Dwa

7.9K 396 25
                                    

4 LATA PÓŹNIEJ

- Davi, zjadaj to szybko i ubieraj buty, bo spóźnimy się do przedszkola! Raz, raz! - klasnęłam w dłonie, zbiegając po schodach i spoglądając na synka wgapionego w telewizor. Minęłam go z teczką papierów, które jak na złość wysypały mi się z rąk.
- Spokojnie, torpedo, bo zaraz zgubisz też głowę! - zaśmiał się tata, zbierając za mną kopie porozrzucane po całej podłodze.
- Jeśli już nie zgubiła. - Babcia podała mi pudełko z lunchem i termos ze świeżo zaparzoną kawą.
Mój tata jest Hiszpanem, urodził się i wychował w Barcelonie, dzięki temu mieliśmy gdzie wrócić. W wieku dwudziestu lat odbywał praktyki w jednym z barcelońskich muzeów, gdzie zakochał się bez pamięci w przypadkowej turystce. Wyjechał za nią na drugi koniec świata, aż do Brazylii. Jak widać, życie w ciągu jednej chwili potrafi obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy najmniej się tego spodziewamy. Na przykład, kiedy osoba, którą kochasz i z którą przeżyłeś już piętnaście lat, oznajmia, że odchodzi do kogoś innego.
- Babciu, mówiłam Ci, że zjem coś na mieście... - w ramach podziękowania pocałowałam ją w policzek.
- Ja już tam wiem, że to twoje "coś" skończy się szybkim, śmieciowym fast foodem. - podeszła do Daviego, wciskając mu buty na nogi, bo ten nawet nie wiedział co dzieje się wokół niego.
I tak to wyglądało codziennie. Zawsze w biegu.
- Idziemy, młodzieńcze! - pogoniłam go, wybiegając przed dom. Prawie, gdy odpaliłam samochód, mały wpakował się do swojego siedzonka.
Dokładnie dwadzieścia minut zajęło nam zajechanie pod przedszkole i rozpakowanie się w szatni z prędkością światła. Pożegnałam go i miałam właśnie odejść, kiedy usłyszałam ponownie jego głosik.
- Mamusiu?
- Szybciutko, bo nie mam czasu... O co chodzi? - spojrzałam zestresowana na zegarek, przestępując z nogi na nogę.
- Kocham Cię bardzo. - uśmiechnął się delikatnie, chwytając mnie tym za serce.
- Ojej, ja też Cię kocham, zajączku! - ukucnęłam, by mocno go uściskać. Zauważyłam, że nie był z tego powodu zbyt zadowolony i dokładnie rozejrzał się dookoła.
- Mamo, chłopaki na nas patrzą... - szepnął zawstydzony.
- Ups, wybacz. - wyciągnęłam z torebki chusteczkę, by wytrzeć z jego policzka ślady po mojej czerwonej szmince. - Czasami zapominam, że jesteś już dużym facetem.
- Lepiej już leć, bo znowu się spóźnisz. - ponaglił mnie, wywołując na mojej twarzy szeroki uśmiech.
Nie potrafiłam sobie wyobrazić teraz mojego życia bez niego. Z początku było ciężko, oczywiście, że tak, ale jakoś sobie poradziliśmy. Dzięki tacie, Alexowi i dziadkowi nie brakowało mu męskich wzorców. Prababcia zapewniała mu babciną miłość, jakiej nie dostarczała mu moja matka, która widziała go tylko przez internetową kamerkę. A ja, mimo, że popełniałam mnóstwo błędów, to czerpałam z nich naukę, jakiej nie mogła mi dać żadna najlepsza książka, czy poradnik.

*

- Marília, kolejne spóźnienie... - sekretarka nawet nie podniosła na mnie wzroku znad swojego komputera. Nikt inny nie wpadał do biura z takim impetem i takim spóźnieniem.
Pracowałam jako dziennikarka w jednej ze sportowych stacji, choć szczerze mówiąc, nie widziałam się nigdy wcześniej w takiej posadzie. Jednakże tuż po urodzeniu Daviego szukałam jakiejkolwiek godziwej pracy, nie chciałam cały czas żyć na utrzymaniu taty. Dzięki kilku znajomościom udało mi się załapać do redakcji, na początku zajmowałam się redagowaniem strony internetowej, jednak z czasem awansowałam i aktualnie przeprowadzam wywiady ze sportowcami, ściślej mówiąc: sportsmenkami. Wciąż miałam uraz do płci męskiej. Moja praca niestety wiązała się z częstymi wyjazdami, ale razem z Davim jakoś sobie z tym radzimy. Mam kochającą rodzinę, która pomaga mi to wszystko jakoś poukładać. Dziadek, tata i Alec co prawda pracują, ale babcia zawsze jest na posterunku. - Dyrektor na Ciebie czeka. - z zamyśleń wyrwał mnie głos dziewczyny, więc szybko się otrząsnęłam.
Serce od razu mocniej mi zabiło. Poprawiłam spódnicę i włosy, po czym bez zbędnych pytań skierowałam się prosto do dyrektorskiego gabinetu.
- Panna Da Costa, nareszcie. Proszę siadać. - lekko siwawy już mężczyzna wskazał mi miejsce po drugiej stronie swojego biurka. Z bojowym nastawieniem, gotowa do kłótni, zasiadłam w fotelu na przeciwko niego. Jeśli tylko wypomni mi te spóźnienia, powiem mu co myślę o tym, jak inni w firmie się obijają, wykorzystując jego zaufanie.
- Zamierza mnie Pan zwolnić? - zapytałam bez ogródek na samym wstępie. - Wiem, że moja praca to nie tylko wywiady przed kamerą i powinnam częściej zaglądać do firmy, ale co ja się tam znam na tych wszystkich technicznych sprawach? Bardzo chciałabym móc dodatkowo pisać artykuły, ale nie jest to możliwe, gdyż mam małe dziecko. Rozmawialiśmy już o tym i obiecał Pan nie robić z tym problemów. - nawijałam na swoją obronę, a on spojrzał na mnie lekko zdziwiony. - Och, nie o tym chciał Pan rozmawiać? Vale, w takim razie nie podsuwam Panu już żadnych innych pomysłów. - założyłam nogę na nogę, prostując się.
- Właśnie za to kochają Panią nasi widzowie! - zachichotał, obracając się na swoim krześle. - Za szczerość i naturalność, nikogo Pani nie udaje. Dlatego postanowiłem nanieść pewne poprawki. Zapewne słyszałaś, że Penelope Cardona przechodzi na urlop macierzyński? - poprawiając swoją marynarkę, przybliżył się do biurka. - Zamierzałem ściągnąć kogoś z zewnątrz na jej miejsce, ale żadne CV nie wydawało mi się aż tak interesujące. Jej posada jest ważna, to głównie na niej skupiają się oczy wszystkich widzów...
- Co swoją drogą jest niesprawiedliwe, że kobiety zawsze są na drugim planie. - mruknęłam pod nosem, mając na myśli kobiece reprezentacje. Zdawałam sobie sprawę z tego, że On i tak mnie słyszał.
- ...I wtedy uświadomiłem sobie, że przecież mamy Ciebie. - dokończył powoli, nie zważając na mój poprzedni komentarz.
- Ale... przecież Penelope zajmowała się sekcją męską. - wymówiłam na głos swoje myśli. - A ja prowadzę sekcję kobiecą. Nie mogę się rozdwoić.
- Naturalnie, że nie. - odchrząknął głośno. - Do tego zmierzam. Przenoszę Cię, Marílio.
- Jak to... - jęknęłam, uświadamiając sobie co to oznacza. Sekcja męska była rozległa: od koszykówki, przez piłkę ręczną, aż po... nożną. Uciekając z Brazylii miałam nadzieję już nigdy więcej nie spotkać ojca Daviego. Jednak w maju 2013 roku, cały świat rozgrzmiał informacjami o transferze młodego piłkarza z Santosu do Katalonii. Konkretniej: do FC Barcelony, rzekomo najlepszego klubu piłkarskiego na świecie.
- Zrobiłem porządki w firmie, udało nam się w końcu wyjść z tego kryzysu... Zwolniłem kilka osób, na nowo przyporządkowałem pracowników do swoich działów... - zaczął przeglądać sterty kartek, które rozrzucone były po całym biurku.
- Mogę przejąć koszykarzy. - przełknęłam głośno ślinę.
- Moja droga, przeprowadziliśmy badania. - odparł spokojnie, unosząc na mnie swój wzrok. - Twoja pewność siebie, mówienie o tym, co myślisz, wplątywane żarciki i cóż... nie będę tego ukrywał, twoja uroda... zaprowadziły Cię na podium. Jesteś w trójce najchętniej oglądanych dziennikarzy naszej telewizji. Od teraz zajmiesz się działem futbolu. - słowa te uderzyły we mnie niczym strzała wypuszczona z mocno naprężonego łuku.
Opadłam na oparcie fotelu, czując jak coś ciężkiego spada mi na serce.

Są chyba jakieś problemy z wattpadem bo nie przychodzą powiadomienia o aktualizacjach

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Są chyba jakieś problemy z wattpadem bo nie przychodzą powiadomienia o aktualizacjach...

LimerenciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz