Na wysokości

653 44 3
                                    

Mimo bijącego z ogniska ciepła dostaję dreszczy. Panika zaczyna ogarniać moje ciało, instynktownie zerkam na Silka, który również jest zszokowany. Dobra wiadomość jest taka, że tu byli. Silk się nie przewidział.

Byli. A gdzie są teraz?

Jakby na moją odpowiedź po mojej prawej spada z góry ciemny kształt, swoją masą ciągnie za sobą Silka, znikając za brzegiem wagoniku. Stoję nieruchoma we wciąż kołysającym się wagonie.

Jak cień śmierci. To jedyna myśl, która przebiega mi przez głowę.

Drugą, zaraz potem, jest ta, że Silk wypadł z wagoniku. Rzucam się do barierki, bojąc się odnaleźć wzrokiem jego ciało. Przed oczami widzę jego nienaturalnie ułożone ciało, puste oczy i krwawą plamę.

W rzeczywistości widzę go w wagoniku poniżej, szarpiącego się z chłopakiem, dorównującym mu gabarytami. Kamień spada mi z serca. Oglądam walkę dwóch Trybutów, póki nie zdaję sobię sprawę, że przeciwników powinno być dwóch.

Kucam instynktownie, jakby dopiero teraz bezpośrednio zagrażało mi życie. Na dole nie widziałam nikogo. Znaczy, że ten ktoś musi być nad nami.

Przeglądam wzrokiem wszystkie wagoniki, ale nie widzę nikogo. Kątem oka zauważam jednak ruch na jednej z poręczy.

Na pierwszy rzut oka przeklinam pod nosem los, który każe mi walczyć z płcią przeciwną. 

Po dłuższym wpatrywaniu oprócz łuku zauważam dłuższe włosy i biust. Dziewczyna, zapewne kilka lat starsza ode mnie skupiona jest w zupełności na dwóch walczących poniżej chłopakach.

Nie mam szans, aby podejść do niej bez zauważenia. Prędzej Silk zostanie pokonany albo postrzelony.

Rozglądam się po wagoniku w poszukiwaniu czegokolwiek, co byłoby przydatne. Widzę jedynie lekko żarzące się ognisko. Sięgam po, jak mi się wydaje, ostudzony patyk i rzucam nim w stronę Trybutki. Za pierwszym rzutem nie dostrzega mnie, ale przy drugim to ja staję się jej celem.

W ostatniej chwili unikam strzały, która leci w ciemności parku rozrywki. Kryję się za jedną z balustrad, zerkając raz za razem w jej stronę i rzucając kolejnymi patykami.

Nie dziwi mnie, gdy przestaję ją interesować. Zmieniam więc cel na jej wspólnika.

Trafiam patykiem prosto w jego głowę, czym dostatecznie go dekoncentruję, aby Silk trafił go lewym prostym. Przynajmniej znowu zyskałam zainteresowanie Trybutki, która tym razem zbliża się do mojej kolejki. Podnoszę nóż z podłogi, który zapewne wypadł mi, gdy Trybut zatrząsł całą kolejką. Czekam przygotowana na nią, słysząc pulsującą mi w uszach krew.

Ląduje równie ciężko, co jej towarzysz. Jest ode mnie wyższa, ma szersze barki, kwadratową twarz. Nawet z bliska byłabym w stanie pomylić ją z mężczyzną.

-Gotowa na spotkanie ze Stwórcą? -Uśmiecha się półgębkiem.

Nie zdążam zareagować, a Trybutka rzuca się na mnie całym ciałem. O mały włos nie zrzucając nas za barierkę. Szarpiemy się. Nóż wypada mi z ręki, lądując w ognisku.

Adrenalina miesza się we mnie z krwią na tyle, że prawie nie czuję silnego uderzenia w brzuch. Oddaję jej kopniakiem w pachwinę.

Krzyk w kolejce niżej wydaje się tak odległy. Ale na szczęście nie jest to znajomy mi Silka.

To rozprasza moją przeciwniczkę na ułamek sekundy. Dla mnie wystarczająco, abym zyskała przewagę.

Kopniakiem zwalam ją z nóg. Trybutka leży na ziemi, chroniąc głowę przed moimi kopniakami.

-Eleonor!

Tym razem to ja tracę skupienie. Trybutka ciągnie mnie za kostkę. Boleśnie ląduję na kości ogonowej. Ponownie szarpiemy się, wymieniamy uderzeniami. Tym razem w parterze.

Wciąż słyszę głośne nawoływania Silka, które cichną po jakiejś chwili. Staram się nie zwracać na to uwagi.

Leże pod Trybutką, od której bije satysfakcja, jakby już miała nade mną kontrolę. Kątem oka zauważam jednak lekko zaczerwieniony sztylet. Bez wahania po niego sięgam.

W tym samym momencie zdaję sobie sprawę, jak głupi był ten pomysł.

Przerażający ból ogarnia całą moją rękę, ale mimo to wbijam nóż w prawy bok przeciwniczki.

Przez całą długość igrzysk jeszcze nigdy nie usłyszałam tak agonijnego krzyku. Trybutka odskakuje ode mnie tak, że jestem w stanie wstać. Korzystam z okazji i spoglądam na Silka, który właśnie poddusza Trybuta.

Czuję falę szczęścia, gdy zdaję sobie sprawę, że to już prawie koniec. Udało nam się.

Ryk bólu i wściekłości uderza do moich uszu. Zdążam jedynie się odwrócić.

Trybutka pędząca w moją stronę. Uderzenie w barierkę. Pędzi za szybko.

Zimne powietrze otula nasze dwa ciała, gdy spadamy. Żadna z nas nie ma już siły walczyć. Po prostu lecimy. Odpycham ją, po drodze uderza całym ciałem w kant barierki. Już po niej.

Kolej na mnie. Widzę oddalające się wagoniki. Zamykam oczy.

Powinnam wspominać, rozpamiętywać, ale w głowie mam pustkę. Do samego końca.

67. Głodowe IgrzyskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz