Dwadzieścia Pięć

6K 333 71
                                    

Bo najbardziej nie cierpię wolnego czasu, kiedy budzą się wspomnienia i odżywają obawy o przyszłość.

Mijał tydzień po tygodniu, z biegiem czasu moje ramię miało się coraz lepiej. Była to również z pewnością zasługa przyjaznej i ciepłej atmosfery, która narodziła się w domu i dobrze na mnie oddziaływała. Nie mogę narzekać na to, co było wcześniej, przyjeżdżając do Barcelony i zaczynając tu nowe życie, czułam się kochana i niczego mi u dziadków nie brakowało. Ale teraz, kiedy dołączyła do nas mama i Elías, dom wydawał się wypełniony po brzegi i miałam wrażenie, że jakieś zgubione fragmenty układanki, wreszcie wróciły na swoje miejsce. Nie wiem jak długo moja rodzicielka zamierzała z nami zostać, Alex pomagał jej w poszukiwaniu mieszkania, ale jak na razie nikt jej nie wyganiał. Wyglądało na to, że czuje wielką skruchę po swoich dawnych występkach i jej pomoc w domu, jak i w restauracji stała się teraz niezbędna. Davi nie odstępował jej, ani Elíasa na krok, cały czas starał się nadrobić z nimi stracone chwile. A ja po prostu przyglądam się temu z boku z uśmiechem, dziękując Bogu, że wszystko idzie ku lepszemu.
Po dwóch tygodniach moje leniuchowanie się zakończyło, nie mogliśmy dłużej zwlekać z opóźnianiem programu, lecz czułam się na tyle dobrze, by zawieść moje cztery litery do studia. No cóż, może nie dokładnie sama się zawiozłam, ale zrobił to Elías, którego obecność dodała mi otuchy do zmierzenia się Neymarem.
- O której mam po Ciebie przyjechać? - zatrzymał się na środku drogi, pod samymi drzwiami.
- Właściwie, to obiecałam Rii, że spędzimy później trochę czasu. Nie gniewasz się? - zapytałam z nadzieją, choć już wiedziałam jaka będzie jego reakcja. Na twarzy wymalował mu się uśmiech, a w oczach dostrzegłam radość i troskę.
- Oczywiście, że nie, głuptasie! - zawołał, tak jak się domyślałam. - Bardzo się cieszę, że załapałyście taki świetny kontakt. W takim razie pozdrów ją, choć jej nie znam, i daj znać wieczorem. - pochylił się nade mną, by złożyć na moich ustach pocałunek. Już prawie miał to zrobić, dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów, kiedy nagle usłyszeliśmy głośny dźwięk klaksonu.
- Co jest? - zdziwiłam się, odwracając głowę w tył i zamarłam. Tuż za nami stał ciemny, drogi pojazd, którego właściciel łypał na nas wściekle zza kierownicy. - Rany, czego on chce? - warknęłam zdenerwowana, podczas gdy Neymar nie zdejmował ręki z klaksonu. - Przecież nie robimy nic złego! - krzyknęłam przez otwarte okno, zdając sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie i tak mnie nie słyszy przez głośny warkot silników.
- Zakładam, że chce przejechać. - zachichotał rozbawiony moją reakcją Elías, ruszając prędko do przodu i parkując na najbliższym wolnym miejscu. Dopiero wtedy Brazylijczyk dał sobie spokój i przejechał, nie rzucając już na nas swojego spojrzenia. - A ty co myślałaś? Zastawiliśmy drogę. - wzruszył ramionami.
- No tak, ja... - błądziłam wzrokiem dookoła, szukając jakiegoś wyjaśnienia, ale jak na złość nic nie przychodziło mi na myśl. - Lepiej już pójdę. Do zobaczenia. - tym razem to ja cmoknęłam go w usta i wyszłam czym prędzej, ruszając w stronę drzwi szybkim krokiem. Miałam jakieś piętnaście sekund przewagi przed Neymarem i liczyłam na to, że specjalnie będzie się ociągał. Wiedziałam, że nasze spotkanie jest nieuniknione, jednak zamierzałam je opóźnić jak tylko się dało. W towarzystwie innych przynajmniej nie będzie tak... niezręcznie.
Odetchnęłam już z ulgą, wciskając odpowiedni guzik w windzie, kiedy w ostatniej sekundzie opalone dłonie powstrzymały drzwi przed zasunięciem się i Neymar stanął ze mną twarzą w twarz.
- Dzień dobry. - wysapał, gdy odwróciłam wzrok. - Jak ręka?
- Już okiełznałeś swoje hormony? - uniosłam brew, nie patrząc na niego, jednak czułam, że jeden kącik jego ust unosi się ku górze.
- Najwyraźniej zadziałałaś na mnie jak lekarstwo. - odpowiedział rozbawiony moim zakłopotaniem i dłonią wskazał, że ustępuje mi pierwszeństwa. Minęłam go, starając się nie zerkać na niego ani przez moment, ale niestety było to trudne, skoro w ostatniej chwili złapał mnie za rękę i uniósł mój podbródek. - Nie chcę, żeby między nami coś się zmieniło.
- Neymar, mówiłam Ci już, że...
- Wiem, wiem. - przerwał mi, zanim zdążyłam dokończyć. Westchnął głośno, przeszywając mnie świdrującym spojrzeniem. - Jesteśmy tylko znajomymi, więc niech tak będzie.
- I tyle? - spytałam zdziwiona, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Nie chciałam dać po sobie tego poznać, ale szczerze była zdumiona, że tak łatwo sobie odpuścił. Chyba to zauważył, bo znowu się roześmiał.
- I tyle.

LimerenciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz