~Louis~
Zakładam okulary przeciwsłoneczne i wysiadam z samochodu, kiedy Damon otwiera drzwiczki. Dzisiaj jest naprawdę piękny, słoneczny dzień, więc humor mi dopasuje. Na dodatek nie mam wiele pracy, chyba, że nagle ktoś będzie coś ode mnie chciał. W niedzielę człowiek powinien odpoczywać, tak jak pan Bóg przykazał i tego się trzymam. Po wczorajszym, bardzo miłym wieczorze, moi ludzie odwieźli Camille do domu, pod którym właśnie stoję. Wskazuję palcem na bagażnik, Damon od razu wyciąga dwa kosze z kwiatami i zanosi je na górę. Paulo przytrzymuje drzwi od klatki, bym mógł wejście i odnajduję odpowiednie piętro. Mój przyjaciel puka do dębowych drzwi, gdy ja wsuwam rękę do kieszeni garniturowych spodni i opieram się ramieniem o ścianę. Po chwili w progu pojawia się zaspana blondynka, mająca pod nogami najpiękniejsze kwiaty we Włoszech. Dyskretnie pokazuję Damonowi, by odszedł i prostuję się, lustrując wzrokiem Camille, która ma na sobie cienką koszulkę na ramiączkach.
Dziewczyna nie wydaje się być specjalnie skrępowana tym jaką ją zastałem. Przenosi ciężar ciała na jedną nogę i opiera się o drzwi przyjmując postawę podobną do mojej. Przeciera oczy i patrzy na mnie z promiennym uśmiechem.
– No takie poranki to ja lubię – śmieje się, co tylko umacnia mój dobry humor. Otwiera szerzej drzwi, a ja wnoszę kosze do przedpokoju jej mieszkanka. Blondynka szybko ogarnia papiery ze stolika kawowego przez co koszulka pokazuje część jej pośladków, gdy pochyla się tyłem do mnie. – Przepraszam za bałagan... – mruczy choć dookoła panuje porządek.
– Nie przepraszaj – mówię, podchodząc do niej. Układam dłonie na biodrach Camille. – Po prostu przywitaj się ze mną.
Prostuje się i odwraca w moich ramionach. Widzę iskierki w jej oczach. Przygryza dolną wargę w naprawdę seksowny sposób. Zsuwam dłonie niżej, by lekko ścisnąć jej pośladki, bo nie mogę tego powstrzymać. Z pomiędzy jej warg wydobywa się krótki, niekontrolowany jęk. Oplata rękoma moją szyję i gwałtownie atakuje moje usta.
Ta dziewczyna to wcielenie piękna i pożądania. Jej pocałunki są gorące, a ja przeradzam je w długą, namiętną przyjemność. Trzymam Camille przy sobie, wplątując palce w jej jasne włosy. Nasze języki walczą ze sobą w ten cudowny sposób.
Odsuwamy się dopiero przy braku tchu. Blondynka kładzie głowę na moim ramieniu i składa na szyi leniwe pocałunki.
– Dzień dobry, Panie Tomlinson – szepcze mi do ucha i zmysłowo wodzi po nim ustami.
– Dzień dobry – mruczę i powoli odsuwam się. – Zabieram cię na śniadanie. Musisz się jedynie ubrać.
– Do restauracji w których jadasz nie wystarczy się tak zwyczajnie ubrać –kręci głową. Jej mina wskazuje na to iż głęboko się nad czymś zastanawia. – Daj mi pół godziny, proszę...
– Nie –mówię i całuję ją w czoło.– Załóż cokolwiek i tak będziesz w tym dobrze wyglądać.
– Proszę, zależy mi... Chcę być choć trochę godną dla ciebie ozdobą.
– Jesteś – uśmiecham się.– Poczekam. Kobiety to są jednak wymagające.
– Dziękuję– uśmiecha się szeroko i czule muska moje usta zanim znika za drzwiami pokoju.
Siadam przy stole i biorę do ręki scenariusz, żeby go przejrzeć. Jej rola jest podkreślone. Gra Carmen.
Nawet nie wiem o czym ma być ten film. Jedyne co to znam reżysera i producentów. Mam pół godziny więc zagłębiam się w lekturze.
Film prawie o mnie. Są dwie siostry, jedna zakochała się w przystojnym Francuzie, który prowadzi restauracje w Rzymie. Młodsza z sióstr widzi w nim wręcz idola, podziwia go i pragnie uwieść. W scenariusze zapisane jest, że dochodzi do intryg i zdrady. Jedna siostra zdradzi drugą. Ogólnie fabuła nie jest najgorsza. Cóż... zapowiada się, że teraz często będę studiował rzeczy tego typu. Wszystko co choćby w najmniejszym stopniu ma coś wspólnego z Camille. Przewracam kartkę szukając następnej sceny z blondynką.

CZYTASZ
Godfather |LT
Fiksi PenggemarNie prosisz z szacunkiem. Nie proponujesz przyjaźni. Nie zwiesz mnie Ojcem chrzestnym. You don't even think to call me Godfather. Nigdy nie wpadaj w gniew. Nigdy nie stosuj groźby. Przekonuj ludzi. Przyjaciel nigdy nie powinien zbyt wysoko oceniać n...