And we can be heroes. Just for one day.
- Zwariowałeś, nie mogę tego przyjąć... - jęknęłam do telefonu tego samego wieczora, kiedy to pożegnaliśmy facetów z ochrony oraz ekipę montującą nowe okna w sypialni. - Nie stać mnie na to, mówiłam Ci.
- Nie żebym się przechwalał, ale... mnie stać. I chcę Wam pomóc. - jak tylko Neymar wypowiedział te słowa, westchnęłam głośno. Dlaczego on musi tak wszystko komplikować? Nasze relacje powinny być tylko czysto zawodowe. A poza tym, przecież miałam go nienawidzić. - Gdy widziałem to przerażenie w oczach Daviego... Nie wiem jak nazwać to uczucie, ale coś się we mnie poruszyło. Nie chcę, żeby ponownie spotkało go coś takiego. Jego... Was. - słysząc jego wzruszającą przemowę, zaczęłam walić głową o ścianę. - Co tak stuka?
- Moje sumienie. Czuję, jakbym zaciągnęła u Ciebie dług, którego nie będę w stanie spłacić. To jedna z najdroższych ochron w Barcelonie, Neymar. - westchnęłam, zmartwiona nie na żarty. Jak mam wyjaśnić to tacie i dziadkom, kiedy wrócą i zobaczą zainstalowany alarm? W każdym pomieszczeniu zamontowano kamery, a po wejściu do domu trzeba w przeciągu trzydziestu sekund wbić kod, bo inaczej przyjadą ochroniarze. Babcia na pewno nie będzie z tego powodu zadowolona. Tym bardziej, gdy się dowie od kogo jest ten prezent.
- Widzę, że już ją wygooglowałaś. - zachichotał, lecz mnie wcale nie było do śmiechu. Zapanowała między nami głucha cisza, którą w końcu postanowił przerwać sprawca całego tego zamieszania. - Lubię pomagać innym, dopiero wtedy czuję, że cała ta moja praca, jaką jest bieganie za piłką, ma sens. Nie zamartwiaj się tym, dobrze?
- Postaram się. - mruknęłam. - Nie wiem, jak Ci się za to odwdzięczę.
- Ale ja wiem. Może wybierzemy się jutro na kawę? Mam czas po dziewiętnastej. - po usłyszeniu tego pytania, wytrzeszczyłam oczy. To na prawdę zaszło za daleko. Jak mam dać mu do zrozumienia, że nie będziemy przyjaciółmi wyskakującymi na kawę, piwo, ani na sok pomidorowy?
- Nie pijam kawy na wieczór, bo nie mogę potem zasnąć. - odpowiedziałam, opierając się o tarasowe drzwi i obserwując Daviego grającego w ogrodzie. Nawet nie wiem kiedy nauczył się takich sztuczek piłkarskich.
- Herbata? - brunet nie dawał za wygraną.
- Mawiają, że herbata ma więcej kofeiny niż kawa.
- W takim razie... - zastanowił się chwilę, szukając kolejnego pomysłu. Ja w tym czasie modliłam się, by zamiast tego niespodziewanie zrezygnował. - O, a może przyjdziecie jutro z Davim na trening? Dam głowę, że się ucieszy. - nie widziałam jego twarzy, ale mogłam się założyć, że na jego ustach właśnie wymalował się uśmiech. - Nie daj się prosić, w końcu masz co do mnie zobowiązanie, tak?
- Zamierzasz to teraz wykorzystywać? - uniosłam do góry brew, a on jedynie parsknął śmiechem. - Zobaczymy, nic nie obiecuję. - uniosłam do góry dłoń, przyglądając się moim zaniedbanym paznokciom. Przydałaby mi się jakaś wizyta u kosmetyczki.
- Czyli przyjdziecie, świetnie. - udał, że nie usłyszał moich ostatnich słów i kontynuował dalej. - Podam wasze nazwiska przy wejściu, żebyście mogli dostać się do środka bez żadnego problemu. Zaczynamy o czternastej, zapraszam.*
- Mamo, jesteś najsuperaśniejszą mamą na świecie! - Davi kipiał z radości przez całą drogę do Kompleksu Gampera, odkąd tylko dowiedział się, że zamiast do kina, zabieram go na trening Barcy. Na początku nie mógł w to uwierzyć, tylko myślał, że to jakiś mój kolejny, nieśmieszny dla niego, żarcik. Jednak jak tylko zaparkowaliśmy na parkingu Ciutat Esportiva, wytrzeszczył oczka i rzucił mi się na szyję.
- Nie ma takiego słowa jak najsuperaśniejszy. - powiedziałam, gdy odebraliśmy przy wejściu nasze przepustki. - Ale dziękuję Ci bardzo, zajączku. Teraz tylko to zapamiętaj, kiedy następnym razem będę Cię prosiła o posprzątanie pokoju. - poczochrałam go po włoskach i zgodnie ze wskazówkami, zaprowadziłam na boisko, a raczej na niewielkie trybuny. Blondyn puścił moją rękę i podbiegł do barierek, wbijając wzrok w piłkarzy biegających po trawie. Rozejrzałam się dookoła, a moje spojrzenie zostało szybko przez kogoś wyłapane.
- O kurczę. - na widok Shakiry siedzącej nieopodal na ławce, torba zsunęła mi się z ramienia. Uśmiechnęła się do mnie szeroko, więc szybko to odwzajemniłam i zbierając się na odwagę, zaczęłam iść w jej kierunku. - Możemy się przysiąść? - spytałam niepewnie.
- Masz na myśli siebie i tego zapalonego młodzieńca, który właśnie próbuje zeskoczyć z barierki? - słysząc te słowa momentalnie wybałuszyłam oczy i rzucając torebkę na ziemię, odwróciłam się na pięcie.
- Davi, co ty wyprawiasz?! - zawołałam wystraszona, biegnąc do niego ile sił w nogach. Kątem oka zauważyłam, że kilka osób na boisku odwróciło głowę w naszą stronę, ale to mnie teraz najmniej obchodziło. - Złaź stamtąd, łobuzie! - w ostatniej chwili udało mi się go złapać za koszulkę.
- Patrz mamo, oni nas widzą! - uradowany wskazał palcem na murawę, gdzie faktycznie staliśmy się centrum zainteresowania.
- O Boże, jaki wstyd... - jęknęłam, gdy ten mały łobuz zaczął im machać. Kilku z nich odwdzięczyło mu się tym samym, a Neymar wykopał piłkę9 prosto do bramki i podleciał do nas z uśmiechem.
- Super, że jesteście! Chodź, Davi, przedstawię Cię chłopakom. - wyciągnął ręce do góry, bo znajdowaliśmy się jakieś dwa metry wyżej od niego. Mój syn oczywiście bez oporu zabierał się do skoku, ale ja prędko go powstrzymałam. - Nie bój się, złapię go.
- A co jeśli nie i skręci sobie kark, złamie rękę, dwie nogi i kręgosłup? - uniosłam do góry brew, na co on parsknął śmiechem.
- Nie ufasz mi? - to pytanie w jego ustach brzmiało tak paradoksalnie, że miałam ochotę głośno się roześmiać. - To tylko kilka metrów, a nie wieżowiec Torre Agbar.
Po krótkim namyśle głośno westchnęłam i powoli opuściłam Luccę, który spadł prosto w ręce Brazylijczyka.
Widząc, jak wniebowzięty Davi biegnie do zawodników, odetchnęłam z ulgą i wróciłam na miejsce obok piosenkarki. Dziewczyna przyglądała się temu wszystkiemu z rozbawieniem.
- Wygląda niewinnie, ale to mały potwór. - powiedziałam, biorąc do ręki zrzuconą wcześniej torebkę.
- Albo po prostu mały-wielki kibic. Coś o tym wiem, sama takiego mam. - wskazała ręką na brązowowłosego chłopca biegającego wzdłuż linii boiska. Dopiero wtedy olśniło mnie, że ona przecież jest związana z Gerardem Pique.
- Coś czuję, że by się dogadali. - jak tylko to powiedziałam, Milan, bo chyba tak nazywał się jej synek, podleciał do Daviego i Neymara.
- Zaraz zobaczymy. - zachichotała, zakładając nogę na nogę.*
- Mamoo, a będę mógł chodzić na zajęcia z Milanem? - jakieś pół godziny później, kiedy trening dobiegał końca, Davi wraz ze swoim nowym kolegom, podleciał do nas wyraźnie podekscytowany.
- Jakie znowu zajęcia? - zmrużyłam brwi, bojąc się tego, co znowu wymyślił.
- W piłkę. To będę mógł, cooo? - wspiął się niczym małpka na moje kolana i zawiesił mi ręce na szyję, wbijając we mnie swój błagalny wzrok.
- Porozmawiamy o tym potem. - pacnęłam go delikatnie palcem w nos, a gdy zeskoczył z powrotem na ziemię, zwróciłam się do Shakiry. - Czyli nigdy.
- To całkiem fajna szkółka piłkarska, mogłoby mu się spodobać. - zaoponowała blondynka, kiedy zabrałyśmy swoje rzeczy i powoli ruszyłyśmy do wyjścia.
- Uwierzysz, jeśli powiem Ci, że mam uraz do piłkarzy? - spytałam, zerkając na nią.
- I dlatego przyjaźnisz się z jednym z nich? - zachichotała.
- Nie przyjaźnię się z nim, tylko pracuję. Tymczasowo. - dodałam szybko.
Kiedy wyszłyśmy przed Kompleks, podziękowałam jej za wspólnie spędzony czas i gdy my, oraz chłopcy pożegnali się, skierowałam się do swojego samochodu. Coś jednak już na wstępie mi nie pasowało...*
- Spokojnie, jest tutaj sporo kamer, na pewno dowiemy się kto to zrobił. - Neymar poklepał mnie delikatnie po ramieniu, kiedy z wściekłością wpatrywałam się w swój samochód. Ktoś przebił mi w nim wszystkie opony. Znowu musieli mnie śledzić. Pytanie tylko dlaczego to zrobili, skoro oddałam wyznaczoną sumę pieniędzy?
- Jakby jeszcze tego mi teraz brakowało. - mruknęłam, krzyżując ręce na piersi.
- Zostaw to mnie, to moja wina. Ja was tutaj zaprosiłem. - powiedział, wyciągając telefon i oddalając się kilka kroków. Shakira, Gerard i Dani, którzy nam towarzyszyli, spojrzeli na mnie współczująco.
- To pewnie jakiś debil, któremu się nudziło. - westchnął Alves, obchodząc auto dookoła.Kilka minut później, Neymar podszedł do nas z powrotem.
- Wszystko załatwione, nic się nie martw. Wołaj Daviego, podwiozę was do domu. - zaoferował się. Mimo, że nie bardzo podobał mi się ten pomysł, chyba nie miałam innego wyjścia.*
- Skręcamy już tutaj, czy jedziemy prosto?
- Tutaj, tutaj. - wskazałam ręką na lewo, w stronę restauracji taty. Zadzwonił do mnie przed chwilą, że wrócili wcześniej i żebym przyjechała do niego jak najprędzej, bo ma mi coś ważnego do przekazania.
- Brazylijska kuchnia? - Neymar przeczytał szyld, stając idealnie przed samymi drzwiami. - W takim razie muszę jej spróbować! - zawołał z zaciekawieniem i nie czekając na moją reakcję, wyskoczył z samochodu, trzaskając drzwiami. Westchnęłam głośno, odpinając pas i wygramoliłam się z wozu.
Davi, który nie odstępował swojego idola na krok, chwycił go za rękę i w podskokach zaprowadził do wejścia.
Jak tylko dzwoneczki oznajmiły nasze przybycie, tata wyłonił się zza baru.
- Cześć, tat... - zaczęłam z uśmiechem, jednak odebrało mi mowę w momencie, kiedy ujrzałam, że nie czekał na mnie w samotności.
CZYTASZ
Limerencia
FanfictionMarília była pewna jednej rzeczy: nienawidziła piłkarzy. Świętujac swoje osiemnaste urodziny, spędza noc z przypadkowym chłopakiem - który, okazuje się być zawodnikiem Santosu. Przez jeden błąd całe jej życie wywraca się do góry nogami - zachodzi w...