Trzydzieści Cztery

4.9K 284 17
                                    

Bywają w życiu chwile, których ból daje się zmierzyć dopiero po jego przeżyciu, i wówczas dziwi nas, iż zdołaliśmy go znieść. 

Usłyszałam za sobą cichy szelest, ale nie miałam już czasu, by zastanawiać się, czy ktoś próbuje zajść mnie od tyłu. Byłam w pułapce, a życie babci wisiało na włosku. Liczyły się tylko sekundy. 
Nie pomyślałam nawet głębiej nad tym, co robię, instynkt wyrwał mnie do przodu, wydobywając z gardła zrozpaczony krzyk. 
- Nie! - wrzasnęłam, a cztery pary oczu skierowały się prosto na mnie. Jednym ruchem pchnęłam lawinę domina, wszystko potem działo się zbyt szybko, bym mogła to ogarnąć. Rzuciłam się  na mężczyznę z bronią, powalając go na przykrytą kurzem ziemię. Głośny huk dał mi do zrozumienia, że padł strzał. Usłyszałam kolejny krzyk i nim się spostrzegłam, Neymar wyskoczył z ukrycia, z pistoletem wymierzonym do mężczyzny za mną, który... przed momentem wycelował właśnie do mnie. Dopiero po kilkunastu sekundach uświadomiłam sobie, że to ja zostałam postrzelona. Nie wiem, czy powodem, dla którego jeszcze nie poczułam bólu, był ogarniający mnie szok, czy może ogromna chęć przetrwania, ale nie miałam czasu się nad tym rozprawiać. Zanim zdążyłam się odwrócić, łajdak, którego przewróciłam, zdzielił mnie z całej siły w brzuch. Momentalnie zrobiło mi się ciemno przed oczami i obezwładniona padłam na podłogę pod nogi babci, która natychmiast pochyliła się nade mną. Gdyby tego nie zrobiła, kolejna kula trafiłaby prosto w jej głowę. Podtrzymana przez jej ramię, podniosłam się na tyle, ile mogłam. Uchwyciłam w dłoń metalowy pręt i z całej siły wbiłam go w nogę oprawcy, który wrzasnął, puszczając z uścisku ciężką broń. 
-

Ty suko... - wysyczał przez zaciśnięte zęby, łapiąc mnie za włosy. Wsłuchana w odgłosy walczącego Neymara, spojrzałam mężczyźnie prosto w oczy. Nie znałam go, nigdy wcześniej nawet go nie widziałam, dlaczego więc postanowił tak mnie dręczyć? 
Szykowałam się już na najgorsze. Zostałam złapana, ale nie potrafiłam się ruszyć, bo rwący ból wydobywający się z mojego uda, kompletnie mnie sparaliżował. To koniec - pomyślałam, dopóki kątem oka nie zobaczyłam babci, przejmującej pistolet.
- Rzuć broń, ani kroku dalej! - rozległ się stanowczy głos, nadchodzący z prawej strony. - Ręce do góry!
Widząc nadbiegającą z każdej strony policję, po raz pierwszy dzisiaj odetchnęłam z tak wielką ulgą, że aż ciarki przeleciały po moich plecach. Bandyta, zbir, czy jakkolwiek miałam go nazwać, puścił mnie z szarpnięciem na podłogę. Upadając na zranioną nogę, nie mogłam powstrzymać się od głośnego jęku. 
- Szybko, ona jest ranna! - Neymar doskoczył do mnie, nie przejmując się surowym nawoływaniom policjantów. Jego twarz była zakrwawiona, oczy zmęczone, aczkolwiek skupione, jak jeszcze nigdy. 
- Nic Ci nie jest? - wyszeptałam, starając się unormować oddech. Jedną ręką ścisnęłam dłoń babci, która była cała i zdrowa, a drugą, położyłam na ramieniu Brazylijczyka.
- Zostałaś postrzelona, a pytasz, czy to mnie nic nie jest? - zapytał zdumiony, obejmując moje roztrzęsione palce. 
- Zdążyłam do tego przywyknąć. - sama nie wiem, skąd w takiej sytuacji wzięła się u mnie pora na żartowanie, ale udało mi się go delikatnie rozbawić. 
Wsparta na łokciu, rozejrzałam się dookoła. Miałam tyle pytań... Skąd wziął się tu Neymar, kim są Ci ludzie, dlaczego w ogóle to tego doszło? Wiedziałam jednak, że jeszcze przyjdzie czas na wyjaśnienia. 

Ktoś zabrał ode mnie zszokowaną babcię, Neymar natomiast stanowczo odmówił swojemu ochroniarzowi i uparł się, że zostanie ze mną. 
- Zaraz będzie tutaj karetka. - pocieszył mnie, widząc, jak potężny ból przeszywa mnie całą na wskroś. Właściwie czułam, że jedną nogą jestem już w śnie, lub gdzieś dalej, tam, gdzie nie sięga żadne cierpienie. 
Mimo wszystko, mimo tego, jak głupio to zabrzmi, cieszyłam się, że to właśnie na mnie padło. Babcia, Neymar, wszyscy byli niewinni, nie powinni się tu w ogóle znaleźć. Przez to, że zostałam uderzona w brzuch, babcia uszła z życiem. Gdyby to się nie stało, kula przeleciałaby przez jej głowę, a wtedy... nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Jestem pewna, że to Boska opatrzność czuwała dzisiaj nad nami. Jestem pewna, że w to południe, zdarzył się nie jeden cud. 
Wyczułam na sobie czyjeś spojrzenie, uniosłam więc wzrok, a gdyby nie to, że obezwładniona leżałam na ziemi, z pewnością bym na nią teraz upadła. Bowiem tuż naprzeciwko nas, zakuta w kajdanki, stała Valentia. Ta Valentia, wizażystka współpracująca z Ríą. 
- Co ona tutaj robi? - zszokowana zmrużyłam brwi, próbując pojąć, co tu jest grane. 
Neymar nie musiał się odwracać, by wiedzieć, o kim mówię. 
- Nie wiem, ale nie robiła nic, tylko stała i płakała. - wyszeptał. 
Nie mogliśmy dłużej na ten temat porozmawiać, ratownicy otoczyli nas z obydwu stron. Położyli nosze obok mnie i zaczęli zadawać mi różne pytania, sprawdzając moją świadomość. 
- Już po wszystkim. - uśmiechnęła się do mnie kobieta w średnim wieku, gdy niesiono mnie do karetki. 
- Już po wszystkim. - przytaknęłam, pozwalając sobie na zamknięcie oczu. 

*

Następnego dnia, jak tylko wybudziłam się z błogiego snu, okrutna rzeczywistość bardzo szybko dała mi o sobie znać. Straciłam przez postrzał dużo krwi, nic więc dziwnego, że czułam się, a zapewne również i wyglądałam, jak wrak człowieka. 
Otworzyłam ciężkie powieki i momentalnie dostrzegłam grupkę osób skupioną wokół mojego szpitalnego łóżka. 
- Zawsze musicie wpadać w odwiedziny, kiedy wyglądam tak niewyjściowo? - westchnęłam, a oni spojrzeli po sobie, siląc się na uśmiech. - Zebraliście się jak w kaplicy przy zmarłym. Muszę was jednak rozczarować, jeszcze trochę się ze mną pomęczycie. - wydukałam słabym głosem. 
- A oni próbowali nam wmówić, że jest bardzo słaba i przez jakiś czas może nie być sobą? - parsknął Alex, pochylając się nade mną, by ucałować mnie w czoło. 
- Co z dziadkiem? - spytałam, przypominając sobie o zaistniałych okolicznościach. Ku mojemu zdziwieniu, tuż obok Eshany stała także babcia w szpitalnej koszuli. 
- Wyjdzie z tego, ale musi się pilnować. Lekarze mówią, że miał dużo szczęścia. - odpowiedziała mama niemalże szeptem. - Gdybym... wyszła wtedy z łazienki kilka minut później, mogłoby już być... za późno. 
Na sali zapadła głęboka cisza, w której nikt nie wiedział co powiedzieć, choć w rzeczywistości niejedno pytanie cisnęło się nam wszystkim na usta. 
- Babciu? A co z tobą? - przełamałam się pierwsza, nie mogąc dłużej znieść przytłaczającego milczenia. Przed oczami znów miałam widok bezbronnej staruszki, która spojrzała śmierci prosto w oczy.
- Czuję się jak nowo narodzona, jakby ktoś dał mi drugie życie! - zawołała bez zastanowienia. - Zupełnie nie wiem, czemu w ogóle kazali mi tu zostać. 
-No wiesz, niecodziennie ktoś przystawia Ci lufę do skroni. - zauważył tata, a mama zganiła go wzrokiem za kompletny, jej zdaniem, brak taktu. Ja natomiast roześmiałam się, podobnie jak Alex, Eshana i Ría, której wcześniej nie zauważyłam, bo była schowana tuż za... Elíasem, który również gdzieś mi umknął. Jego oczy były zaczerwienione, tak jakby nie spał, tylko płakał całą noc. On jeden, on i mama, nie uśmiechnęli się ani przez chwilę. 
- Marília Da Costa zapewnia wszystkim życie pełne niezapomnianych wrażeń. - skwitował Alex. 
Wtedy też rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, stukot małych kroczków, po czym zza nóg taty wyskoczył zziajany Davi. 
- Mamusiu! - zawołał i podbiegając bliżej, rzucił się na moje łóżko. Moja mama próbowała go złapać i ściągnąć ze mnie, ale gestem dłoni pokazałam, że wszystko jest w porządku. Jego obecność była moim osobistym lekarstwem na każdy ból. Przytuliłam go do siebie mocno, a dopiero po tym, jak się ode mnie oderwał, ujrzałam Neymara. 
- Nie mają nic przeciwko, że jest was tutaj tak dużo? 
- To prywatny oddział. Neymar się o to zatroszczył. - wyjaśniła Ría, patrząc na mnie znacząco, a ja przeniosłam swój ociężały wzrok na bruneta. 
Jeśli miałabym typować, kto z nich przeszedł najgorszą noc, stawiałabym właśnie na niego. Nie wiem, czy to przez to, że w codziennym świetle sławy prezentował się tak dobrze, czy powód był całkiem inny. Ale teraz naprawdę wyglądał jak swoje kompletne przeciwieństwo. 
- Myślę, że powinniśmy dać im porozmawiać. - mój brat odezwał się nagle, a oni bez sprzeciwu zaczęli powoli zbierać się ku wyjściu. Tylko Elías trochę się ociągał. 
- Nie miej wyrzutów sumienia, że o niczym nie wiedziałeś. - złapałam go za dłoń, kiedy już odchodził. Znałam go najlepiej, wiedziałam, że w tej chwili ogromnie się obwinia. Pokiwał lekko głową i ruszył za Eshaną, która najwyraźniej chciała mi jeszcze coś powiedzieć. - Z tobą też muszę pogadać, zaczekaj na zewnątrz. - poprosiłam zachrypniętym głosem. 

Gdy wreszcie zostaliśmy sami, Neymar przetarł dłonią zmęczoną twarz i przysiadł na krześle obok. 
- A ty mi wreszcie opowiedz, skąd się tam wtedy wziąłeś. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
LimerenciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz