Dostaliśmy w posiadanie noc, by być ludźmi, którymi nie jesteśmy za dnia.
- Ty to jednak jesteś skończonym idiotą, wiesz? - syknęłam w stronę brata, nie kryjąc swego poirytowania. Eshana odwróciła twarz, najwyraźniej chciała wyjść, ale powstrzymałam ją w ostatnim momencie, łapiąc za dłoń. Alex dopiero po chwili zorientował się, o co chodzi, podążając wzrokiem za mną. Nie od razu doszło do niego, że dziewczyna w małej czarnej stojąca obok, to ta sama, którą właśnie obraził.
- Marí, proszę. - hinduska spojrzała na mnie tak błagalnym wzrokiem, że nie mogłam jej dłużej powstrzymywać. Poluzowałam uścisk, wypuszczając ją wolno. Nie chciałam nawet sobie wyobrażać jak upokorzona musiała się czuć. A ja, w dodatku, nie byłam w stanie za nią pobiec.
Jak na zawołanie, z powrotem przy nas pojawił się Neymar, mijając zdruzgotaną Eshanę. Momentalnie wyłapał moje spojrzenie i nie musiał pytać - zerknął na Alexa i już wiedział, że coś jest nie tak. Nim dziewczyna zdążyła kompletnie zniknąć nam z oczu, pognał za nią, a ja wlepiłam zabójczy wzrok w brata.
- Ja... nie wiedziałem, że to ona. - zaczął się tłumaczyć, będąc w głębokim szoku. - Wyglądała...
- Pięknie. - dokończyłam, krzyżując ręce na piersi. - Wreszcie udało mi się ją przekonać do metamorfozy, udowodnić, że kryje się w niej prawdziwe piękno, tylko musi je z siebie wydobyć. A ty musiałeś to schrzanić, i to jeszcze na samym początku naszej zabawy. Dziękuję Ci bardzo!
- Nie chciałem. - przeczesał palcami nastroszone włosy. - Naprawdę nie chciałem. Może pójdę ją przepro...
- Nie. - przerwałam mu szybko, zanim zdążył dokończyć. - Dam głowę, że nie ma ochoty w tej chwili wysłuchiwać twoich żałosnych wyjaśnień. - prawie kiedy to powiedziałam, tuż obok zmaterializował się gospodarz domu ubrany we wściekle pomarańczową koszulę. - A ty co, pilnujesz ruchu drogowego? - zwróciłam się do niego.
- Chyba kiepsko mi to idzie, skoro ktoś zdążył Cię potrącić. - zaśmiał się, wskazując na moją usztywnioną nogę. Odwrócił się na pięcie, by po chwili podstawić mi pod nos biurowy fotel na kółkach. - Oto twoja taksówka, którą zamówił Juninho. Gdzie on się podział? - pomagając mi wstać, rozejrzał się dookoła, ale ujrzał tylko Alexa oddalającego się z przybitą miną.
- Za moment wróci. Byłbyś tak dobry i popchnął mnie w kierunku tych mebli? Umieram z pragnienia. - westchnęłam od nadmiaru wrażeń i ułożyłam się wygodniej w fotelu. Dani mruknął coś na kształt "Już się robi" i zaczął mnie pchać ku stołom z przekąskami. Prawie, gdy tam dotarliśmy, z głośników zaczął lecieć jakiś okropny, kataloński rap, który już od pierwszych sekund wywoływał u mnie ból głowy.
- Lepiej zabij mnie od razu. - wyłowiłam nóż z jakiegoś sosu i podałam Brazylijczykowi, na co on zachichotał.
- Wystarczy, że zabiję tego zakłamanego didżeja Pique. Zachciało mu się patriotycznych przyśpiewek! - przysunął mnie bliżej stołu i przepraszając, pobiegł na drugi koniec salonu, gdzie Pique i Roberto pochylali się nad komputerem z wielkimi zacieszami na twarzach.
Ledwo zdążyłam wypić jeden łyk wiśniowego ponczu, poczułam jak ktoś niespodziewanie okręca moje krzesło, co skończyło się tym, że kubeczek z napojem wypadł mi z ręki.
- A niech to szlag! - krzyknął Rafinha Alcantara, otrzepując oblane dłonie w równie mokre spodnie.
- Było mówić, a nie się skradać! - sięgnęłam szybko na stół po serwetki i podałam mu jedną po drugiej. Poznałam Rafinhę bliżej, kiedy na świat wydostała się informacja o tym, że Davi jest synem Neymara. Obydwoje są jak bracia i często ze sobą przesiadują, więc kilka razy mieliśmy już okazję się spotkać. Reszta blaugrańskiej drużyny, z wyjątkiem Alvesa i Pique, nadal była dla mnie nieco... obca.
- Dobra, dobra, nie wiedziałem, że jesteś taka wrażliwa. - machnął ręką, wyrzucając mokre już chusteczki na stół. - Idziesz potańczyć?
- Och, no pewnie. Poczekaj, tylko amputuję sobie nogę i możemy iść. - poklepałam się po postrzelonym udzie, szczerząc do niego zęby.
- Długo Ci to zajmie? - zaśmiał się. - Zawsze mogę usiąść Ci na kolanach i tak się pobujamy. - poruszał zabawnie brwiami.
- Wtedy ludzie nas wezmą za Willa i Lou z Zanim się pojawiłeś. Z całym szacunkiem, ale nie chcę robić za kalekę. - uniosłam ręce w geście poddania. - Patrz, pod ścianą aż roi się od dziewczyn, które marzą o tym, byś poprosił je do tańca.
- Okej, to idę, skoro chcesz mnie spławić. Bawcie się dobrze! - zawołał, klepiąc mnie po ramieniu, jak jednego ze swoich kumpli.
- Ja i moja noga dziękujemy i życzymy tego samego. - odwdzięczyłam mu się "klepanką", tyle, że w przeciwieństwie do niego, moja ręka spoczęła na jego pośladku.
- Miał chyba na myśli mnie i Ciebie, zboczuchu. - Neymar teleportował się przede mną, mijając Rafinhę, który udał skrępowanego moim odważnym gestem.
- Nie mogłam przegapić tej okazji pomacania piłkarza Barcelony. - odparłam z powagą. - Co z Eshaną?
- Pogadałem z nią, trochę mi się wypłakała. To lekko dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że rozmawiałem z nią może raz w życiu. - wzruszył ramionami, biorąc do ręki dwa kubki do których wlał jakiś napój. - Ale czasem chyba łatwiej jest zwierzyć się komuś, kto mało o tobie wie. Próbowałem jej uświadomić, że jest naprawdę śliczną kobietą i tylko ślepiec by tego nie zauważył.
- Dziękuję. - powiedziałam szczerze, ściskając jego dłoń. - Odwiozłeś ją do domu? - spytałam, na co pokiwał głową. Podał mi kubeczek z tym samym ponczem, który przed chwilą wylał na siebie jego przyjaciel. Wypiliśmy go w ciszy, wsłuchując się w katalońskie smęty lecące w głośnikach. Spojrzeliśmy obydwoje w kierunku Pique. Pochylał się nad sprzętem z talerzem pełnym jedzenia i wpatrywał w towarzystwo na parkiecie. Neymar w końcu nie wytrzymał. Obserwowałam, jak podchodzi do niego i przejmuje sprawy w swoje ręce. Nie minęła chwila, a moich uszu dobiegł charakterystyczny i znany chyba wszystkim głos Pitbulla. Szybko jednak został zastąpiony przez okropny fałsz Brazylijczyka, podchodzącego do mnie w sposób, którego nie jestem w stanie opisać.
- I know you want me, you know I want cha! - wykonał przede mną tak dzikie densy, że ich dzikość nie zmieściłaby się w Księdze Dzikości, która prawdopodobnie nawet nie istnieje.
- Auua, ranisz jednocześnie moje oczy i uszy! - zawołałam.
- Rumba? Si! Ella quiere su rumba? Como? - nie mogąc się powstrzymać, wybuchnęłam śmiechem na jego popisy. Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnim razem śmiałam się tak bardzo, że nie mogłam złapać powietrza. Co więcej, Neymar pchnął oparcie mojego fotela, i mimo moich protestów, porwał mnie na sam środek parkietu, przejeżdżając kółkami po stopie Jordiego Alby. Hiszpański obrońca zaczął skakać w miejscu, stękając z bólu, ale brunet nie przejął się nim zbytnio. Zamiast tego, podwyższył siedzenie tak, że byłam tylko trochę niższa od niego i ujął moje dłonie, próbując jakoś ze mną tańczyć. Ostatecznie, wyglądało to raczej tak, że to on skakał wokół mnie, robiąc dziwne ruchy całym swoim ciałem, a ja starłam się nie udusić ze śmiechu.
- Zaczekaj moment! - zawołał mi do ucha, gdy skończyła się piosenka, po czym wybiegł jak oparzony. Skorzystałam z okazji i spytałam Jordiego, czy wszystko w porządku. Siedział na środku podłogi, masując wciąż małego palca, ale mimo to się uśmiechał. Właśnie miałam spytać, czy załatwić mu jakiegoś lodu, ale nie udało mi się to, bo ktoś pchnął mnie tak mocno, że kółka krzesła przejechały tym razem dłoń biednego Alby.
Odwróciłam głowę, w celu ochrzanienia sprawcy tego bolesnego wypadku, ale zabrakło mi słów, widząc Neymara okręcającego się na drugim fotelu.
- Las manos arriba, cintura sola. Da media vuelta, danza kuduro! - zaśpiewał wraz z piosenką, unosząc przy tym dłonie i układając własną choreografię. Jordi wsparł się na mnie, próbując wstać, a było to dość ciężkie, gdyż najwyraźniej nie szczędził sobie alkoholu. Gdy wreszcie mu się to udało, spojrzał na Brazylijczyka z rozbawieniem.
- Aż ciężko uwierzyć, że on to robi na trzeźwo! - pokiwał głową i chyba chciał jeszcze coś dodać, ale los znowu postanowił sobie z niego zażartować. Neymar, nie myśląc nad tym co robi, wziął rozpęd i dobił do mojego fotela, kontuzjując stopę przyjaciela po raz kolejny. Ten, wypuszczając z ust wiązankę przekleństw, znów zaczął jęczeć z bólu i wraz ze swoim cierpieniem, oddalił się od nas jak najdalej.
- Jesteś nienormalny. - z uśmiechem postukałam się palcem po czole, ale chłopak nie pozwolił mi na dłuższą pogawędkę, tylko z powrotem uchwycił moje dłonie i porwał w wir fotelowego tańca.*
- Przysięgam, że jeszcze nigdy nie byłam na tak dziwnej imprezie. - zachichotałam kilka godzin później, kiedy Neymar zaparkował pod moim domem. Uparł się, że nie pozwoli mi postawić nogi na ziemi, więc teraz niósł mnie uśmiechnięty od ucha do ucha. - Mówiłam Ci, że jestem ciężka. - przypomniałam mu, kiedy lekko się zachwiał, o mało co nie pakując nas w żywopłot.
- Ale nie wiedziałem, że aż tak. - przyznał z udawaną zadyszką, za co oberwał w tył głowy. Odkładając rękę z powrotem na jego ramię, zatrzymałam się na wysokości szyi i delikatnie, opuszkami palców, przejechałam po wytatuowanym napisie Tudo Passa. - To łaskocze! - pod moim dotykiem, automatycznie przechylił głowę, kładąc ją tym samym na mojej dłoni.
I wtedy stało się coś dziwnego. Stanął w miejscu, wpatrując się najpierw w moje otumanione oczy, a następnie powoli przeniósł wzrok na usta. W lekkim skrępowaniu spowodowanym jego przeszywającym spojrzeniem, przygryzłam dolną wargę, co okazało się błędem. W kąciku jego piwnego oka dostrzegłam dziwną iskierkę. Iskierkę czegoś zakazanego, czegoś, co nie ma prawa się wydarzyć. Przymknęłam powieki, bojąc się tego, co za chwile się stanie, ale równocześnie skrycie tego pragnąc. Odczekałam kilka sekund, modląc się do Boga o wybaczenie, lecz ku mojemu zdziwieniu, nic się nie wydarzyło. Otworzyłam w końcu oczy, czując coś na kształt... zawodu? Czy to w ogóle możliwe?
Neymar już nie wpatrywał się we mnie w taki sposób, w ogóle na mnie nie patrzył. Zamiast tego, pełną skupienia twarz zwrócił w stronę ganku mojego domu, gdzie siedział ktoś, oświetlony jedynie blaskiem księżyca.
CZYTASZ
Limerencia
FanfictionMarília była pewna jednej rzeczy: nienawidziła piłkarzy. Świętujac swoje osiemnaste urodziny, spędza noc z przypadkowym chłopakiem - który, okazuje się być zawodnikiem Santosu. Przez jeden błąd całe jej życie wywraca się do góry nogami - zachodzi w...