Trzydzieści Jeden

5.3K 291 35
                                    

 Nie ma nic gorszego niż kula, która nie wiadomo kiedy wystrzeli.

Zaparkowałam niedbale auto przed garażem i wpadłam do domu niczym burza, gotowa do zniszczenia wszystkiego, co jej się napatoczy. Zajrzalam zlękniona do kuchni i salonu, jednak widząc pomieszczenia całkowicie opuszczone i ciche, poczułam jak robi mi się słabo. Wiem, że popełniłam wiele błędów i niektóre sprawy nie zostały rozegrane przeze mnie prawidłowo, w końcu jestem tylko człowiekiem. Ale nigdy, przenigdy nie chciałam mieszać w to mojej rodziny. Gdy myślałam, że już wszystko powoli zaczyna się uspokajać i wracać na właściwy tor, los po raz kolejny ze mną pogrywał. Czy moje życie już zawsze będzie tak wyglądać? Będę trwać w ciągłym lęku i obawie nie tyle o siebie, co o moich najbliższych?
Moje gorączkowe przemyślenia przerwał nagły i głośny odgłos alarmu dochodzący z przedpokoju. No tak, nie wpisałam kodu.
- Najświętsza Panienko, ale mnie wystraszyłaś! - z tarasu, w akompaniamencie stukotu drobnych kroczków, przydreptała babcia, z dłońmi przyłożonymi do serca. - Przez to cholerstwo zejdę w końcu na zawał...
- Nic Ci nie jest? - doskoczyłam do niej, kładąc ręce na ramionach i skanując ją wzrokiem od stóp do głów. - Gdzie jest Davi? - spytałam zniecierpliwiona.
- Podlewa kwiaty z twoim dziadkiem. - odpowiedziała zadziwiona, a równocześnie wystraszona moją reakcją. - A ty dlaczego wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha?
- Babciu, był tutaj ktoś przed chwilą?
- No tak, jakiś pan przyszedł oczytać stan wodomierza. O co chodzi? - pokiwała głową, starając się czegoś dowiedzieć, ale nie miałam czasu na wyjaśnienia. Poza tym, im mniej wiedziała, tym lepiej.
- Wpuściłaś go do środka? Odczytywali licznik już w zeszłym tygodniu! - zganiłam ją, jednak widząc jej niepewne spojrzenie, postawiłam siebie z powrotem do pionu. Przecież nie zrobiła nic złego, a to wszystko, to wszystko co się dzieje, jest tylko i wyłącznie z mojej winy.
- Był w toalecie tu na dole i na górze, powiedział, że to ważne. Pokazywał mi jakąś plakietkę. - powiedziała cicho, kiedy oddalałam się w stronę schodów. Widząc jednak, że nie reaguję na jej słowa, odwróciła się, chwytając za telefon. - Muszę odwołać ochronę.
Zostawiłam ją samą. Wspięłam się na górę, przeglądając dokładnie całe piętro, ale nie znalazłam nic podejrzanego. Czego więc mógł tutaj szukać, skoro nic nie zniknęło, a Davi i dziadkowie byli cali i zdrowi? To pytanie nurtowało mnie już do końca dnia.

*

- Wszystko w porządku, Marí? - Neymar wszedł bezszelestnie na swój własny taras, kilka chwil po tym, kiedy wyrwałam się z salonu w którym pełno było gwaru i śmiechu. Niesamowite, jak szybko nasze rodziny znalazły wspólny język. Davi był wniebowzięty rozpieszczaniem go przez nowo poznanych dziadków, a w Rafaelli wprost się zakochał. Miło było oglądać go tak wesołego i przede wszystkim... zdrowego. W głowie wciąż miałam ciemny samochód mijający mnie na podjeździe. Myśli, że coś złego mogło się wydarzyć, nie dawały mi spokoju.
- Wymsknęłam się, żeby odetchnąć świeżym powietrzem. I poskubać wam trochę liści z pelargonii, bo są ładniejsze niż te, które my próbujemy  od roku wyhodować. - rozerwałam kolejnego listka, mnąc go w dłoni i wyrzucając za barierkę. Neymar zachichotał cicho i oparł się o nią, wpatrując przed siebie. Słońce powoli szykowało się do snu, otulając niebo kołdrą niezwykłych odcieni różu i pomarańczy. Trochę się już tutaj zasiedzieliśmy, i szczerze mówiąc dzięki temu czułam się spokojniejsza. Wszyscy bliscy byli w zasięgu mego wzroku.
- A jednak coś Cię trapi. - to nie było pytanie, tylko czyste stwierdzenie.
Walczyłam sama ze sobą, zastanawiając się nad tym, czy wyjawić mu rąbek swojej tajemnicy. Rąbek strapień, które wytwarzały u mnie niepokój i niepewność o nadchodzące jutro. Ostatecznie, to właśnie on był jedyną osobą, która miała pojęcie co tak na prawdę wydarzyło się w tę noc postrzału. Potrzebowałam zrzucić na kogoś odrobinę moich zmartwień.
- Ten ktoś, kto mnie postrzelił, był dzisiaj u mnie w domu. - wydukałam na wydechu, nie patrząc w jego stronę.
- Ale jak to? - kątem oka widziałam, jak cały się napina i w głowie przetwarza to, co właśnie mu powiedziałam. - Przecież mówiłaś, że policja już się nim zajęła.
Brak mojej odpowiedzi był jednoznaczny, a Neymar był na tyle bystry, że sam poskładał elementy tej układanki.
- Okłamałaś ich, prawda? I okłamałaś mnie, mówiąc, że wszystko jest już w porządku. - nie wiedzieć czemu, jego słowa pełne wyrzutu i zawodu, dźgnęły mnie nieprzyjemnie w serce.
- Stwierdziłam, że im mniej wiesz, tym lepiej dla Ciebie. Nie chcę ściągać na Ciebie żadnych kłopotów. - odwróciłam się do niego, obserwując, jak jego ciemne brwi zwężają się.
- I dlatego postanowiłaś zamknąć się w sobie i wziąć sprawy w swoje ręce, tak? Bez urazy, ale bez czyjejś pomocy gówno zrobisz, Marí! - ton jego głosu spoważniał, a nawet skłonił się ku gniewu. - Przecież widziałaś do czego ten facet jest zdolny!
- I dlatego chcę Cię prosić, żeby Davi tutaj został. Nie zmrużę oka, jeśli nie będę pewna, że jest bezpieczny.
- Oczywiście, ale... co z wami? Co z tobą? - położył dłoń na moim policzku, powodując, że po moim ciele momentalnie przeszedł prąd. Chyba to wyczuł, bo poruszył nią delikatnie, jednak mimo to jej nie zdjął. - Musimy pójść na policję.
- Ale ja nic na niego nie mam. - wyszeptałam, opierając czoło o jego ramię. - Nie wiem kim jest, jak się nazywa, nie znam rejestracji samochodu...
Brunet zamknął moje zgarbione ciało w swoim uścisku, głaszcząc lekko po włosach. Dopiero teraz, kiedy wyznałam mu swoje zmartwienie, poczułam jak ogarnia mnie ulga i coś na kształt spokoju. Nie błogiego, bo przede mną jeszcze długa droga, ale z pewnością był to spokój, który pozwoli mi jakoś przetrwać najbliższą noc. Davi będzie tutaj bezpieczny, w domu wciąż czuwa nad nami alarm, a teraz jest ktoś, kto poza mną wie, co się dzieje. To na razie musiało mi wystarczyć.
- Jakoś sobie z tym poradzimy. - wyszeptał pewnie w moje ucho. - Nie zostawię Cię z tym samej.

*

- To trochę zabawne, nie uważasz? Dopiero co chcieliśmy mu nogi z dupy powyrywać, a teraz siedzimy sobie u niego na obiadku, a Davi zostaje u niego na noc. - Alex pokiwał głową z niedowierzaniem, zatrzymując się przy mojej sypialni. Pan Santos poczęstował go jakimś mocnym trunkiem, przez co zrobił się jak zwykle kąśliwy i wesolutki.
- Idź ty już lepiej spać, chłopie, bo rano nie wstaniesz do pracy. - okręciłam go wokół własnej osi, pchając w kierunku pokoju, który dzielił z tatą. Zaczekałam, aż pośle mi całusa i zniknie za drzwiami, po czym weszłam do siebie. Chciałam przyszykować sobie świeże ubrania, zanim przyjdzie mama, z tej racji ukucnęłam przy szufladzie z bielizną, gdzie czekała na mnie niespodzianka.
Z sercem walącym niczym młot, sięgnęłam po białą kopertę i rozdarłam ją roztrzęsionymi dłońmi.

Twoja babcia jest rozkoszną, przemiłą kobietą. Trochę szkoda byłoby zakopywać ją żywcem, prawda? Trzymaj gębę na kłódkę, albo wkrótce dostaniesz video ze spektaklu.

 Trochę szkoda byłoby zakopywać ją żywcem, prawda? Trzymaj gębę na kłódkę, albo wkrótce dostaniesz video ze spektaklu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

U góry przepiękna Catherine Deneuve w roli naszej biednej babci.

LimerenciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz