Wieczna Fracction

734 86 6
                                    

   Ilya obudziła się w wygodnym łóżku. Uchyliła ciężkie powieki, ale gdy spróbowała poruszyć choćby palcem, przeszywała ją silna fala bólu. W pokoju, w którym była było tylko jedno okno, spojrzała przez nie. Po czerwonych policzkach spłynęły łzy.

   Była w domu.

   W Hueco Mundo.
  
   Do pokoju wszedł Arrancar z koźlimi rogami. Cała twarz również wyglądała jak zwierzęcia. Nie wiedziała, czy się uśmiechał.

   - Widzę, że się obudziłaś - rzekł, dolewając niebieski płyn do kubka stojącego obok. - Wypij to, a ja wszystkich powiadomię, że się ocknęłaś.

   Wyszedł.

   Co ja tu robię? Skąd się tu wzięłam?

   Po chwili drzwi znowu się uchyliły, a w nich stał nikt inny jak Aizen. Łagodnie się uśmiechał.

   - Jak dobrze, że się odnalazłaś. Tak się martwiłem - podszedł do niej bliżej, pomógł jej wstać do siedzenia i objął ją. Wciąż fałszywie się uśmiechał - Gdy dowiedziałem się, że byłaś w Soul Society, wystraszyłem się.

   - Oni naprawdę cię nienawidzą - odparła, a on wypuścił ją z objęć.

   - Jestem ci wdzięczny, że mnie kryłaś. Milczałaś.

   - Nie zrobiłam tego dla ciebie - powiedziała, gdy Aizen był już przy drzwiach. - Pomimo tych wszystkich lat, dla ciebie nie byłabym w stanie tyle poświęcić. Zrobiłam to dla Ulquiorry.

   - To dla niego ryzykowałaś, ale to nie on cię ocalił.

  - W takim razie kto? - domagała się odpowiedzi.

  - Kiedyś się sama tego dowiesz.

   Opuścił pokój, a Ilya opadła na poduszkę, czego pożałowała, bo wciąż świeże rany dały o sobie znak. Skoro nie ocalił jej Ulquiorra to kto? Wkrótce odwiedził ją ten, którego chciała zobaczyć najbardziej. Zielone oczy - chłodne jak zawsze - uspokoiły ją, przysiadł na krańcu łóżka.

   - Ulqu...- przerwał jej unosząc dłoń.

   Co najbardziej ją zdziwiło? Ulquiorra objął ją z całych sił. Nie zważała na pieczenie pleców i ramion pod bandażami, więc odwzajemniła uścisk. Tego się nie spodziewała, ale jak ją to ucieszyło. Zapłakała głośno. Zacisnęła w dłoniach biały materiał. W końcu spojrzała mu w oczy. Chłód... zniknął. Było ciepło i radość.

*****

Tak jest lepiej. Nie wiem, czemu. Tak po prostu powinno być. Ona tu jest, obok mnie. Nie wiem, czemu, ale poczułem ulgę, widząc ją. A teraz czując jej ciepło, gołe plecy w bandażach - czuję się źle, bo to moja wina. Nie przypilnowałem jej. Obiecałem. 

Zawiodłem? Nie. Uśmiecha się i płacze...ze szczęścia, czymkolwiek jest to tak zwane ,,szczęście''.


*****

   Minęło kilka tygodni nim Ilya wstała o własnych siłach. Rany ładnie się zagoiły i już nie bolały, ale ciągle pozostawały trwałe blizny, które ukrywała pod koszulkami. Tego dnia Aizen jak zawsze o tej porze wezwał ją do siebie. Idąc w stronę jego komnat czuła zawistne spojrzenie Loly i Menoly, zignorowała je. 

   - Ilya - przywitał ją serdecznym uśmiechem, zajęła miejsce tuż obok niego przy stole. - Dobrze widzieć cię w zdrowiu. Analizując ostatnie wydarzenia postanowiłem wcielić cię do mej armii Arrancarów - W oczach dziewczyny błysnęły tajemnicze iskry. - Niestety nadal nie mam zamiaru robić z ciebie jednego z nich. Jesteś człowiekiem. Ale nasze barwy to już dobry początek - klasnął w dłonie, a do komnaty wszedł rogowaty Arrancar z wieszakiem. 

   Ilya przebrała się w łazience Aizena i po chwili z niej wyszła. Miała czarno-białe buty jak typowy Arrancar. Biała bluzka z czarną obramówką odsłaniała niemal cały brzuch, na to zrzuciła wcale nie długą białą kurtkę. Luźne spodnie odsłaniały połowę ud, ale i tak świetnie się w nich prezentowała i wcale nie czuła skrępowania. Po chwili Aizen podszedł do niej i założył jej biały diademik.

   - Wyglądasz jak jedna z nas - Na ten komplement zarumieniła się. - Do kompletu jest jeszcze to - odwróciła się, a po chwili rogowaty sługa wręczył jej samurajską katanę z lazurową rękojeścią, pasującą do koloru pochwy. - Arrancar jak się patrzy.

   Ilya pochyliła się przed mężczyzną i podziękowała mu, gdy pozwolił, wybiegła z komnaty, aby móc pochwalić się Ulquiorze swoim osiągnięciem. Jej próba zostania fracction 4 Espady prawie dobiegła końca. Zbiegając po schodach, potknęła się, ale w porę przytrzymały ją silne ramiona. Poczuła dziwne mrowienie w brzuchu  i znów ukłucie w okolicach serca. Odwróciła głowę w kierunku osoby, która ocaliła ją prze upadkiem. Zdała sobie sprawę, że ramiona, w których teraz była należały do tej samej osoby, która ocaliła ją przed shinigami. 

   Rozchyliła szeroko oczy z zaskoczenia i jedyne, co wydukała drżącym głosem to jedno słowo...Brzmiało to komicznie, zaraz po tym wydała z siebie cichy jęk.

    - Ty...

   Osoba ta uśmiechnęła się do niej szeroko. Odsłonięte białe zęby wyglądały bardziej jak kły jaguara.

   - Ciebie trzeba zawsze ratować, ale od czego tu jestem.

Espada | Ulquiorra Cifer ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz