Wypowiedź Liliana nie wzbudziła we mnie większego zainteresowania, niż same igrzyska. Moja nijaka reakcja zainteresowała jednak innych wokół. Niektórzy zaczęli snuć historie nieszczęśliwej miłości między nami, która zostanie przerwana śmiercią przynajmniej jednego z nas. Inni szeptali między sobą, że mamy ukryty romans i abym nie zepsuła tajemnicy staram się nie okazywać jakichkolwiek emocji, które mogłyby mnie zdradzić. Większość jednak sądzi, że przestałam go kochać, a on wciąż czuje do mnie więcej niż powinien w rzeczywistości. Wracając do pokoju weszliśmy do windy razem z pierwszym dystryktem. Przywitałam się grzecznie z Silkiem i Amber, jednak ten pierwszy nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem. Wpatrywał się jedynie spode łba na Liliana, który nawet nie zwracał na to uwagi. Gdy dotarliśmy na czwarte piętro od razu pokierowałam się do pokoju, ignorując wołania Veny, która była łakoma plotek. Kładę się na łóżku, wciąż w sukience, twarzą w poduszkę. Wdycham zapach świeżego prania i truskawek.
Może nie zareagowałam na jego słowa, ponieważ dużo trybutów zmyśla historie albo koloryzuje, aby zainteresować publiczność. Nie byliśmy ze sobą długo, nie mógł się zakochać aż tak, abym utknęła w jego głowie na tak dobre. Powiedziałby mi, abym ewentualnie mogła odpowiednio zareagować w szatni. Nawet na mnie nie spojrzał od tamtego czasu.
Nawet jeżeli coś do mnie czuje, to ja nie czuję niczego. To było dawno i nieprawda. Przecież to on ze mną zerwał. Nie zrywa się z kimś, kogo się kocha. Nie zostawia się kogoś, na kim ci zależy. To on mnie zostawił, nie ma prawa mnie kochać.
-Eleonor River. Oczekuję odpowiedzi na moje pytania! –Woła Vena, pukając delikatnie w drzwi. Jest zbyt dobrze wychowana, aby w nie uderzać. Co za ironia.
-Nie jestem zobowiązana do odpowiadania na jakiekolwiek pytania. –Mówię głośno w poduszkę, aby nie musieć się powtarzać.
-Oczywiście, że jesteś! Jesteśmy twoimi mentorami, a wy ukrywacie między sobą romans! Nie mamy prawa do wyjaśnień?
-Nie ma żadnego romansu. On coś sobie wymyślił. –Mówię znudzona.
-Dlaczego nie powiedzieliście nam, że byliście parą?
-A jakie to ma znaczenie? I tak któreś z nas umrze. Albo oboje. Nie ważne, to i tak bez znaczenia.
Cisza, zero pukania czy wołania. Przez moment żałuję, że Vena nie wymyśliła jakiegoś pocieszenia, ale nawet ona wie, że to prawda. Jeżeli przeżyje, ja umrę. Jeżeli on umrze... Ja pewnie też będę martwa. Nie ma na to rady. Leżę, czując rosnące napięcie w okolicach klatki piersiowej. Już dawno nie czułam paniki, która sprawia, że moje ciało jest z ołowiu, a w głowie nie umie się ukształtować konstruktywna myśl. Jedynie gdzieś w tle, między resztkami bezsensownych treści pojawia się obraz mojej śmierci. Nigdy nie myślałam, jak umrę, a przynajmniej nie tak realistycznie, jakby to było zaplanowane w czasie. Parskam histerycznym śmiechem, gdy zdaję sobie sprawę, że w dystrykcie będą musieli znaleźć nowego instruktora. Nie raz usłyszałam, że jestem niezastąpiona. Parskam jeszcze głośniej.
-El...? –Słyszę lekkie pukanie do drzwi.
To nie Vena. To męski głos. Nie jestem jednak w stanie odróżnić tonu, dlatego nawet nie staram się przestać śmiać i płakać. Mam ochotę krzyczeć, ale tego nie robię. Nie chcę wyjść na dziwaczkę. Słyszę otwierające się drzwi, ciężkie kroki. To po nich mogę poznać, że do pokoju wszedł Lilian. Tym samym krokiem przemierzał moją kuchnię, sypialnie, salon, podest przy szkółce pływania. Czuję jak siada na łóżku, jak kładzie rękę na lędźwiach. Jego dotyk przyprawia mnie o mdłości, mimo że się go nie brzydzę. Myślę tylko o tym, że w środku wrzeszczę na cało gardło, a w rzeczywistości nie mogę wymówić nawet słowa. Lilian się nie odzywa, po prostu siedzi i mnie głaska po plecach. Od połowy pleców do góry mam je odsłonięte, dzięki krojowi sukienki. Czuję jego ciepłe palce na skórze, co powoduje natychmiastowe otępienie.
-Chciałem cię przeprosić za to, co powiedziałem. Zaskoczyłem cię, gdy to powiedziałem?
-Kłamałeś. –Mówię pewnie.
-Eleonor...
Najeżam się. Ostatni raz użył tego tonu i mojego pełnego imienia, gdy ze mną zrywał.
-Wyjdź stąd. –Mówię przez zęby, opierając się na przedramieniu.
Nie muszę się widzieć, aby wiedzieć, jak wyglądam. Mam czerwone oczy, mokre policzki, zaciągnięte brwi, patrzę spode łba. Panika ustępuje miejsca wściekłości. Przypomina mi się ten dzień, gdy złamał mi serce. Gdy przyszedł do mojego pokoju, usiadł na brzegu łóżka, uspokoił, ponieważ moja mama skręciła kostkę, a następnie ze mną zerwał. Do teraz nie jestem pewna, jaki był motyw jego decyzji. Zerwał, wstał i wyszedł, zostawiając mnie w otępieniu, złości i rozpaczy.
-Nie będę się powtarzać. –Mówię głośniej, wciąż przez zęby.
Wstaje, patrzy na mnie przez ramie, gdy mija próg. Gdyby nie sceneria uwierzyłabym, że wróciłam do tamtego dnia, w którym straciłam nadzieje na szczęśliwe życie.
CZYTASZ
67. Głodowe Igrzyska
FanficWdech, wydech... Zostałam wybrana na Głodowe Igrzyska... Nikt nie wierzy, że uda mi się utrzymać przy życiu dłużej niż dzień... Jestem ostatnim dzieckiem moich rodziców. Zostaną sami. A ja? Jako szesnastolatka umrę na arenie. Niech los wam zawsze sp...