14. Ogień.

693 21 1
                                    


***

Louis okazuje się być tym typem mężczyzny, który długo odwleka seks, ale po pierwszym razie nie ma końca. Kochamy się codziennie. Czasem rano kiedy do mnie przyjeżdża. Czasem wieczorem gdy ja zostaje u niego. Są też dni kiedy lądujemy w łóżku za Każdym razem jak mijamy się na Korytarz. Nienawidzę tych dni kiedy się nie widzimy. Kilka godzin i zaczynam tęsknić.

Od dwóch tygodni, gdy zaczęliśmy być ze sobą tak na poważnie, ja mam coraz więcej zdjęć, coraz mniej czasu. Nie pracuję w sklepie, tak jak prosił Louis. Nie zamierzam podważać jego zdania. Dzisiaj jest piątek i naprawdę mam chęć wrócić do domu po całym dniu na planie. Bolą mnie nogi i głowa, ponieważ dzisiaj powtarzamy sceny wiele razy. Dużo rzeczy się nie zgadza, reżyser wychodzi z siebie, aktorzy są zdenerwowani.

Jednym słowem to istna masakra. Mam nadzieję, że to wszystko się opłaci. Biorę swoje rzeczy i opuszczam plan.

Jak zawsze czeka na mnie kierowca. Nie jest to Damon, a Martin. Jego również lubię, jest uprzejmy i czasami ze mną rozmawia. Jednakże dzisiaj jestem zbyt zmęczona, żeby się odezwać.

Opadam na siedzenia i rzucam jedynie ciche cześć. Auto rusza, a ja zamykam oczy. Zaraz będę w domu, wezmę długą kąpiel i odpocznę. Potrzeba mi tego. Przez weekend mamy wolne za co dziękuję niebiosom. Sama tego chciałam i nie żałuję, ale jest ciężko. Żeby osiągnąć sukces, trzeba do niego dążyć, więc to będzie mnie sporo kosztować. No cóż, wiem co to jest poświęcenie. Wydaję mi się, że zmęczenie jest tak silne, że odpływam.

Budzę się w sypialni Louisa.

- Kochany... - mruczę pod nosem przeciągając się. 

Wstaję i zauważam, że jestem w bieliźnie i wyciąganej koszulce. Musiał mnie przebrać. Tak ubrana wychodzę z pokoju szukać mężczyzny.

~Louis~

Chodzę po salonie zdenerwowany, kiedy Liam siedzi na kanapie. Mamy problem, duży problem i nie wiem jak go rozwiązać. Nie jestem bezradny, wiem, ze wpadnę na odpowiedź. Jeden z wrogów, których mam sporo, zamierza zniwelować moją mafię, przejąć MOICH ludzi i zorganizować własne państwo gangsterskie, opierające się też na handlu narkotykami. 

Podnoszę głowę, gdy do środka wchodzi zaspana Camille. Chyba nie nauczę ją, żeby się ubierała.

- Mogę? - pyta cicho stając pod ścianą. Ściąga na siebie wzrok wszystkich mężczyzn w pomieszczeniu.

- Camille - mówię, patrząc uważnie na jej ubiór. Nie chcę, żeby inni podziwiali, to co należy do mnie.

- No co? - robi smutną minę i podchodzi do mnie. - Ty mnie przebrałeś, prawda? - pyta mnie do ucha.

- Tak, ale tutaj są tez inni mężczyźni, a ty właśnie pokazujesz im swój tyłek. - Zaciskam zęby, obejmując ją ramieniem.

- To zabroń im patrzeć - wzrusza ramionami.

- W jadalni czeka śniadanie - całuję ją w czoło.

- Nie zjesz ze mną, prawda?

- Panowie, zaraz dokończymy. - Zwracam się do wszystkich i prowadzę dziewczynę do pokoju obok.

- Miałam ciężki dzień, a ty? - patrzy na mnie z uśmiechem. Zanim mogę odpowiedzieć, staje na palcach i mnie całuje.

Oddaję pocałunek I prowadzę ja na ślepo do stołu. Odsuwam krzesło, siadam i Ciągnę Camille na kolana.

- Już mam ciężki. - Opieram głowę o jej ramię.

- Biedny. Przykro mi - mruczy smutno.

- Jedz, kochanie - mówię, wiedząc, że wczoraj na nic nie miała czasu. Sięga po świeże pieczywo, a ja przesuwam dłonią po jej udzie. Obserwuję jak smaruje masłem powoli i delikatnie bułkę.

Godfather |LTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz