Przez okno padają promienie letniego słońca, w kuchni, w której siedzę czuję powiew ciepłego powietrza. Dawno w naszym dystrykcie nie było tak słonecznego dnia. Słyszę dzieci bawiące się w pobliskim jeziorze, co jakiś czas ganiącą ich jakaś starsza pani. Organizuję zapiski i obliczenia dla szkółki pływackiej, uśmiechając się pod nosem. Jestem niemal w stanie przypomnieć sobie delikatną mgiełkę, kiedy to ja byłam dzieckiem, dopiero uczącą się pływać razem z resztą grupy. Było to raczej doskonalenie niż nauka, bowiem w czwartym dystrykcie wcześniej uczymy się pływać niż mówić pełnymi zdaniami.
Rodzice wyszli do pracy, Aqua bawi się gdzieś z siostrą Liliana - mojego chłopaka. Fakt, że nasze siostry się zaprzyjaźniły było czymś, dzięki czemu mi ulżyło - to dobry pretekst, abym częściej bywała w domu Liliana albo on w moim. Jutro mija drugi rok, od kiedy się umawiamy. Nie należę do osób, które koniecznie muszą świętować jakiekolwiek rocznice. Mimo to zgodziłam się, aby Lilian przygotował dla mnie niespodziankę. Z tego powodu upewniłam się, że będę miała jutro wolne, a dzisiaj poczekam na niego, abyśmy mogli wieczorem uzgodnić plany na randkę.
Nie lubię tego słowa - randka. Brzmi tak patetycznie i zbyt słodko, abym mogła wierzyć w jakąkolwiek jego wartość i szczerość. Dla mnie kojarzy ono się z kwiatkami, buziakami i innymi bzdetami, które są zbędne dla dwójki osób, nawet tak młodych jak my. Ja mam zaledwie trzynaście lat, on piętnaście. Według niektórych związek w naszym wieku nie powinien nawet istnieć. Jednak od momentu, gdy uratował mnie od utonięcia nie potrafię spędzić dnia bez myślenia o nim.
Odkładam wypełnione notatki po mojej prawej, do wypełnienia po lewej. Z ulgą zauważam, że tej drugiej jest o wiele mniej. Jeżeli plany pójdą z planem od jesieni zacznę trenować uczniów młodszych klas podstawowych czynności, takich jak pływanie kraulem, nurkowanie czy kontrola wyposażenia pod wodą - trójząb, sieci czy rozplątywanie z nich śmieci. Pod koniec roku jest wystarczająco ciepło, aby ich uczyć, mimo silnego wiatru. Dzieci są przyzwyczajone do biegania, nawet gdy temperatura spada poniżej dziesięciu stopni Celsjusza, mimo że rzadko do tego dochodzi.
Słyszę pukanie do drzwi, następnie skrzypienie zawiasów. Tata już dawno obiecał mamie, że się nimi zajmie. Nie przerywam uzupełniania tabelek, nawet gdy Lilian podchodzi do mnie i całuje mnie w czubek głowy. Siada na przeciwko mnie i zabiera jedną z wypełnionych kartek.
-Poważna, papierkowa robota. -Uśmiecha się półgębkiem.
Pomrukuję pod nosem, wpisując kolejne liczby i słowa do odpowiednich rubryk. Staram się nie dać rozproszyć szelestem kolejnych kartek, które podbiera Lilian ani gdy je komentuje.
-Dlaczego oni kazali ci to uzupełniać? To oni powinni się tym zająć. Gdybym był tam z tobą, gdy ustalaliście...
-Sama to zaproponowałam. -Odpowiadam bez namysłu, odkładając wypełnioną kartkę na chaotyczną stertę. Krzywię się, kiedy widzę nieład, ale nie poprawiam tego.
-Dlaczego? -Nie ukrywa zdziwienia.
-Chciałam im pokazać, że znam się na rzeczy i mogą mi powierzyć tak odpowiedzialne zadanie.
-Raczej nudne. Pewnie z ulgą zrzucili je na ciebie. - Prycha. -Miałaś jakiś pomysł na jutro? -Uśmiecha się podekscytowany, jakbym miała mieć w zanadrzu jakąś niespodziankę.
-Mieliśmy razem ustalić nasz plan na jutro. -Odpowiadam beznamiętnie, kończąc ostatni egzemplarz.
Kątem oka widzę, jak jego uśmiech bladnie, ale nie znika. Obydwoje wiemy, że "razem" oznacza, że on rzuca propozycje, a ja albo je akceptuję albo nie. Gdy raz spróbowałam zaproponować jakąś atrakcję jedynie się skrzywił i wyszedł z innym pomysłem, który, bez ogródek, był o wiele lepszym niż mój.
-Nie ukrywam, że sporo o tym myślałem.
-I co wymyśliłeś?
-Co powiesz na piknik o wschodzie słońca nad jeziorem?
-Pobudka przed świtem, abyśmy mogli zjeść kanapki, podczas gdy komary będą wysysać z nas krew? -Unoszę sceptycznie brew.
-Próbuję być romantyczny. -Odburkuje.
-Preferuję praktyczność.
-Jesteś niemożliwa! -Wybucha.
Marszczę brwi, zaskoczona jego reakcją. Zna mnie, dlaczego dziwi go moje zdanie na temat jego propozycji?
-O co ci chodzi? -Zbieram kartki na jego stertę, nie odwracając zmartwionego wzroku z niego.
-Właśnie o to! Nawet się nie starasz, aby nasz związek nie wyglądał jakby zależał jedynie ode mnie!
-Przepraszam, że nie jestem dobra, w wymyślaniu słodkich spacerów o zachodzie słońca. -Syczę zjadliwie. -Czy masz ochotę zabrać się ze mną nad pobliskie bagno? -Pytam sarkastycznie.
-Nie mówię jedynie o jakichkolwiek wyjściach. To ja muszę upewniać się, że będziemy widzieć przynajmniej raz na miesiąc, bo ty jesteś zajęta innymi sprawami, aby nawet podejść do mojej klasy albo domku! Bez przerwy muszę wymyślać jakieś tematy, bo ty chętnie siedziałabyś cicho przy książkach i papierkach! -Wskazuje zamaszystym gestem na stertę, powodując, że jedna kartka zostaje zdmuchnięta na ziemię. Wstaję niemal natychmiast, aby leżała jak najkrócej na podłodze. Przecież nie mogę oddać im brudnej.
Słyszę prychnięcie, gdy kucam przy stole, sprawdzając czystość kartki. Podnoszę się, widzę, że Lilian stoi i trzyma oburącz - ręka przy ręce - wszystkie egzemplarze, które wypełniałam od dobrych kilku godzin. Poczułam, jakby coś przewracało się w moim żołądku. Oczami wyobraźni widziałam, jak moja ciężka praca jest rozrywana na pół przez kogoś, kto ma za złe, że mam jeszcze życie poza nim.
-To nie jest zabawne... -Mówię prawie szeptem.
Powstrzymuję się, aby nie wyciągnąć ręki przed siebie albo aby nie ruszyć na około stołu. To nie miałoby sensu.
Lilian nie jest taki głupi, wie, jak bardzo zależy mi na szkółce pływackiej. Aby to się udało. On również jest dla mnie ważny. Przełykam dumę i otwieram usta, aby go przeprosić i poprosić o zwykłą rozmowę, ale on mówi przede mną:
-Wybieraj. Jakaś szkółka pływacka albo ja. -Unosi kartki, podkreślając znaczenie swoich słów.
Prośby i przeprosiny grzęzną mi w gardle. Zamykam usta i zamiast skruchy czuję wściekłość.
-Szkółka to moja przyszłość... -Niemal szepcę. -Ty również nią jesteś. To da się jakoś pogodzić. Gdybyśmy...
-Mam dość szukania sposobów, gdy ty usprawiedliwiasz się wszystkim innym. Co będzie, gdy zaczniesz - oprócz szkoły i domu - spędzać czas na szkółce. Już teraz nie masz dla mnie czasu.
Słyszę w jego głosie gorycz i zawziętość. Boli go to, co mówi, ale chyba sądzi, że nie ma innego wyboru.
Ja również.
-Przepraszam... -Mówię, patrząc na kartki.
Czuję jak pieką mnie policzki, ale oczy wciąż mam suche. Dopiero gdy odłożył plik kartek na stolik i wyszedł bez słowa zobaczyłam zamykające się drzwi jak przez mgłę, zaślepiona łzami.
CZYTASZ
67. Głodowe Igrzyska
FanfictionWdech, wydech... Zostałam wybrana na Głodowe Igrzyska... Nikt nie wierzy, że uda mi się utrzymać przy życiu dłużej niż dzień... Jestem ostatnim dzieckiem moich rodziców. Zostaną sami. A ja? Jako szesnastolatka umrę na arenie. Niech los wam zawsze sp...