Karma Akabane

3.5K 255 38
                                    

Zamówienie dla WitheAngel123

— [Imię]-chaaan...

— Mógłbyś przestać mówić do mnie po imieniu? — jęknęłam niezadowolona.

 Akabane pomimo tego, że znamy się niesamowicie krótko, zaczął mówić do mnie po imieniu, przy okazji dodając tę nieszczęsną końcówkę. Gdy ludzie zwracali się do mnie w ten sposób, czułam się jak mała dziewczynka, którą już zdecydowanie nie byłam. 

— I czego chcesz, ty chory człowieku?

— Ranisz moje serduszko! — Opadł teatralnie na krzesło.

Automatycznie przewróciłam oczami, ponieważ, cholera, był taki irytujący.

Nigdy go nie zrozumiem. Z jednej strony bezwzględny i psychiczny, a z drugiej zachowywał się jak zwykłe, rozwydrzone dziecko. Już na samym początku zaczął mnie prześladować i nie dawał mi spokoju. Spędzał ze mną każdą wolną chwilę, kompletnie nie zwracając uwagi na wszelkiego rodzaju sprzeciwy. Jeden raz nawet nawiedził mnie w śnie... i nie był on uroczy. Przypominał raczej koszmar, przez który moja psychika całkowicie padła, aż na jeden dzień.

— Ziemia do [Imię]-chan. — Dopiero zauważyłam, że Akabane coś mówił, gdy zaczął wymachiwać dłonią przed moją twarzą. — No chyba, że myślisz o mnie. Jeżeli tak, to pozwalam ci ignorować świat.

— Lepiej wymyśl, jak pozbyć się naszego nauczyciela — mruknęłam i położyłam głowę na ławce. 

Zrobiłam to w ten sposób, aby Akabane widział jedynie [kolor] włosy. Chłopak uwielbiał mi się przypatrywać, a zwłaszcza w momentach, gdy mówił coś nieodpowiedniego. Twierdził, że wszystkie moje reakcje na niestosowności były nieziemskie.

— Dlaczego ty tego nie zrobisz?

— Bo już nie mam pomysłów — westchnęłam ciężko. — Przez trzy tygodnie wykorzystałam prawie wszystk... Okej, a jednak wszystkie.

— Czyli... — zaczął tajemniczo, dlatego spojrzałam na niego. W jego oczach tkwiła dziwna iskra, która zaczęła mnie trochę przerażać. Brakowało jeszcze typowego uśmiechu psychola, żeby otrzymać wynik "Jestem zryty, nie podchodzić".

— Czyli?

— Sugerujesz, że powinniśmy razem współpracować? — Szybko do mnie podszedł, przewalając krzesło na którym siedział. Położył ręce obok mojej głowy, dlatego szybko się zerwałam i spojrzałam na niego z mordem w oczach.

— Taa... — potwierdziłam pod nosem. — Ale nigdy więcej nie podchodź tak blisko!

Na jego twarzy pojawił się cwany uśmieszek, który nie wróżył nic dobrego, a przynajmniej nie dla mnie. Co miałam jednak zrobić w takim momencie? Chłopak przede mną był mistrzem w tych sprawach. Może i do tej pory nie udało mu się zabić Korosenseia, jednak było to spowodowane tym, że działał indywidualnie.

— Zostaniemy współpracownikami pod warunkiem, że będziesz się zwracać do mnie po imieniu — powiedział pewnym siebie tonem, a moje wargi rozchyliły się ze zdziwienia. On naprawdę jest tak głupi?

Po pierwsze: nie.

Po drugie: mógłby zażądać ode mnie nie wiadomo jak podłej rzeczy, a zaproponował coś takiego.

Czyli jest idiotą. Potwierdzone informacje.

— To jak? — Zrobił krok w moją stronę, przez co się cofnęłam. Dopiero teraz zauważyłam, że nie ma nikogo poza mną i czerwonowłosym w klasie. Nie wiedziałam, co o tym myśleć... Może wyszli na dwór? Albo nie żyją? Mogliby pomóc... Halo? Ktokolwiek?

— Okej — odpowiedziałam cicho.

— Naprawdę? To świetnie! — Na jego twarz wstąpił szeroki uśmiech. — Zacznijmy od teraz, [Imię]-chan.

Spojrzałam na niego jak na idiotę, na co on w odpowiedzi przewrócił oczami.

— No już. Powiedz to. — Kolejny krok w moją stronę. — K-a-r-m-a.

Nie mogłam z siebie tego wydusić. Miałam wrażenie, że ściana, którą budowałam pomiędzy mną a Akabane po prostu runie. Nie! Nie tylko pomiędzy nim... pomiędzy wszystkimi ludźmi z którymi rozmawiałam, a nawet się po prostu mijałam. Należałam do osób, które wolą swoje własne towarzystwo, ponieważ inni mnie po prostu irytowali. To nie tak, że wiązały się z tym jakieś bardzo smutne wydarzenia z przeszłości. Taka już byłam.

— Karma — szepnęłam szybko i niewyraźnie, a następnie spuściłam wzrok na podłogę.

— Nie słyszałem. Może powinienem stanąć bliżej ciebie? — zasugerował, a z moich ust wydobył się gardłowy jęk. Co on wyprawia?

Podczas, gdy ja się cofałam, on pokonywał odległość pomiędzy nami. Kiedy moje plecy zetknęły się ze ścianą, zaśmiałam się nerwowo. Nie było już odwrotu. Musiałam to powiedzieć.

Głośno i wyraźnie.

Chłopak przybliżył swoją twarz do twojej. Wciąż miał na sobie ten cholerny uśmieszek, przez który powoli wpadałam w szał.

Ech... przecież to tylko imię, prawda? Nic takiego się nie stanie... A poza tym powiedziałam je już... Dobra, to nie było to samo, ponieważ w ogóle nie przypominało jego imienia, a jedynie jakiś jęk.

Może jak będę odliczać, pójdzie łatwiej?

Trzy.

Dwa.

Jeden.

— Karm...

Nie dokończyłam, ponieważ przeszkodziły mi w tym jego usta. Dotknął delikatnie mojego polika, jednak ja byłam za bardzo zszokowana, żeby zrozumieć co się dzieje.

W końcu, po nie wiadomo jakim czasie, czerwonowłosy odsunął się ode mnie i zaczął wpatrywać się w moją twarz.

Moje poliki przybrały szkarłatny kolor. Chłopak roześmiał się, widząc moją naburmuszoną minę. Tak naprawdę, nie byłam w tamtej chwili na niego zła, po prostu zrobił to w naprawdę nieodpowiednim momencie.

— I z czego tak się śmiejesz?

— Bo wyglądasz naprawdę uroczo, współpracowniczko — zachichotał, dlatego dałam mu prztyczka w nos. Odsunął się ode mnie i skrzyżował ramiona, udając obrażonego.

— Nie zachowuj się jak dziecko.

Próbował coś powiedzieć, jednak uciszyłam go ruchem ręki.

— Dlaczego nikogo tutaj nie ma? — zapytałam i wyminęłam go, aby udać się w stronę drzwi. 

— Aktualnie jest WF, więc nie powinnaś być tym zdziwiona. — Zatrzymałam się i zacisnęłam dłonie w pięści, po czym posłałam mu sztuczny uśmiech.

– Karma, ty idioto.

— Dziękuję, [Imię]-chan! — Podbiegł do mnie i złożył całusa na moim poliku, przez co znowu się zaczerwieniłam. —  Widzisz? Moje imię nie jest aż takie złe! 

One-Shoty || Character x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz