Nie ma nic gorszego niż kula, która nie wiadomo kiedy wystrzeli.
Zaparkowałam niedbale auto przed garażem i wpadłam do domu niczym burza, gotowa do zniszczenia wszystkiego, co jej się napatoczy. Zajrzalam zlękniona do kuchni i salonu, jednak widząc pomieszczenia całkowicie opuszczone i ciche, poczułam jak robi mi się słabo. Wiem, że popełniłam wiele błędów i niektóre sprawy nie zostały rozegrane przeze mnie prawidłowo, w końcu jestem tylko człowiekiem. Ale nigdy, przenigdy nie chciałam mieszać w to mojej rodziny. Gdy myślałam, że już wszystko powoli zaczyna się uspokajać i wracać na właściwy tor, los po raz kolejny ze mną pogrywał. Czy moje życie już zawsze będzie tak wyglądać? Będę trwać w ciągłym lęku i obawie nie tyle o siebie, co o moich najbliższych?
Moje gorączkowe przemyślenia przerwał nagły i głośny odgłos alarmu dochodzący z przedpokoju. No tak, nie wpisałam kodu.
- Najświętsza Panienko, ale mnie wystraszyłaś! - z tarasu, w akompaniamencie stukotu drobnych kroczków, przydreptała babcia, z dłońmi przyłożonymi do serca. - Przez to cholerstwo zejdę w końcu na zawał...
- Nic Ci nie jest? - doskoczyłam do niej, kładąc ręce na ramionach i skanując ją wzrokiem od stóp do głów. - Gdzie jest Davi? - spytałam zniecierpliwiona.
- Podlewa kwiaty z twoim dziadkiem. - odpowiedziała zadziwiona, a równocześnie wystraszona moją reakcją. - A ty dlaczego wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha?
- Babciu, był tutaj ktoś przed chwilą?
- No tak, jakiś pan przyszedł oczytać stan wodomierza. O co chodzi? - pokiwała głową, starając się czegoś dowiedzieć, ale nie miałam czasu na wyjaśnienia. Poza tym, im mniej wiedziała, tym lepiej.
- Wpuściłaś go do środka? Odczytywali licznik już w zeszłym tygodniu! - zganiłam ją, jednak widząc jej niepewne spojrzenie, postawiłam siebie z powrotem do pionu. Przecież nie zrobiła nic złego, a to wszystko, to wszystko co się dzieje, jest tylko i wyłącznie z mojej winy.
- Był w toalecie tu na dole i na górze, powiedział, że to ważne. Pokazywał mi jakąś plakietkę. - powiedziała cicho, kiedy oddalałam się w stronę schodów. Widząc jednak, że nie reaguję na jej słowa, odwróciła się, chwytając za telefon. - Muszę odwołać ochronę.
Zostawiłam ją samą. Wspięłam się na górę, przeglądając dokładnie całe piętro, ale nie znalazłam nic podejrzanego. Czego więc mógł tutaj szukać, skoro nic nie zniknęło, a Davi i dziadkowie byli cali i zdrowi? To pytanie nurtowało mnie już do końca dnia.*
- Wszystko w porządku, Marí? - Neymar wszedł bezszelestnie na swój własny taras, kilka chwil po tym, kiedy wyrwałam się z salonu w którym pełno było gwaru i śmiechu. Niesamowite, jak szybko nasze rodziny znalazły wspólny język. Davi był wniebowzięty rozpieszczaniem go przez nowo poznanych dziadków, a w Rafaelli wprost się zakochał. Miło było oglądać go tak wesołego i przede wszystkim... zdrowego. W głowie wciąż miałam ciemny samochód mijający mnie na podjeździe. Myśli, że coś złego mogło się wydarzyć, nie dawały mi spokoju.
- Wymsknęłam się, żeby odetchnąć świeżym powietrzem. I poskubać wam trochę liści z pelargonii, bo są ładniejsze niż te, które my próbujemy od roku wyhodować. - rozerwałam kolejnego listka, mnąc go w dłoni i wyrzucając za barierkę. Neymar zachichotał cicho i oparł się o nią, wpatrując przed siebie. Słońce powoli szykowało się do snu, otulając niebo kołdrą niezwykłych odcieni różu i pomarańczy. Trochę się już tutaj zasiedzieliśmy, i szczerze mówiąc dzięki temu czułam się spokojniejsza. Wszyscy bliscy byli w zasięgu mego wzroku.
- A jednak coś Cię trapi. - to nie było pytanie, tylko czyste stwierdzenie.
Walczyłam sama ze sobą, zastanawiając się nad tym, czy wyjawić mu rąbek swojej tajemnicy. Rąbek strapień, które wytwarzały u mnie niepokój i niepewność o nadchodzące jutro. Ostatecznie, to właśnie on był jedyną osobą, która miała pojęcie co tak na prawdę wydarzyło się w tę noc postrzału. Potrzebowałam zrzucić na kogoś odrobinę moich zmartwień.
- Ten ktoś, kto mnie postrzelił, był dzisiaj u mnie w domu. - wydukałam na wydechu, nie patrząc w jego stronę.
- Ale jak to? - kątem oka widziałam, jak cały się napina i w głowie przetwarza to, co właśnie mu powiedziałam. - Przecież mówiłaś, że policja już się nim zajęła.
Brak mojej odpowiedzi był jednoznaczny, a Neymar był na tyle bystry, że sam poskładał elementy tej układanki.
- Okłamałaś ich, prawda? I okłamałaś mnie, mówiąc, że wszystko jest już w porządku. - nie wiedzieć czemu, jego słowa pełne wyrzutu i zawodu, dźgnęły mnie nieprzyjemnie w serce.
- Stwierdziłam, że im mniej wiesz, tym lepiej dla Ciebie. Nie chcę ściągać na Ciebie żadnych kłopotów. - odwróciłam się do niego, obserwując, jak jego ciemne brwi zwężają się.
- I dlatego postanowiłaś zamknąć się w sobie i wziąć sprawy w swoje ręce, tak? Bez urazy, ale bez czyjejś pomocy gówno zrobisz, Marí! - ton jego głosu spoważniał, a nawet skłonił się ku gniewu. - Przecież widziałaś do czego ten facet jest zdolny!
- I dlatego chcę Cię prosić, żeby Davi tutaj został. Nie zmrużę oka, jeśli nie będę pewna, że jest bezpieczny.
- Oczywiście, ale... co z wami? Co z tobą? - położył dłoń na moim policzku, powodując, że po moim ciele momentalnie przeszedł prąd. Chyba to wyczuł, bo poruszył nią delikatnie, jednak mimo to jej nie zdjął. - Musimy pójść na policję.
- Ale ja nic na niego nie mam. - wyszeptałam, opierając czoło o jego ramię. - Nie wiem kim jest, jak się nazywa, nie znam rejestracji samochodu...
Brunet zamknął moje zgarbione ciało w swoim uścisku, głaszcząc lekko po włosach. Dopiero teraz, kiedy wyznałam mu swoje zmartwienie, poczułam jak ogarnia mnie ulga i coś na kształt spokoju. Nie błogiego, bo przede mną jeszcze długa droga, ale z pewnością był to spokój, który pozwoli mi jakoś przetrwać najbliższą noc. Davi będzie tutaj bezpieczny, w domu wciąż czuwa nad nami alarm, a teraz jest ktoś, kto poza mną wie, co się dzieje. To na razie musiało mi wystarczyć.
- Jakoś sobie z tym poradzimy. - wyszeptał pewnie w moje ucho. - Nie zostawię Cię z tym samej.*
- To trochę zabawne, nie uważasz? Dopiero co chcieliśmy mu nogi z dupy powyrywać, a teraz siedzimy sobie u niego na obiadku, a Davi zostaje u niego na noc. - Alex pokiwał głową z niedowierzaniem, zatrzymując się przy mojej sypialni. Pan Santos poczęstował go jakimś mocnym trunkiem, przez co zrobił się jak zwykle kąśliwy i wesolutki.
- Idź ty już lepiej spać, chłopie, bo rano nie wstaniesz do pracy. - okręciłam go wokół własnej osi, pchając w kierunku pokoju, który dzielił z tatą. Zaczekałam, aż pośle mi całusa i zniknie za drzwiami, po czym weszłam do siebie. Chciałam przyszykować sobie świeże ubrania, zanim przyjdzie mama, z tej racji ukucnęłam przy szufladzie z bielizną, gdzie czekała na mnie niespodzianka.
Z sercem walącym niczym młot, sięgnęłam po białą kopertę i rozdarłam ją roztrzęsionymi dłońmi.Twoja babcia jest rozkoszną, przemiłą kobietą. Trochę szkoda byłoby zakopywać ją żywcem, prawda? Trzymaj gębę na kłódkę, albo wkrótce dostaniesz video ze spektaklu.
U góry przepiękna Catherine Deneuve w roli naszej biednej babci.
CZYTASZ
Limerencia
FanfictionMarília była pewna jednej rzeczy: nienawidziła piłkarzy. Świętujac swoje osiemnaste urodziny, spędza noc z przypadkowym chłopakiem - który, okazuje się być zawodnikiem Santosu. Przez jeden błąd całe jej życie wywraca się do góry nogami - zachodzi w...