18. Święta.

646 24 2
                                    

Wsuwam się pod delikatną pościel i opieram o zagłówek łóżka, smarując kremem ręce. Louis leżący obok mnie, patrzy w sufit zamyślony. Jutro rano mamy wylot do Anglii. Przylatujemy dzień wcześniej, by zrobić świąteczne zakupy, odwiedzić moich rodziców i z nimi spędzić pierwszy dzień świąt. Natomiast kolejny będzie tylko nasz. Dzisiaj byliśmy w odwiedzinach u cioci Louisa, która mieszka w restauracji. Bardzo lubię tę kobietę, jest cholernie miła. Zjadła z nami obiad, Louis długo z nią rozmawiał, a potem odwiózł do domu. Zapewnia jej najlepszą opiekę, ale ona nie pozwala załatwić sobie innego mieszkania niż to nad pizzerią. Niektórzy ludzie tak mają, nie lubią zmieniać miejsc. 

Trochę się martwię o mojego chłopaka, bo dzisiaj jest bardzo nieobecny. Nic się nie stało, nie kłóciliśmy się, ale... Właśnie. Jakie ale? Nie mam pojęcia co siedzi mu w głowie, o czym myśli. 

Nie chcę wypytywać, bo wiem, że to go denerwuję. Mnie jednak męczy, że nic mi nie mówi przez co nie wiem jak mogę mu pomóc. W tym akurat jestem bezradna. Ja dzielę się z nim wszystkim, ale mam wrażenie, że on nie chce, by jego problemy były moimi problemami. To trochę smutne bo czuję się niepotrzebna i pomijane, a nie chcę żeby tak było.

Louis siada i gasi lampkę, po czym kładzie się na boku w moją stronę. Obejmuje mnie ramieniem, przyciągając do siebie. 

- Wiesz co? - Odzywa się, przesuwając palcami po moim obojczyku. - Pewnego dnia wszystko się ułoży. Będzie spokojnie. Pewnego dnia będziesz nosiła moje nazwisko, nosiła moje dziecko, dumnie się do tego przyznając.

- To brzmi poważnie... - przyznaję przykrywając się i układając kołdrę na swoich udach. 

- Bo jest poważne. Myśl, że mógłbym pozwolić ci odejść albo ktoś mógłby mi cię zabrać... Chyba bym tego nie zniósł. Cieszę się, że to ja umrę pierwszy i nie będę musiał patrzeć jak osoba, która jest dla mnie całym światem, odchodzi. - Opiera się na ręce i odgarnia mi włosy z twarzy. Delikatnie całuje mnie w czoło. - Jesteś najwspanialszą kobietą jaka stanęła na mojej drodze. 

- Nie mów do mnie o twojej śmierci. Nie chcę słyszeć tego wyrazu i twojego imienia w jednym zdaniu - kręcę głową kompletnie ignorując komplement. 

- Powiedz, że mnie kochasz. I że będziesz kochać nawet jeśli dowiesz się wszystkiego. - Patrzy mi w oczy. - Powiedz.

- Kocham Cię najbardziej na świecie i będę kochać zawsze bez względu na wszystko - mówię zgodnie z prawdą. 

Całuje mnie w usta w odpowiedzi na moje słowa. Przygarnia mnie do swojego ciała naprawdę zaborczo.

- Zawsze przy tobie będę - dodaję cicho w jego tors. 

- Nie wiem czy po tym czego się dowiesz. - wzdycha. Znów przeszłość go meczy i boi się, że nie zaakceptuję tego. 

Odsuwam się zmuszam do patrzenia na mnie.

- Mam daleko w poważaniu co robiłeś czy robisz. Wiem, że to słuszne i już. 

- To nie chodzi o to. Pierwszy raz w życiu okazuję strach. Nie zamierzam ci powiedzieć, że zabiłem jakiegoś człowieka. To nie siedzi mi na sumieniu. Dzisiaj jest rocznica śmierci mojego ojca. Był bardzo ważny w moim życiu. 

- Tak mi przykro - czuję się jakbym dostała w twarz. Nie miałam pojęcia o tak ważnym dla niego dniu.

- Mój ojciec był moim autorytetem. Był Ojcem Chrzestnym w Anglii, ludzie cenili go naprawdę mocno. To był dobry człowiek - mówi. - Został zamordowany przez własnego syna.

- To straszne, nie wyobrażam sobie jak ciężki musi ciebie być... - do oczu napływają mi wręcz łzy.

Moi rodzice żyją, a ja sama nigdy nie straciłam nikogo bliskiego. Nie mam pojęcia jakie to uczucie, ale widzę Louisa, który jest zmęczony życiem w tej chwili. Po nim nigdy nie da się nic poznać. Idealny gangster, elegancki mężczyzna, któremu nic nie można zarzucić. Natomiast dzisiejszego dnia to chłopiec, któremu zabrano rodzica. Powstrzymuje się od płaczu wiedząc, że dzisiaj to ja muszę być silna dla niego. Przyciągam go do siebie aż wtula się w moją pierś. Co chwila całuję jego włosy i cicho opowiadam jak wyobrażam sobie jego ojca.

Godfather |LTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz