Rozdział 10

105 13 4
                                    

Luke POV

Wchodziłem właśnie do siedziby Architecture Labels. Mieliśmy z chłopakami wreszcie poznać osobę, z którą współpraca według Marka „może wyjść nam na dobre". Nie udało nam się uzyskać od niego zbyt wiele informacji, wiemy jedynie iż będzie to jakaś laska zza granicy. Nasz agent był strasznie podjarany faktem, że udało mu się namówić ją do podpisania kontraktu z wytwórnią, podobno nikomu wcześniej to się nie udało.

„Ta dziewczyna nie jest tak rozpuszczona jak reszta tych naszych gwiazdek." –mówił.- „Może dzięki niej uda nam się zmienić wasz wizerunek, który ktoś ostatnio nieźle spieprzył."- w tym momencie spojrzał sugestywnie w moją stronę.

Nie zrobiłem kompletnie nic! Ten cały układ z pustogłową był twoim pomysłem więc nie wiem czego się facet czepiasz....

Potrząsnąłem głową chcąc pozbyć się natłoku myśli. A co jeśli ta dziewczyna okaże się jakąś cukierkową laleczką i skończymy śpiewając o Hello Kitty albo coś w tym stylu? W takich właśnie momentach żałuję podpisania jakichkolwiek kontraktów. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Mieliśmy się po prostu dobrze bawić będąc sobą, razem spełniać marzenia. A teraz nie dość, że to całe „razem" rozpieprzyło się w trzy dupy parę lat temu, to jeszcze nasze piosenki wcale nie będą nasze.

Byłem już na drugim piętrze. Spojrzałem na zegarek... Cóż, to będzie jeden z tych nielicznych razów gdy będę przed czasem. Podszedłem do drzwi z zamiarem wparowania do środka jednak zatrzymał mnie głos dziewczyny, dochodzący z sali. Uchyliłem delikatnie drzwi, żeby nie spłoszyć artystki i wsłuchałem się w jej głos. Dopiero po paru minutach zorientowałem się, że piosnka śpiewana przez dziewczynę była nasza. Z ciekawości poszerzyłem szparę w drzwiach by móc przyjrzeć się wykonawczyni a to kogo tam zobaczyłem sprawiło, że na moje usta wpełzł uśmiech.

A więc jednak fanka, hmm?

Patrzenie na nią sprawiało mi cholerną przyjemność, sposób w jaki bawiła się muzyką z przyjacielem, to jak rzeczywistość przestawała dla niej istnieć i była tam tylko ona i Jack.

Jack?! A co on tu do cholery robi?

Korzystając z faktu iż żadne z nich nie zwracało uwagi na to co dzieje się w studiu, wszedłem do środka, zamknąłem drzwi i oparłem się o nie.

To jak ona grała, śpiewała, jak zatracała się w muzyce przypominało mi nasz zespół sprzed laty. Też mieliśmy kiedyś taką zabawę, nie tyle nawet co z występowania a samego grania.

Co się z nami stało?

Blondynka skończyła piosenkę a ja odruchowo zacząłem bić jej brawa. Tak swoją drogą...- ciekawe jak się tu dostała?

-Ja rozumiem, że jesteś naszą fanką i wkradłaś się tu żeby nam pokazać swój całkiem niezły cover... Ale obawiam się, że to już podchodzi pod prześladowanie księżniczko...- Na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie i zaskoczenie, przez co tak zabawnie zmarszczyła brwi.

-Fanką? Błagam, nawet gdyby, od razu by mi przeszło po naszym szkolnym spotkaniu. – Było aż tak źle? Nie możliwe, widziałem jak się na mnie patrzyła zanim wyszła z Harries'ami ze stołówki.

-Ach tak? Wiesz... może się przesłyszałem ale wydawało mi się, że podczas sprzeczki z Arz tak właśnie się określiłaś.-Podszedłem do niej blisko, dobrze wiem jak działam na dziewczyny, niemożliwe żeby z tą było inaczej.

-Cokolwiek.- Machnęła ręką. Wiedziałem! Bliskość zawsze je onieśmiela.– Wróćmy do momentu, w którym przyznałeś, że mój cover był boski.

Obrzydliwiec || L. H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz