Klęczę, jeszcze nigdy nie byłam tak sparaliżowana na widok krwi. Jest niemal wszędzie - spływająca na ziemię, na moich dłoniach i koszulce, wypływająca z przebitej na wylot klatki piersiowej. Czuję jak blednę, tracę i odzyskuję oddech. Mam ochotę krzyczeć i płakać.
Silk skutecznie odtrącił Nerona, gdy ten szarżował na mnie z nożem. Niebezpieczna broń wypadła mu z ręki, ale nie potrzebował narzędzia, aby wyrwać ze mnie życie.
Obydwoje runęli na ziemię, przez chwilę siłując się, wymieniając uderzenia. Stałam osłupiała z łukiem uniesionym w nicość, z głową wciąż zwróconą w tym samym kierunku, kiedy byłam celem i ja celowałam, nie dowierzając, że nie trafiłam. Gdybym nie spudłowała do niczego by nie doszło.
Ocknęłam się dopiero, gdy Amber wyrwała mi łuk z rąk. Nagłe szarpnięcie - trzymałam bowiem łuk z całą moją siłą, jakby był kotwicą, utrzymującą mnie przy świadomości - spowodowało, że w pierwszym momencie wpadłam na nią. Bez zastanowienia pchnęła mnie w przeciwnym kierunku. Leżałam na ziemi, obserwując jak celuje długo w szarpiącą się parę, wahając się przed wypuszczeniem strzały. Nawet w szoku wiedziałam, że ciężko będzie trafić w Nerona, nie raniąc przy tym Silka. Szanse pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.
Strzała przecięła powietrze, wytwarzając cichy i krótki świst, przebijając przedramię jej pobratymca. Silk ryknął z bólu, z czego skorzystał Neron, zadając nokautujący cios w szczękę. Amber instynktownie sięgnęła za siebie do kołczanu ze strzałami, którego tam nie miała. W momencie, w którym zdała sobie z tego sprawę Neron zdążył podjąć decyzję między powrotem po nóż a natarciem na Amber. Kątem oka widziałam pęk strzał, rozrzuconych obok mnie.
Gdybym podała jej strzałę Neron byłby już martwy.
Amber chwyciła koniec łuku w obie ręce, uderzając nim Nerona. Ten zdążył zasłonić głowę przedramieniem. Łuk wydał odgłos, jakby był łamany, do czego jednak nie doszło. Gdy jedno przedramię chroniło głowę Nerona drugie zostało skierowane na twarz Amber. Z całym impetem zderzyło się ono z jej nosem, powodując obwity krwotok. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że muszę wstać i jej pomóc. Obserwowałam sparaliżowana, jak pięści lądują na jej twarzy, jedna po drugiej, jakby delektował się całą sytuacją. Jakbym była we śnie.
Dopiero długi, szaleńczy rechot wybudził mnie z amoku. Jak oparzona rzuciłam się na oprawcę, chwytając po drodze strzałę. Wbiła się ona płytko w bark, ale wystarczająco, abym była w stanie odciągnąć Amber. Dziewczyna odkaszlnęła, przetarła twarz. Twardzielka. Chwilę ulgi przerwał Neron, który wyrwał sobie strzałę i wycelował w naszą stronę z łuku.
Świat przestał istnieć. Istniała jedynie strzała, ja i przestrzeń między nami. Ponownie opanował mną paraliż. W tym samym momencie, w którym napiął łuk Silk wbił mu nóż w tętnicę szyjną. Puścił cięciwę.
Świst, który wydobył się z moich płuc zagłuszył zarówno przelot strzały obok mnie i bicie mojego serca. Słyszałam krzyk Silka, stęknięcia Amber, ale ja się nie ruszałam. Nie zaglądałam za siebie, nie obserwowałam Silka, porzucającego wykrwawiającego się Nerona i biegnącego do postrzelonej koleżanki.
Amber, wszystko będzie dobrze. Trzymaj się. Amber...
Silk nie jest głupi. To była jedyna myśl, która pojawiła się w mojej głowie, potrafiąca przecisnąć się przez pustkę i ciszę. Nie jest głupi. Nie przekonywałby Amber, że jest ok, gdyby tak nie było. Chciałam w to wierzyć tak bardzo, jak chciałam wierzyć w to podczas śmierci Liliana.
Szkoda, że tym razem miało to się skończyć identycznie, jedynie szybciej.
Amber, zostań ze mną! Eleonor, chodź tu, pomóż mi zatamować krew!
Eleonor. To swoje imię usłyszałam. Albo mi się przesłyszało. Może mi się to wymyśliło. Skutkiem było jednak to, że obróciłam się, zderzając z nierealną rzeczywistością.
Wykonywałam posłusznie rozkazy Silka. Podaj mi to, trzymaj tu, przytrzymaj mocno tutaj. Żyłam między rzeczywistością a snem. Leżący Neron za moimi plecami już dawno zniknął w czeluści pamięci.
Amber nie patrzyła na mnie z wyrzutem, oburzeniem - reakcjami, których mimo wszystko oczekiwałam. Ona jedynie uśmiechała się do mnie, wiedziała, że zginie. Nie słuchała już Silka, który jak mantrę powtarzał słowa otuchy. Dopiero po wszystkim zdałam sobie sprawę, że mówił do siebie.
Przepraszam. To jedyne, co udało mi się powiedzieć, gdy jeszcze żyła. W odpowiedzi uśmiechnęła się jeszcze łagodniej, jakby zmęczona.
W pewnym momencie po prostu przestała oddychać.
Silk nie ucichł, póki nie zagłuszył go huk poduszkowców. Ja nie odstąpiłam jej kroku, póki głos z megafonu mi nie rozkazał.
Wystrzał armat poinformował nas, że zostało nas w sumie siedmiu.
CZYTASZ
67. Głodowe Igrzyska
FanfictionWdech, wydech... Zostałam wybrana na Głodowe Igrzyska... Nikt nie wierzy, że uda mi się utrzymać przy życiu dłużej niż dzień... Jestem ostatnim dzieckiem moich rodziców. Zostaną sami. A ja? Jako szesnastolatka umrę na arenie. Niech los wam zawsze sp...