Rozdział 14

58 11 0
                                    


Z przyjemnego snu wyrwał mnie rozdzierający dźwięk budzika. Powoli wygramoliłam się z łóżka sprawdzając godzinę.

7.40...

7.40?!

Zajęcia są na 8! Jak to możliwe przecież ustawiałam budzik na... A no tak. Tryb drzemki. Po co coś takiego w ogóle istnieje? Przecież każdy rano wybierze dodatkowe 5 minut?

Przeklinając zarówno telefon jak i swoje zamiłowanie do spania, w tempie błyskawicy narzucałam na siebie losowe części garderoby. Po ekspresowym poprawieniu brwi i nałożeniu tuszu do rzęs, wrzuciłam do plecaka resztę kosmetyków decydując się na ewentualne dokończenie na którejś przerwie.

Praktycznie wypadłam przez drzwi i pędem ruszyłam do szkoły.

Niestety nie wyszło mi to tak jak to sobie wyobrażałam, gdyż już po jakichś 6 minutach dostałam zadyszki.

Nie wiedziałam, że z moją kondycją jest tak źle.

Zrezygnowana zdecydowałam się na spokojny spacer. Pierwszym przedmiotem była matematyka a biorąc pod uwagę nastawienia do mnie pana Bretta wolałam ją opuścić niż wejść do klasy spóźniona i narazić się mu po raz kolejny. Zatrzymałam się więc na chwilę i postanowiłam odnaleźć w bezkresnej otchłani plecaka swoje słuchawki.

Zaangażowana w swoje poszukiwania nie zauważyłam jednak podjeżdżającego do chodnika auta. Dzięki czemu właściciel czarnego mercedesa miał niezły ubaw gdy po naciśnięciu przez niego klaksonu podskoczyłam jak oparzona, upuszczając przy okazji torbę.

-Trochę mnie zawiodłaś mała. Myślałem, że trudniej będzie Cię przestraszyć.- Krzyknął szczerzący się za kierownicą blondyn.

Więc wracamy do normy?

Odpuściłam sobie jakąkolwiek odpowiedź i zbierając wysypane przeze mnie rzeczy z plecaka posłałam mu jedynie mordercze spojrzenie. Ku mojemu zaskoczeniu Luke wysiadł z samochodu i podszedł do mnie z zamiarem pomocy.

-Daj spokój blondi. Chyba się na mnie nie wkurzyłaś co?- Zaczepił mnie robiąc oczy kota ze shreka.

Najwyraźniej jesteś dzisiaj trooszkę przewrażliwiona.

Posłałam chłopakowi rozbawione spojrzenie.

-Na ciebie? To by dopiero była odmiana co?- Szturchnęłam go lekko w ramię.

-Jak już wcześniej wspominałem...- Zaczął Hemmings przybierając ten jakże typowy dla siebie zadziorny uśmiech.- Oboje wiemy, że to lubisz.

-Wmawiaj to sobie dalej- Jakby tu zręcznie zmienić temat?- Więc ty też odpuszczasz sobie dzisiaj matmę?

Jednak zamiast jakiegoś zabawnego komentarza spotkałam się jedynie z jego zdezorientowanym spojrzeniem.

-Matmę? Sue, wiesz jaki jest dzisiaj dzień?

-Środa, i co z tego?- teraz to ja byłam zdezorientowana.

-To że: po pierwsze, zaczynamy dzisiaj od zajęć wokalnych i po drugie... mamy na 9.

-Czekaj... czyli jednak się dzisiaj nie spóźnię? Tak!- To byłaby pierwsza dobra widomość dzisiejszego dnia.

-Nie jeśli zamierzasz dalej iść na pieszo.- I znów ten uśmiech.- Wskakuj, podwiozę cię.

Nie zamierzałam odrzucić tak kuszącej propozycji, podniosłam torbę z ziemi i ruszyłam za chłopakiem.

Obrzydliwiec || L. H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz