Życie jest jak gra w szachy, gdzie za przeciwnika ma się los, ale ważne, by ostatni ruch należał do Ciebie.
Następnego dnia, równo o godzinie ósmej rano pojawiłam się w bramie pięknej posiadłości Neymara. Mój widok o tak wczesnej porze zadziwił gosposię, która właśnie przyszła do pracy. Wpuściła mnie do środka, bacznie obserwując. Widziałam, że pytanie czy wszystko u mnie w porządku, cisnęło jej się na usta, jednak powstrzymywała się przed zadaniem go. Nie, nie było w porządku, a idealnie oddawał to mój dzisiejszy wygląd. Ciemne sińce pod oczami doskonale zdradzały nieprzespaną noc, nie posiliłam się nawet na nałożenie jakiegokolwiek makijażu, bo nie byłam w stanie utrzymać tuszu bez drżenia dłoni.
Jak tylko weszłyśmy do środka, z salonu dobiegły mnie ciche rozmowy. Udałam się tam, odprowadzona przez zaciekawiony wzrok Laili.
Rafaella leżała w piżamie na kanapie, wpatrując się w telewizor rozespanymi oczami, a więc prawdopodobnie ledwo co wstała. Jej mama natomiast, kompletnie ubrana i umalowana, przeglądała jakieś czasopismo.
- Dzień dobry. - wychrypiałam ledwo co słyszalnym głosem.
- Cześć. - odpowiedziała wzięta z zaskoczenia Nadine, unosząc wzrok znad swojej gazety. Rafa jedynie pomachała mi, ziewając przy tym szeroko. - Przyszłaś już po Daviego? Jeszcze śpi, ale... myśleliśmy, że spędzi z nami ten dzień. Oczywiście jeśli się zgodzisz. - dodała szybko, upewniając się, czy nie mam nic przeciwko. Wręcz przeciwnie, była to dla mnie uspokajająca wiadomość.
- Jasne, nie ma problemu. Potrzebuję porozmawiać z Neymarem. - przygryzłam dolną wargę. Denerwowałam się przed rozmową z nim, bo wiedziałam, że nie spodoba mu się to, co chcę mu powiedzieć.
- Jest u siebie, wstał godzinę temu coś załatwić, ale teraz prawdopodobnie jeszcze drzemie.
- Nie mam zbyt wiele czasu, więc... - zawahałam się, zastanawiając co zrobić. Nadine obserwowała mnie badawczo, tylko Rafaella zdawała się nie kontaktować i walczyła sama ze sobą, by znowu nie zasnąć. - Pójdę na górę. - mruknęłam w końcu, nie wytrzymując jej spojrzenia i kierując się ku schodom. Ostatnim razem wchodziłam na to piętro, podczas incydentu z Bruną, jednak teraz teren wydawał się być czysty. Nacisnęłam na klamkę pierwszych drzwi po prawej i po cichu weszłam do pokoju. Neymar i Davi leżeli zakopani w białej pościeli i spali, obydwaj. Podeszłam do okna, uchylając je delikatnie, jednak lekkie zaskrzypienie spowodowało, że brunet poruszył się w swoim miejscu, unosząc powieki. Nie od razu mnie zauważył, najpierw zamrugał kilka razy, a gdy uświadomił sobie, że Davi leży tuż obok niego, uśmiech wstąpił na jego twarz.
- Długo już tak stoisz? - przetarł dłońmi zmęczone oczy.
- Przed chwilą przyszłam. Musimy porozmawiać. - poważny ton mojego głosu szybko go rozbudził. Wydostawszy z pościeli wyskoczył z łóżka, ukazując mi się jedynie w samych bokserkach. Nieświadomie zarumieniłam się, odwracając wzrok i pozwalając mu na założenie spodenek. Kiedy to zrobił, przeczesał palcami nastroszone włosy i podszedł bliżej. - Nie możemy pójść na policję. - walnęłam prosto z mostu.
- Chciałaś powiedzieć: nie musimy. - poprawił mnie. - Bo już zająłem się tą sprawą.*
- Marí, poczekaj! - Neymar chwycił mnie powyżej nadgarstka, próbując zatrzymać przed ucieczką, jednak ja wyślizgnęłam mu się i zbiegłam po schodach.
Gdy rano wyjeżdżałam, minęłam na ulicy ochronę. Byłam pewna, że jedynie patronuje teren, czy akurat przejeżdża, ale... nie pomyślałabym, że to Neymar naśle ich, by przekazali ostatnie nagrania kamery policji.
- Jak mogłeś zrobić to za moimi plecami?! - krzyknęłam rozwścieczona, dopadając swojego samochodu. Roztrzęsionymi dłońmi odblokowałam drzwi, chwytając za klamkę.
- Bo już raz stchórzyłaś! - zawołał z ganku, spoglądając na mnie z politowaniem. Nie wiedział jednak w jakie bagno mógł mnie przez to wepchnąć. Kontynuował swoje kazanie o bezwzględnych szantażystach, ale ja już go nie słuchałam, tylko wskoczyłam do wozu i starałam się opanować, by spokojnie ruszyć. Dopiero po kilkudziesięciu długich sekundach udało mi się wreszcie odpalić i odjechać stamtąd jak najszybciej. Obserwując jego zmartwioną twarz w tylnym lusterku, włączyłam pocztę głosową.
- Hej, tu Alex. Pojechaliśmy z tatą rozglądnąć się za nowymi płytkami do łazienki. Kup po drodze świeże pieczywo i... - zdenerwowana rozłączyłam nagranie i skupiłam się na jak najszybszym dotarciu do domu. Bardzo niedobrze, że ich dwóch akurat nie było.
W ekspresowym tempie dojechałam do celu, łamiąc po drodze kilka przepisów. Tuż przy wjeździe, zahamowałam nagle na widok karetki, o mało co nie przejeżdżając ciekawskiej sąsiadki, która zza żywopłotu próbowała dowiedzieć się co jest grane.
Wypadłam z auta niczym pocisk, nie zastanawiając się nad tym, że zastawiam połowę jezdni. Obawiając się najgorszego, podleciałam do ambulansu, czując, że jeszcze chwila, a wybuchnę płaczem. Mama stała tuż przy drzwiach pojazdu, jej twarz była blada jak ściana.
- Co się dzieje?! - złapałam ją za ramiona, zaglądając do wozu. Dwóch ratowników sadzało właśnie dziadka w fotelu.
- Zawał. - odpowiedziała zachrypniętym głosem. - Jadę do szpitala, poczekaj aż wróci babcia i przyjedźcie jak najszybciej, słyszysz?
- A gdzie ona jest? - spytałam, bliska szlochu. Nie mogłam uwierzyć w widok dziadka w takim wydaniu. Ostatnio narzekał na ból serca, ale trochę tę sprawę bagatelizowaliśmy.
- Nie jestem pewna, ale chyba poszła na zakupy. Jak wyszłam z kąpieli... dziadek leżał na podłodze, a jej już nie było. - mimo widocznego przejęcia, mama jak zwykle była silna i opanowana. Weszła do karetki na prośbę ratownika i zniknęła za zasuniętymi drzwiami, pozostawiając mnie osłupiałą i przestraszoną.*
Telefon babci zadzwonił ze stolika w salonie, a jej wciąż nie było. Snułam się po domu, wyglądając co po chwila przez okno, choć nie dostrzegałam jej z żadnej strony. Alex i tata wyjechali do hurtowni położonej w drugiej części miasta, ale już ich powiadomiłam i byli w drodze do szpitala. Ja też wolałabym być tam teraz i czekać na najnowsze wieści, niż siedzieć sama w tym pustym domu, wyobrażając sobie najczarniejsze scenariusze. Jednak wiedziałam, że przede wszystkim muszę zaczekać na babcię.
Pół godziny po odjeździe karetki, poczułam wibracje w kieszeni moich spodni. Złapałam za komórkę w nadziei, że to jakieś wiadomości od mamy, lecz zastałam tam coś, czego w życiu bym się nie spodziewała.Masz ostatnią szansę na wycofanie zeznania. W przeciwnym razie już nigdy nie ujrzysz swojej słodkiej babuni.
CZYTASZ
Limerencia
FanfictionMarília była pewna jednej rzeczy: nienawidziła piłkarzy. Świętujac swoje osiemnaste urodziny, spędza noc z przypadkowym chłopakiem - który, okazuje się być zawodnikiem Santosu. Przez jeden błąd całe jej życie wywraca się do góry nogami - zachodzi w...