Woda kapie, nie pozwalając mi zasnąć i jednocześnie okropnie irytując. Stare rury nie wspomagają, gdy kolejny raz naprawiam kran. Ale teraz nie wstanę, łóżko jest zbyt wygodne. W pokoju nad restauracją nie mam wiele miejsca i rzeczy. Jest ta piekielna umywalka, stół na którym leżą książki oraz łóżko, mające materac z wystającymi sprężynami, które niemiłosiernie wrzynają się w moje plecy od trzech lat. Dokładnie tyle od kiedy zamieszkałem u ciotki Emmy, która prowadzi z mężem pizzerie. Żadne z nich nigdy nie usłyszało ode mnie słowa skargi.Nie zasłużyli na to. Mili ludzie, którzy nie odesłali dzieciaka z wymyślonego powodu. Oni dają mi mieszkanie i jedzenie, a ja u nich pracuję.Uczę się w jednej z miejscowych szkół, poziom nie jest najlepszy, ale radzę sobie w domu. Niektóre podręczniki przerażają wujka Alberto. Zwłaszcza fizyka, patrzy wtedy na mnie jak na kogoś z obcej ziemi. To prości ludzie, których darzę szczerym szacunkiem. Odesłany tutaj miałem kontakt z moją matką tylko dwa razy. Pod kontrolą mojego brata nie jest w stanie wiele zrobić, poza tym ona nie jest świadoma tego, co zrobił Miquel.A ja odtwarzam to w pamięci każdego dnia. Pamiętam każdy szczegół. Pielęgnuję w sobie to wspomnienie. Ono napędza moją nienawiść.Zrywam się z łóżka, czując napływ złości. Teraz nie zasnę. Wtedy zaczynam śnić o dniu, gdy zabijam Miquela. Na różne sposoby, czasem czekając na to, aż się wykrwawi, czasem bardzo szybko. Może kiedyś... Podchodzę do ściany i zapalam żarówkę, a potem podchodzę do tego pieprzonego kranu. Biorę ścierkę zawijając to diabelstwo. Spróbuję to naprawić jutro.
Siadam przy stole, biorąc jedną z książek. Zagłębiam się w fizyce atomu, nie zważając już na nic. Czas mija, ale ja go nie liczę. Po prostu czytam i czekam do rana. Dopiero wtedy wybudzam się z transu nauki. Ubieram się i łapię plecak zbiegając na dół. Odpuszczam sobie śniadanie i biorę jedynie grzankę do ust.
- Pamiętaj, że dzisiaj klientka wynajęła salę na urodziny. Musisz dziś wrócić wcześniej - uprzedza Emma. Kobieta, której włosy poprzeplatane są srebrnymi nitkami, siedzi przy blacie. Chociaż jest za pięć szósta, jestem pewien, że wstała z godzinę temu.
Kiwam jedynie głową przez pełną buzię i wychodzę. Rowerem jadę w stronę szkoły.
Nie mam tak blisko, jakby się można było zdawać. Kiedyś do szkoły woził mnie kierowca. Łatwo przeszedłem z luksusu na normalny tryb życia. Zrozumiałem tych ludzi, którzy muszą pracować na każdy miesiąc. Dzielnica w Rzymie, w której mieszkamy jest średnia. Kilka sklepów, jedna restauracja i targ. Każdy każdego zna. Gdy mam wolne lub siedzę przed pizzerią, obserwując ludzi.
Staram się też trochę pomagać. Nic szczególnego. Zostało niecałe dwa lata i będę pełnoletni. Wtedy dużo się zmieni.
Na pewno stąd wyjadę. Zamierzam wrócić do Anglii. We Włoszech jest pięknie i będę mieć tutaj dobre wspomnienia oraz sentyment. Po prostu mam sprawy do załatwienia. Podjeżdżam pod szkołę i schodzę z roweru. Chcę go odstawić na stałe miejsce, ale jest zajęte. To mi się nie podoba. 17:52
Marszczę brwi rozglądając się. Czy kurwa tak ciężko pamiętać co do kogo należy? Zaciskam palce na rączkach czując coraz większą złość.
Parkuję rower i odsuwam ten, który zajął moje miejsce. To znaczy, nie odsuwam. Pcham go na ścianę szkoły mało myśląc czy będzie zepsuty.
- Hej! - słyszę za plecami donośny głos. Odwracam się dostrzegając idącego w moją stronę szatyna.
- Nie podoba mi się miejsce, w którym postawiłeś swój rower. - mówię.
- Więc rzucasz nim jak starą zabawką? Podnieś go.
- Nie. Po prostu teraz stoi w odpowiednim miejscu, kolego. Mam nadzieję, że zapamiętasz to.
Chłopak staje przy mnie i popycha.
CZYTASZ
Godfather |LT
FanfictionNie prosisz z szacunkiem. Nie proponujesz przyjaźni. Nie zwiesz mnie Ojcem chrzestnym. You don't even think to call me Godfather. Nigdy nie wpadaj w gniew. Nigdy nie stosuj groźby. Przekonuj ludzi. Przyjaciel nigdy nie powinien zbyt wysoko oceniać n...