Uran Powerline

1K 62 8
                                    


Pierwszy raz od jakiegoś czasu pozwolono nam wyspać się tak długo jak tylko chcemy. Ominęło mnie zatem śniadanie, musiałam się pocieszyć małym tostem do obiadu. Lilian jeszcze śpi, Vena gdzieś zniknęła razem z Finnickiem, więc zostałam sama na całym piętrze, który został przydzielony mojemu dystryktowi. Sama oczywiście nie jestem, ze względu na kilku awoksów, którzy zdążyli już okrążyć mnie kilka razy z wazami wypełnionymi kolorowymi napojami. Skutecznie się ich pozbyłam, jednak po krótkiej chwili, gdy Lilian wszedł do kuchni, znowu zaczęli biegać między nami, chcąc go zadowolić. Bez słowa siada naprzeciwko mnie na parapecie.

-Jak się spało? –Pytam po dłuższej chwili.

-Dobrze. Szkoda, że to moja ostatnia dobrze przespana noc.

-Możemy porozmawiać o czymś milszym? –Krzywię się.

Chłopak wzdycha, a ja skupiam resztki mojej uwagi na życiu stolicy za oknem. Widzę Kapitolczyków spacerujących ulicami miasta, jak zawsze dziwacznie ubranych. Nie ciężko zauważyć, że dzisiaj są jacyś bardziej rozruszani, jakby podenerwowani. To przecież dzisiaj wieczorem zasiądą na publiczności albo przed telewizorami, aby obejrzeć wywiad z dwunastoma parami z różnych dystryktów. Będzie to moment, gdzie jedni zdecydują, na kogo zainwestować, przesyłając mu niezbędne rzeczy do przeżycia, a drudzy znajdą temat do plotek. Jednych trybutów pokochają, drugich znienawidzą, a jeszcze innych zignorują na tyle, że ich życie będzie im obojętne. Dla nich jest to ekscytujący dzień, dla nas ostatni, w którym będziemy mogli spać bez strachu, że następnego dnia umrę. Oprócz oczywiście jednego, szczęśliwego trybuta, który przetrwa.

-Porozmawiajmy o... pogodzie. –Przerywam ciszę.

-Dobrze. Podoba mi się te pochmurne, nijakie niebo. Idealnie przedstawia to, co się dzieje w mojej głowie.

-Super. –Wzdycham z rezygnacją. –Ja lubię deszcz. A zwłaszcza zapach powietrza po ulewie.

-Myślałem, że tylko ja jestem wielbicielem podeszczowego powietrza. –Śmieje się.

-Sądzę, że ma ono wielu wielbicieli. –Zauważam.

Uśmiecham się, ale po chwili uśmiech znika, gdy zdaję sobie sprawę, że skończyły nam się tematy do rozmowy. Nie musimy długo czekać, ponieważ chwilę później przychodzi Finnick, który zapędza nas do obiadu. Dzień mija trochę weselej oraz szybciej. Zanim zauważam, jest już wieczór, a ja stoję w błękitnej sukience do kostek w garderobie przy moim styliście, Dot'im. Ruszam sama schodami w stronę hałasu, który panuje na publiczności. Staję koło Liliana, który ubrany jest w czarne spodnie oraz błękitną koszulę, tego samego odcienia, co moja suknia. W telewizorze po mojej lewej stronie widzę Nerona, który zawzięcie opowiada Uranowi o jego osiągnięciach. Gdy schodzi ze sceny, na jego miejsce wchodzi czternastoletnia Pate z trzeciego dystryktu. Nie zamieniłam z nią ani słowa, a jej imię poznałam podczas wyników prezentacji, jednak wygląda na pewną siebie dziewczynę, która dobrze wie, co tutaj robi. Po niej wchodzi starszy ode mnie chłopak, którego imienia nie pamiętam. Jest on równie pewny siebie co jego koleżanka z dystryktu. Wywiad kończy głębokim ukłonem w stronę publiczności, co skutkuje gromkimi brawami. Na dźwięk mojego imienia ruszam niepewnie na scenę, wprost w światła reflektorów. Przez chwilę mnie one oślepiają, jednak po chwili przyzwyczajam się do tego i siadam na czerwonym fotelu, naprzeciwko zielonowłosego mężczyzny, który z pewnością powinien być już na emeryturze. Wita on mnie oraz opowiada krótko publiczności, kim jestem.

-A więc El, jeżeli mogę tak do ciebie mówić –Puszcza mi oko- Jak podoba ci się Kapitol?

-Jest tu kolorowo. –Mówię.

-Kolorowo! –Cieszy się, zwracając do publiczności, jakbym właśnie sprawiła mu komplement.

Publiczność reaguje na to wesołym śmiechem oraz oklaskami, a sam Uran uśmiecha się do mnie. Jego głos jest trochę zbyt niski, jednak nie przeszkadza mi to w rozmowie z nim.

-Cieszę się, że tak sądzisz. –Mówi- A co sądzisz o naszej kuchni? Często słyszę, że trybuci są zachwyceni naszymi potrawami. Jak dobrze jednak pamiętam, dystrykt czwarty nie należy do biednych.

-Jest bardzo pyszne. I nie, nie należymy do biednych. Nie głodujemy, mamy pracę, jesteśmy wyedukowani.

-To również mnie cieszy. –Śmieje się.

Uran pyta mnie jeszcze o dom, rodzinę oraz mój dystrykt, ponieważ moi poprzednicy byli skryci, jeżeli chodzi o ich pochodzenie. Bez zająknięcia opowiadam mu o miłej atmosferze w czwórce, o jeziorach i rzekach. Omijam jednak temat rodziców, na co on nawet nie zwraca uwagi. Po chwili dziękuje mi oraz zaprasza za kulisy. Idę w przeciwną stronę niż z której przyszłam i od razu rzuca mi się w oczy Finnick z Veną, którzy tulą mnie, gratulując występu. Dziękuję im i wpatruję w telewizor, na którym pojawia się Lilian oraz Uran. Rozmawiają przez chwilę o hobby chłopaka, którym jest pływanie, a następnie prowadzący schodzi na temat rodziny i przyjaciół.

-Do kogo chciałbyś wrócić? –Pyta Powerline.

-Oczywiście do rodziny, sióstr.

-Czuję, że czegoś brakuje w tej wypowiedzi. A co o miłości? Jesteś osiemnastolatkiem, to był twój ostatni rok na dożynkach. Na pewno masz swoją damę, do której chciałbyś wrócić.

-Tutaj nie trafiłeś. –Gasi jego entuzjazm Lilian. –Nie mam dziewczyny. Jedyną bliską mi sercu jest moja była dziewczyna, z którą kiedyś straciłem kontakt i teraz bardzo tego żałuję.

-Wyznasz nam jej imie? –Pyta z nadzieją w głosie.

-Eleonor. 

67. Głodowe IgrzyskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz