~Camille~
Wychodzę na taras ogromnej letniej willi w Kalifornii i oddycham głęboko. Uśmiecham się, widząc ogromny kawałek plaży i niebieski ocean. Przede mną chodzą pracownicy, niosąc różne przedmioty, stoły, dekoracje. Przygotowują wszystko na dzisiejsze przyjęcie.
Mój narzeczony ma dzisiaj urodziny, ale wyjątkowe, bo czterdzieste. Chciał zmienić otoczenie i wyjechaliśmy z Włoch, a zaproszenie gości to żaden problem. Louis obraca się w bogatym towarzystwie. Przylot do USA nie stanowi przeszkody.
Wszystko na być dopięte na ostatni guzik. Chcę, żeby zapamiętał ten wieczór na zawsze. Dzisiaj też wszyscy dowiedzą się o naszych zaręczynach.By być dzisiaj w formie ćwiczyłam jeszcze więcej. Rehabilitacja była intensywna, ale przynosiła korzyści. 1
Teraz jestem już całkowicie sprawna. Oczywiście zostało kilka pamiątek, które już nie znikną, plecy czasem dokuczają, ale naprawdę jest dobrze.
Dam sobie radę, bo mocno w to wierzę. Jestem silna. Gdybym nie była, nie byłoby mnie tutaj dzisiaj.
Uśmiecham się pod nosem i idę obudzić Louisa. To ważny dzień i musimy się przygotować.Wchodzę do przestronnej sypialni, w której wszystko jest idealnie urządzone. Meble zostały dopasowane do jasnych ścian. Wracam wzrokiem do Lou, który śpi spokojnie przytulony do poduszki.
Za każdym razem ten widok rozczula mnie na nowo. Podchodzę do łóżka i kucam po stronie, gdzie leży mężczyzna.
Przesuwam palcami po jego ramieniu, po konturach tatuaży. Podobają mi się i nigdy nie przestaną.
- Misiaczku, pora wstawać.. - odzywam się.
Zaczyna mruczeć w poduszkę, lekko się poruszając.
- Mów mi jeszcze...
- Louis, proszę.. - śmieję się i głaszcze jego włosy.
- Kotuś, która jest godzina i dlaczego nie masz dla mnie sumienia? - pyta, otwierając szaroniebieskie oczy.- Jest już dziesiąta, a na ciebie czeka śniadanie...
- Ty? - Uśmiecha się.
- Nie skarbie, coś bezpiecznego do spożycia - muskam jego usta.
- Ale ja chciałbym ciebie - mruczy i przyciąga mnie do siebie.
- Louis, wstawaj - chichoczę, Uderzając go w tors.
Kręci głową i zaczyna mnie całować. Jaki on jest uparty.
Próbuję się jakoś się uwolnić z jego silnych ramion. Nie chcę pójść z nim do łóżka, bo nie wyjdziemy z niego przez długie godziny, a nie mamy czasu.
- Louis! - próbuję przywołać go do porządku.
- Czemu na mnie krzyczysz? - wzdycha głośno.- Zachowaj się dorośle i zostaw mnie - próbuję zachować powagę.
Zabiera ręce i pozwala mi się podnieść. Wstaje zaraz ze mną całkowicie zaspany. Uwielbiam te jego włosy w każdą stronę.Łapię go za rękę i prowadzę do nakrytego stołu na tarasie. Mam zamiar cały dzień być tylko dla niego. Karze mu usiąść, a sama zajmuję miejsce na jego kolanach. Karmię go co chwila też całując. Louis jest trochę zdziwiony, bo rzadko się tak zachowuję. To znaczy od momentu wypadku. Uważam, że to się musi zmienić, teraz jestem szczęśliwa i zadbam o mojego mężczyznę.
Tym bardziej w jego święto. Dopilnuję, by czuł się dzisiaj najważniejszy. Gdy zaczyna próbować jeść sama łapię jego dłoń i starannie oblizuję każdy palec. Potem układam jego ręce na swoim ciele. Jak chcę, niech sobie dotyka i mi nie przeszkadza.
- Wydaje mi się, że jestem na tyle duży, że umiem jeść sam - uśmiecha się rozbawiony.
- Źle ci? - unoszę brwi zdziwiona i wkładam do jego ust kolejny kawałek.Kręci głową i zsuwa dłoń na moje udo. Kiedy ja go karmię, on majstruje palcami przy mej bieliźnie.
Staram się nie reagować. To on ma dzisiaj czerpać całą przyjemność, nie ja.
Czekałam na ten dzień bardzo długo. Od naszych zaręczyn minął niecały miesiąc, a tak dużo osiągnęłam, by być dzisiaj sprawną. Na plaży będzie ogromne przyjęcie z pięknymi dekoracjami. Drewniane łuki, biała altanka, scena, na której zaśpiewa Coldplay. Po prostu idealnie.

CZYTASZ
Godfather |LT
أدب الهواةNie prosisz z szacunkiem. Nie proponujesz przyjaźni. Nie zwiesz mnie Ojcem chrzestnym. You don't even think to call me Godfather. Nigdy nie wpadaj w gniew. Nigdy nie stosuj groźby. Przekonuj ludzi. Przyjaciel nigdy nie powinien zbyt wysoko oceniać n...