Wspinaczka

691 52 4
                                    

-Musimy ich zaskoczyć. -Dyryguje mną Silk, gdy skradamy się do Koła.

Ognisko, które widziałam z naszego prowizorycznego obozowiska nie wydawało się tak wysoko jak teraz, gdy stoimy na podeście pod nim.

-Wskoczymy razem do środka. Równocześnie. Dalej już wiesz.

Kiwam głową, prawą ręką dotykając sztylet przyczepiony do pasa tak, aby nie przeszkadzał mi we wspinaczce. 

-Jesteś pewny, że jest ich tam tylko dwójka?

-Widziałem jedynie chłopaka i dziewczynę, którzy szwendali się w okolicy. Ten trzeci trybut, który został zapewne jest samotnikiem.

Zerkam na jego pewną minę, ledwo widoczną przez panujący mrok. Jedynymi źródłami światła są księżyc w pełni, gwiazdy i ognisko.

Silk kładzie rękę na barierce schodów, na które będziemy się wspinać, aby na koniec  zabić dwójkę trybutów. Nie rozumiem, dlaczego czuję się dziwnie, jakbym się wahała. Tak, jest kilka różnic, takich jak to, że trybuci nie są świadomi tego, co ich czeka - zaatakujemy ich. Nie zabijemy ich w akcie samoobrony. To będzie morderstwo.

Mimo to nie zatrzymuję się i ruszam za Silkiem. Na igrzyskach nie ma zasad czy głosu sumienia. Gdybyśmy trafili na bardziej zawziętych trybutów to my byśmy byli martwi.

Docieramy do środka koła, do kosza zostało nam jeszcze połowa tego, co przeszliśmy. Kucamy na podeście, staram się wyrównać przyśpieszony oddech. Adrenalina buzuje we mnie, przez co trzęsą mi się ręce. Silk patrzy w ciemność, przytrzymując lewe przedramię blisko ciała. Jest ona trochę ciemniejsza od krwi z rany, którą Amber pozostawiła po sobie. 

Z daleka widzę róg obfitości, który odbija blask księżyca dzięki swojej metalowej powierzchni. To tam wszystko się zaczęło. Amber, Helena, Neron i Lilian. Wszyscy żyli. Walczyliśmy ramię w ramię.

Na klęczkach, jak najciszej, podchodzę do brzegu podestu, chwytając się dla pewności barierki. Cały teren to jakiś tandetny park rozrywki, wyglądający na opuszczony dekady temu. Niektóre budynki są zawalone, kolejka górska tylko w połowie utrzymała się nad ziemią. Teren nie jest aż tak skomplikowany, abyśmy nie byli w stanie znaleźć tego jednego, ostatniego trybuta. Z pewnością organizatorzy upewnią się, aby to nie trwało zbyt długo - nie chcą przecież zanudzić widzów Kapitolu. 

Kątem oka widzę Silka przyglądającego mi się. Obracam głowę w jego stronę, czekając aż się odezwie. Gdy tego nie robi mówię tak cichym szeptem, że sama ledwo siebie słyszę:

-O czym myślisz?

Nie odpowiada od razu - wpatruje się we mnie intensywniej, jakby na mojej twarzy malowała się odpowiedź. Czekam cierpliwie, nie pośpieszając go. 

Nawet nie wiem, dlaczego zadałam mu to pytanie. Żadne z nas nie może być pewne, że przeżyjemy oboje dzisiejszej nocy. To mogą być jego ostatnie, refleksyjne myśli. Może przypomina sobie dom i rodzinę, marzenia, których nie spełnił. Obietnic, których nie dotrzymał. Słów, których nie wypowiedział. 

Mógł zarówno myśleć o czymś błahym, czymś co nie miało większego znaczenia. Albo po prostu mógł nie myśleć o niczym, wdychając chłodne powietrze, odczuwać łagodny wiaterek, podziwiać sztucznie wytworzone niebo. 

-Myślałem jedynie o tym jak bardzo mam ochotę cię teraz pocałować.

Nie wiem, co mnie bardziej zaskoczyło - jego wyznanie, jego szczerość czy to, że chwilę później pochylałam się nad nim w pocałunku. 

Silk jest drugim chłopakiem w moim krótkim życiu, którego pocałowałam. Nie miałam więc dużego porównania. Mogłam jednak z pewnością przyznać, że to jeden z najlepszych pocałunków, które miałam.

W pierwszej sekundzie nie był pewny, jak zareagować. Miał sztywne usta, jakby zapomniał jak się nimi rusza. Ale to było tylko w pierwszej sekundzie. 

Przez chwilę czułam, że jesteśmy równi - przyjmowaliśmy i dawaliśmy pocałunki, tkwiąc ciałami w bezruchu, będąc delikatnymi. 

Gdy pierwsza ugryzłam jego dolną wargę wszystko nabrało tępa. Zrobiłam to, bo miałam na to ochotę.

Objął mnie w pasie, przyciągnął do siebie - dawał i odbierał pocałunki. Nie miałam dużo do gadania.

Ale to ja przerwałam, wciąż głodna, chcąc więcej. 

Przez ten jeden moment zapomniałam, że trafiliśmy tu w konkretnym celu. 

Podniosłam się, odsunęłam włosy z twarzy, starałam się uspokoić przyśpieszony oddech. Zerknęłam nad siebie, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że przecież mogli nas usłyszeć. 

Jednym pocałunkiem naraziliśmy swoje życia.

Przyłożyłam palec do ust, nie patrząc na Silka. Mimo to wiedziałam, że nie skomentuje pocałunku. Mamy ważniejsze sprawy na głowie. 

Podnieśliśmy się i ruszyliśmy do góry. Musieliśmy wspinać się po rusztowaniach, bowiem drabinka prowadziła jedynie do podestu. 

Idziemy powoli, aby nie zdradzić naszej obecności. Przed wskoczeniem wymieniamy spojrzenia. Kiwam głową, gdy on kiwa głową. Wskakujemy równocześnie.

Zastajemy jedynie żarzące się ognisko.


67. Głodowe IgrzyskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz