Jak co roku moja mama budzi mnie, abym ładnie ubrała się na dożynki. Zazwyczaj ubieram błękitną sukienkę, mama czesze mi moje krótkie włosy. Nie wyglądam atrakcyjnie, ale przynajmniej włosy nie plączą mi się, gdy pływam. Pracuję jako nauczycielka pływania w dystrykcie 4. To bardzo przyjemna praca, a w dodatku po powrocie do domu nie śmierdzę rybami. Nie mogę jednak odpędzić się od tego smrodu - mój ojciec pracuje jako rybak. Mogę nawet powiedzieć, że jako jeden z najlepszych. Bardzo się szczyci tym, że jego jedyna córka nie musi pracować w ciężkim zawodzie. Uczę zazwyczaj dzieci do dwunastego roku życia. Jako świetni pływacy są gotowi na igrzyska, pod warunkiem, że na arenie będzie woda. Nie mamy dużo zwycięzców w dystrykcie. Jedną ze zwyciężczyń jest Mags. Jest to stara kobieta, bardzo miła. Starała się pomagać każdemu, nawet po zwycięstwie. Nikt nie wie, jak wygrała. Było to bardzo dawno, a ci, którzy pamiętają nie chcą mówić. To Mags nauczyła mnie wytwarzać haczyki. Drugim i ostatnim zwycięzcą jest Finnick Odair. Jest w moim wieku i wygrał igrzyska dwa lata temu. Wszyscy byli w szoku. Każdy znał Finnicka z jego pychy i urody. Zapisał się w historii jako najmłodszy ze zwycięzców. W tamtym roku towarzyszył dziewczynie, która stała obok mnie oraz chłopakowi, który był jednym z najszybszych pływaków w dystrykcie.
-Kochanie, zejdź na śniadanie! -Woła mnie ojciec z kuchni.
Zbiegam ze schodów prosto przed stół wypełniony po brzegi. Uśmiecham się rozbawiona do ojca, który odwdzięcza się szczerym śmiechem. Siadam do stołu. Rodzice jedzą zawzięcie ryby, złowione dzisiaj rano, a ja jedynie patrzę na zapełniony talerz. Mdli mnie, oddycham głęboko. Mama kładzie mi dłoń na ramieniu.
-Spokojnie skarbie, masz bardzo mało karteczek. Nie wylosują cię.
-A jeżeli wylosują? -Panikuję.
Rodzice się zamykają. Wstaję od stołu i podchodzę do okna. Patrzę prosto na ratusz, przed którym zbierają się dzieci i ich rodziny. Widzę długą kolejkę dzieci do strażników pokoju, którzy nakłuwają ich palce. Odwracam się do rodziców, którzy stoją za mną, gotowi już do wyjścia. Uśmiecham się do nich z wdzięcznością. Chcę już mieć to za sobą. Wychodzimy, a ja staję w kolejce do identyfikacji. Odprowadzam rodziców wzrokiem, póki nie zatrzymują się przy barierce. Z kamienną twarzą patrzą, jak staję w grupce, czekając na rozpoczęcie. Na scenę wchodzi młody mężczyzna, nasz burmistrz, a następnie jego miejsce zajmuje kobieta z ogromną, czerwoną peruką na głowie oraz o imieniu Vena. Uśmiechnięta przedstawia nam film od Kapitolu, a następnie wesoło podchodzi do puli z karteczkami. Dziewczyna obok mnie chwyta mój nadgarstek. Zerkam na nią, ale ona jest zbyt skupiona na karteczkach w przeźroczystej kuli. Karteczek jest więcej u kobiet niż u mężczyzn. U nas szklana kula jest zapełniona do połowy, a u mężczyzn jedynie ćwierć. Czerwonowłosa kobieta głaszcze kartki na wierzchu. Jej długie paznokcie, tego samego koloru, co peruka wbijają się między karteczki. Vena wraca przed mikrofon i odpieczętowuje małą karteczkę. Czyta w myślach nazwisko i uśmiecha się szerzej, niż ktokolwiek by przypuszczał.
-Eleonor River! -Klaszcze Veni.
Blednę. Wszyscy patrzą prosto na mnie. Strażnicy pokoju odprowadzają mnie na scenę. Nie podnoszę wzroku. Po policzkach płyną mi łzy. Jedyne co słyszę to krew w moich żyłach. Staję obok Veny i czekam, aż odczyta męską ofiarę Kapitolu. Podnoszę głowę. Zgrabnymi palcami otwiera małą kopertkę zapieczętowaną pieczęcią Panem. Świat przestaje dla mnie istnieć.
-Lilian Rotsel!
CZYTASZ
67. Głodowe Igrzyska
FanfictionWdech, wydech... Zostałam wybrana na Głodowe Igrzyska... Nikt nie wierzy, że uda mi się utrzymać przy życiu dłużej niż dzień... Jestem ostatnim dzieckiem moich rodziców. Zostaną sami. A ja? Jako szesnastolatka umrę na arenie. Niech los wam zawsze sp...