Rozdział 7

89 14 1
                                    



Zaśmiałam się z zachowania braci i pakując sobie parę naleśników do torebki zaczekałam aż wyjdą i zamknęłam za nami drzwi. To będzie ciekawy dzień.

Gdy tylko zobaczyłam auto Finna zaczęłam biec w jego stronę, żeby zająć miejsce z przodu, jednak pomimo iż byłam przy drzwiach pierwsza , prawo dżungli zatriumfowało i zajął je Jack. Gdzie tu sprawiedliwość?! Podróż minęła na naszym wyciu do piosenek w Radiu i jedzeniu po kryjomu. W końcu dotarliśmy. Budynek wyglądał niesamowicie. Oszklony odbijał błękit nieba... Piękny widok.

-Ej blondi! Wysiadaj, nie nagrasz nic siedząc w aucie.- Do rzeczywistości przywrócił mnie głos przyjaciela.

-Powodzenia mała.- Uśmiechnął się Finn. – Oczekuję pełnego sprawozdania jutro.

Wysiadłam z auta i razem z Jackiem ruszyliśmy w stronę wejścia.

-Jak myślisz jak tam w środku będzie.- Zżerały mnie nerwy. Musiałam się jakoś od stresować.

- A czy to ważne? I tak zamieciesz nimi podłogę. – Przyjaciel objął mnie i dodał otuchy. – To przecież, nie pierwszy raz jak wchodzisz do wytwórni goldi.

-No niby tak, ale to pierwsza wytwórnia, z którą podpisuję taki poważny kontrakt. No wiesz... Pół roku to kupa czasu, a co jak im podpadnę i cała ekipa mnie znienawidzi a ja będę musiała tu siedzieć przez te sześć miesięcy?

-Wdech i wydech mała. Uspokój się...- Spojrzał na mnie i wyraźnie zasugerował, że mam to zrobić natychmiast.- Super. A teraz wchodzimy.

- Nie! Czekaj a co jeśli? – Nie dane mi było dokończyć swojego pytania, gdyż mój przyjaciel przerzucił mnie sobie przez ramię i wszedł do środka.

-Koniec z wymówkami siostro.- Odstawił mnie gdy już byliśmy na samym środku holu. – Weź się w garść i pokaż im tą kocicę, która jeszcze wczoraj wygarnęła Hemmingsowi.

Nie ukrywam, że było to z jego strony strasznie miłe. Przejmował się, i zadbał żebym się nie wycofała... tyle tylko że to ostatnie zdanie mógł powiedzieć troooszkę ciszej. Każda para oczu była skierowana w naszą stronę. A było ich trochę... Świetny początek, nie ma co...

Ej, ej , ej ,ej ,ej! Weź się w garść laska! Gapią się? I dobrze, mają na co!

Uśmiechnęłam się pod nosem i przytuliłam mocno Jacka.

-To gdzie teraz?

-Do biura Marka Rayburn....- Zmrużyłam oczy próbując przypomnieć sobie jak miałam tam dotrzeć.- Piąte piętro, trzecie drzwi po prawej od wyjścia z windy.

-Ku przygodzie!- Wykrzyknął mój przyjaciel i ruszył pędem w stronę windy a ja biegłam zaraz za nim.

Jak tak teraz myślę jest duża szansa, że wszyscy na dole mają nas za wariatów. Co tam.. W końcu „tylko wariaci są coś warci". Nawet winda wyglądała super profesjonalnie. Czerwona wykładzina, srebrne poręcze i wielkie lustro.

Ciekawe czy jak zamknie drzwi i ruszy to będzie grać muzyka... Tak jak w Ttiptonie... Totalnie byłabym London- zabawna, miła i jednocześnie wredna... ale głupia. Kurczę to może jednak Maddie – miła, mądra, dowcipna, pfff no i blondynka. Tak zdecydowanie Maddie.

Drzwi już miały się zamknąć gdy nagle z nikąd pojawiła się ręka a zaraz za nią do windy wpadł jej czerwono włosy właściciel. Micheal. Spojrzał się z niechceniem na Jacka i szybko przeniósł wzrok na mnie. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, może przynajmniej on jest normalny?

Obrzydliwiec || L. H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz