Nad uchem usłyszałam ciche brzęczenie. Początkowo je zignorowałam, ale z każdą sekundą stawało się coraz bardziej irytujące. Podniosłam się z łóżka i spod przymrużonych powiek spojrzałam na ekran wibrującego telefonu. Na wyświetlaczu widniało ''Chris''. Zmęczona spojrzałam jeszcze na godzinę i odebrałam telefon.
- Do cholery! Jest 4 nad ranem. - Położyłam się z powrotem na łóżku wciąż zbierając w sobie wszystkie siły by utrzymać telefon przy uchu.
- Wiem Agnes, ale dobrze by było jakbyś się zjawiła. Dostaliśmy informację od Steve'a, żebyśmy całą sforą zebrali się w lesie za kilkanaście minut, niedaleko kafejki. Obiecałem mu, ze zadzwonię do ciebie. Chodzi o to, że ... znalazł jakieś ofiary. Nie znam żadnych szczegółów, ale to może być poważne. - Przyswajałam te wszystkie informację z dużym opóźnieniem, ale słowo ''ofiary'' mnie mocno wstrząsnęło. Bynajmniej na tyle, abym się szybko rozbudziła.
- Jasne, zaraz będę. - Powiedziałam nie pytając o więcej szczegółów. W końcu musiałam się jeszcze ubrać i zjawić na miejscu. Już chciałam się rozłączyć, gdy usłyszałam zatroskany głos Chrisa.
- A może szybko przybiegnę po ciebie? W końcu przebywanie samemu może być niebezpieczne. - Zdziwiła mnie ta troska. To prawda, że Chris zawsze był świetnym przyjacielem, ale nigdy nie rzucał takich propozycji. Mimo wszystko wiedziałam, że dam radę.
- Aż tak nie wierzysz we mnie? - Rzuciłam półżartem.
- Jasne, że nie. Po prostu - Zaciął się na chwilę. - Uważaj na siebie dobrze? - To było zdecydowanie uroczę, że się martwi.- Będę. - Rozłączyłam się i pognałam szybko narzucić na siebie jakieś normalne ubrania. Całe szczęście Dalia miała nocną zmianę i nie musiałam wymykać się oknem. Kiedy wyszłam poczułam na swoim ciele zimny deszcz, więc szybko nałożyłam kaptur. Przeszłam przez ulicę i gdy byłam na skraju lasu rozejrzałam się dookoła. Kompletna pustka. Nic dziwnego, nie codzienna godzina na takie spacerki. Widząc, że nikogo nie ma zmieniłam się w wilka, przynajmniej będę szybciej biec. Od razu poczułam przypływ wolności, a deszcz nagle stał się przyjemnie orzeźwiający.
***
Stałam w osłupieniu. Czując jednocześnie obrzydzenie, ale i smutek. Dwoje dzieci w wieku około ośmiu lat leżało nieruchomo na ściółce leśnej zaplamionej ich własną krwią. Widok był tak drastyczny, że aż od samego patrzenia czuło się ból. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to co widziałam.
- Widzicie te ślady? - Tony wyrwał mnie z zamyśleń. - Od razu widać, że to dzikie stworzenie. Ale zwykły wilk nie pokusił by się do takiego ataku. Spójrzcie na to. - Wskazał na zagryzione szyje. - Z tego co wiem to nawet niemożliwe by zwykły wilk był w stanie tak bardzo uszkodzić tkanki. - Widać było, że znał się na tym. W końcu był lekarzem i to nie byle jakim. Chcąc uniknąć już patrzenia na ofiary trochę się oddaliłam od grupy. Przeszłam kilka kroków. W głowie miałam chaotyczne myśli, gdy coś przykuło moją uwagę. Podeszłam bliżej starego drzewa o grubym pniu. Zerknęłam na kartkę przybitą gwoździem. ''To nie koniec''. Przeczytałam to przerażona i szybkim ruchem zerwałam kartkę z groźbą. Podbiegłam do grupki.
- Steve! Tony! Patrzcie na to - Z trzęsącymi się rękoma podałam im kartkę. Tony złapał ją i przeczytał na głos.
- To nie koniec - Cała nasza grupka spojrzała po sobie ze strachem w oczach. Mój wzrok zatrzymał się na Aaronie. Jako jeden z niewielu zachował kamienną twarz. Nic nowego. - Teraz już mamy pewność z kim mamy do czynienia. - Rzekł Tony. Nikomu nie trzeba było już wyjaśniać czyja to sprawka. Domysły stały się rzeczywistością. I w tym momencie usłyszeliśmy dźwięk syreny policyjnej.
CZYTASZ
Mowa Wilków I i II
AdventureSzesnastoletnia Agnes Ravenwood po śmierci ojca wraca do swojego rodzinnego miasta Seattle. Dziewczyna musi powrócić do szkoły, w której była prześladowana przez innych uczniów. Kiedy przechadza się po lesie zostaje ugryziona przez wilka. Od tamtego...