Nie prosisz z szacunkiem. Nie proponujesz przyjaźni. Nie zwiesz mnie Ojcem chrzestnym.
You don't even think to call me Godfather.
Nigdy nie wpadaj w gniew. Nigdy nie stosuj groźby. Przekonuj ludzi. Przyjaciel nigdy nie powinien zbyt wysoko oceniać n...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Camille
Przygryzam wargę do krwi, głośno jęcząc z każdym ruchem. Wbijam paznokcie w ramiona mężczyzny, zostawiając czerwone szramy. Obydwoje jesteśmy spoceni od długiego stosunku w naszej wakacyjnej sypialni. Zaraz po przylocie wylądowaliśmy w tym cudownym łóżku... Nie mogę już wytrzymać. Zaciskam się, ale Louis zdecydowanie nie pozwala mi jeszcze osiągnąć szczytu. Skomlę i jęczę na przemian, drugą dłonią ciągnąć go za włosy.
Ten seks przechodzi moje najśmielsze oczekiwanie. Kiedy mężczyzna przykłada usta do mojego ucha i zaczyna mówić mi co jeszcze planuje ze mną zrobić to już jest koniec. Rozpadam się na milion małych kawałeczków.
– Moja – dyszy Lou, dochodząc chwilę po mnie.
Opada na mnie równie zdyszany co ja. Zaczynam leniwie przeczesywać palcami jego włosy. Mogłabym tu zostać na zawsze. W tym miejscu czas się zatrzymuje i nic poza nami się nie liczy. My jesteśmy najważniejsi.
- Kocham cię, Louis. - Wreszcie mam odwagę to wyznać. - Jesteś najważniejszy...
Louis podnosi głowę i patrzy mi w oczy. Jego wzrok skanuje moja twarz, po chwili przejeżdża palcami po moim policzku i wargach.
– Ufam ci.
Uśmiecham się delikatnie do niego chcąc pokazać, że ta odpowiedź również mnie satysfakcjonuje. Na inną jestem gotowa czekać ile tylko będzie trzeba.
Na razie ważne jest dla mnie to, że może na mnie liczyć, że obydwoje jesteśmy dla siebie oparciem.
Całuję mężczyznę jeszcze raz i wstaję. Przeciągam się podchodząc do tarasu, który wychodzi na wodę.
- Gdzie mi uciekasz? - słyszę jak mruczy za moimi plecami.
- Zaczerpnąć trochę witaminy D, Misiaczku.
- Lubię cię podziwiać od tyłu.
- A co jest nie tak z przodem? - oglądam się na niego przez ramię.
- Przód też robi wrażenie - uśmiecha się.
- Wszystko należy do ciebie - puszczam mu oczko i wychodzę na świeże powietrze.
Opieram dłonie o barierkę i patrzę na piękny krajobraz rozciągający się przede mną. Cudowne miejsce na ziemi. Można powiedzieć, że jednak wizualizacją ludzkiego wyobrażenia o raju. Tutaj nie muszę się nawet ubierać, jesteśmy sami, ochroniarze nieco dalej. O wszystko zadbał Louis.
- Chodź tu leniuchu. Słońce tak fajnie grzeje...
Louis przychodzi do mnie ubrany w jeansy, włosy ma kompletnie potargane przez moje palce.
Wygląda jak Bóg seksu, którym zresztą dla mnie jest.
- Pięknie, prawda? - łapię go za rękę i kładę ją na swoim biodrze pokazując mu tym, że chcę żeby mnie przytulił.