściwie przywykłam już do życia bez taty, ale zawsze kiedy tu się pojawiałam czułam głębszy smutek. Grób. Namacalny dowód na to, że tato nie żyje. Wydawało mi się, że wokół nikogo nie ma póki nie zobaczyłam jej. Kobieta z mojego snu stała niedaleko wpatrując się we mnie tak intensywnie, że niemal mogła mnie przewiercić wzrokiem na wylot. Wstałam z ławki i od razu znieruchomiałam. Czy możliwe, że nadal śnie? Patrzyłam na nią z uwagą i wyglądała dokładnie tak samo jak w śnie. Tylko teraz mnie nie wołała, ale wiedziałam, że czeka aż sama do niej podejdę. Więc zrobiłam to. Zbliżałam się powoli bojąc się, że każdy mój nagły ruch może obudzić w niej bestie, która gdzieś w środku się czaiła. Czułam to.
- Kim jesteś? - Odważyłam się odezwać, gdy zatrzymałam się przed nią. Z bliska była jeszcze piękniejsza. Nieskazitelna. Mimo to dalej mnie przerażała. Z pewnością nie wyglądała na sympatyczną kobietę tym bardziej, że jej usta były wykrzywione w grymasie. Spojrzała na mnie kpiąco i zaśmiała się głośno, ale nie był to śmiech rozbawienia. Przeszły mnie ciarki po plecach i cofnęłam się o krok. Wiedziała, że się jej boję.
- Twoim koszmarem. - Powiedziała krótko swoim surowym głosem, a ja poczułam się jakbym miała zaraz dostać palpitacji serca i umrzeć obok grobu własnego ojca. Byłam przygotowana na ewentualność ataku z jej strony. W głowie miałam już taktykę obrony. Wtedy jej oczy na ułamek sekundy zaświeciły się na czerwono i zniknęła wraz z moim mrugnięciem. Tak po prostu. Nie byłam pewna czy nie wyskoczy gdzieś nagle, więc na wszelki wypadek odwracałam się na wszystkie możliwe strony dysząc ciężko. Ostrożności nigdy za wiele. Kiedy moje serce biło jeszcze gwałtownie usłyszałam swoje imię.
- Agnes! - Odwróciłam głowę i dzięki Bogu była to tylko Nicole. Poczułam wielką ulgę i choć odrobinę bezpieczeństwa, mimo, że miałam świadomość, że ta mała dziewczynka mnie nie obroni to jednak samo przebywanie z bliską osobą jest o wiele przyjemniejsze niż samemu. Szczególnie w sytuacji, której doświadczyłam przed chwilą. Nicole podbiegła do mnie i przywitała się zdyszana.
- Co ty tu robisz? - Trochę mnie zdziwił fakt, że kilkuletnia dziewczynka kręci się sama po cmentarzu.
- A tak jakoś miałam przeczucie, że tu Cię znajdę. - Jej odpowiedź mnie zaskoczyła, aczkolwiek postanowiłam nie pytać. Steve stwierdził, że ma wyjątkowe zdolności, więc to pewnie była jedna z jej umiejętności. - Mogłabyś przyjść do mnie?
- Do Ciebie? Po co? - Kolejne zaskoczenie z mojej strony. Nicole uśmiechnęła się łagodnie.
- Moja mama bardzo chciałaby Cię poznać.
- Hmm czemu nie. - I wtedy Nicole złapała mnie za rękę co było dla mnie bardzo uroczym gestem i prowadziła nas do swojego domu. Trochę się bałam, że jej mama nie bardzo mnie zaakceptuję. W sumie to która normalna dziewięciolatka przyjaźni się z prawie dorosłą dziewczyną? Tak czy inaczej po kilku minutach drogi już byłyśmy przed domem Nicole. Nim jeszcze zadzwoniłyśmy do drzwi zza progu drzwi wychyliła się jej mama. Wysoka blondynka o ciemnych brązowych oczach z sympatycznym wyrazem twarzy powitała nas ciepło. Weszłam do domu pachnącego wanilią i ściągnęłam swoje zabłocone trampki i skórzaną kurtkę.
- Chodźcie,usiądziemy w kuchni. Właśnie piekę ulubione ciasteczka Nicole. -Poszłyśmy malutkim korytarzem za mamą dziewczynki. Na ścianach wisiały obrazy w ramkach rozmaitych fotografii. Na kilku z nich była mała Nicole. Na innym cała rodzina pozowała uśmiechnięta. Usiadłam na krześle, a jej mama położyła na stolik ciasteczka. To właśnie przez nie tak pachniało w całym domu. Sięgnęłam po jedno z nich i zaciągnęłam się tym pięknym zapachem mojego dzieciństwa.
- Moja mama też takie piekła. - Powiedziałam, a jej mama uśmiechnęła się sympatycznie, a w kącikach jej oczu pojawiły się zmarszczki mimiczne.
- Dziękuję Ci za to, że obroniłaś ją przed czerwonookimi. - Prawie zakrztusiłam się moim ciasteczkiem co spowodowało wybuch śmiechu u Nicole. Spojrzałam na jej mamę z przerażeniem, a ona zaczęła się szybko tłumaczyć. - Spokojnie. Jestem jedną z Was. Przysięgam. - Przez chwilę zastanawiałam się czy mogę jej na pewno zaufać. Jednak jej wyraz twarzy sprawiał, że od razu jej ufałam. Miała w sobie jakieś takie ciepło. Potem zmieniłyśmy temat i rozmawiałyśmy o wszystkim byle nie o wilkach. Jej mama była naprawdę cudowną osobą. Aż w końcu zapytała o coś co wiele odmieniło. - Jak ty się właściwie nazywasz Agnes? - zapytała opierając się o meble i trzymając kubek wystudzonej już herbaty.
- Ravenwood. - I wtedy upuściła kubek na płytki. Potłukł się na setki małych części. Herbata rozlała się na podłodze. A w jej oczach było przerażenie.
___________________________________________
Moi drodzy czytelnicy! Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Naprawdę jestem niesystematyczną osobą i Was za to bardzo przepraszam. Mega Was zaniedbałam i aż się dziwie, że daliście radę tyle czekać na ten rozdział. No tak cały miesiąc. No, ale rozdział się w końcu pojawił także udało się i mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za to czekanie [ a powinniście XD ]. Sens w tym, że to co wy czytacie w kilka minut ja piszę ponad godzinę ;c
Jak widzicie lub też nie dodałam u góry filmik mój i mojej przyjaciółki. No i wpadłam na pomysł jak wywołać motywacje zarówno u Was jak i u mnie :) Jeśli obejrzycie go i ocenicie. Komentarz tutaj, komentarz na you tubie, łapka, subskrypcja czy cokolwiek innego to napiszę szybciej rozdział :D Jak będzie spory odzew to w ten weekend, a jak mniejszy to w następny. Wszystko więc w Waszych rękach!
PS. Jak myślicie co jest przyczyną takiego przerażenia matki Nicole? Jestem ciekawa czy ktoś zgadnie ;)
CZYTASZ
Mowa Wilków I i II
AdventureSzesnastoletnia Agnes Ravenwood po śmierci ojca wraca do swojego rodzinnego miasta Seattle. Dziewczyna musi powrócić do szkoły, w której była prześladowana przez innych uczniów. Kiedy przechadza się po lesie zostaje ugryziona przez wilka. Od tamtego...