Śniadanie przed treningiem

1.3K 89 10
                                    


Wsiadamy do karocy, nie odzywając się do siebie. Powozy ruszają jeden po drugim, zgodnie z kolejnością dystryktów. Gdy wjeżdżamy między Kapitolczyków, którzy szaleją na nasz widok mam ochotę wrócić do domu. Moi rodzice też mnie pewnie oglądają. Chcę zasłonić się rękoma, ale powstrzymuję się. Kątem oka zauważam, że Lilian ma poważną minę. Wpatruje się w trybutów przed nami, którzy mają o wiele lepszy strój niż my; czarny, przylegający kostium miga się zielonymi cyframi i literami jak kod. Para obejmuje się, nie obracając głową. Dziewczyna ma krótsze włosy niż chłopak, który ma je do ramion, spięte w kucyk. Dojeżdżamy pod ogromny podest, na którym stoi prezydent Snow. Karoce, które jechały za nami po kolei dołączają do półkola. Opieram się pokusie, aby zerknąć na resztę trybutów. Obserwuję prezydenta, który staje przy mikrofonie i wita wszystkich. Ma białe włosy oraz brodę, kojarzy mi się ze świętym Mikołajem, gdyby nie to, że wysyła nas na rzeź. Czyta z kartki swoją mowę, a gdy kończy zalewa go fala oklasków. Konie ruszają przed siebie rzędem, jakby były do tego zaprogramowane. Wszystko potem mija w mgnieniu oka. Przyjeżdżamy do podobnej hali, jak podczas wsiadania do karoc. Następnie Vena wraz z Finnickiem kierują nas do windy. Wysiadamy na czwartym piętrze (Każde piętro jest przydzielone do konkretnego dystryktu). W holu rozdzielamy się, abyśmy mogli się z Lilianem pozbyć łusek z ciała. Biorę szybki prysznic, patrząc jak odczepiające się łuski spływają do kanalizacji. Moja skóra jest lekko podrażniona, ale staram się to zignorować i wracam do pokoju. Ubieram się w jedną z sukienek, którą znajduję w szafie i wpatruję się w fototapetę oceanu. Woda faluje łagodnie pod bezchmurnym niebem. Patrzę na fototapetę nawet wtedy, gdy Vena przychodzi po mnie do pokoju. Odmawiam, gdy zaprasza mnie na kolacje. Kapitolka ostrzega mnie przed koszmarami, jeżeli pójdę spać bez kolacji, tym samym wychodząc z pokoju. Nie wiem, ile czasu mija, ale przebieram się w piżamę i kładę się spać. Budzi mnie rano awoks. Mimo braku języka robi to bardzo łagodnie. Vena miała rację, miałam koszmary, że morduję własną rodzinę koło rzeki, takiej samej, jaka była rok temu na arenie. Mogę już pożegnać się z tym, że na arenie będzie woda i będzie mi łatwiej. Z całej siły modliłam się o to, aby nie był to las albo miasto. Nie chcę umrzeć, zabita cegłówką. Wymyślając różne wariacje na temat aren ubieram się w wygodne spodnie i bluzę oraz dołączam do Veny, Finnicka i Liliana przy śniadaniu.

-Jest i nasza zguba! –Cieszy się Vena na mój widok.

Bez cienia entuzjazmu siadam przy stole. Lilian je kanapkę z serem niewidzącymi oczyma.

-Dzisiaj będziecie ćwiczyć. Musicie pamiętać, aby nie okazać słabości. Gdy zawodowcy zobaczą, że coś potraficie, nie staniecie się pierwszymi ofiarami. –Mówi Finnick rzeczowym tonem.

Pod jego oczami widzę fioletowe plamy, jakby nie spał całą noc. Przed oczami widzę Finnicka, uciekającego przed trybutem rzeką. Jest jak na razie najmłodszym trybutem w historii igrzysk, któremu udało się przeżyć. Jestem od niego rok starsza, co w żaden sposób nie dodaje mi otuchy.

-Co umiesz najlepiej, oprócz pływania. – Zwraca się do mnie.

-Mam sprawne ręce. –Mówię bez wahania. -Pomagałam tacie przy sieciach i rybach. –Tłumaczę, widząc jego zdziwioną minę.

-A ty, Lilian? –Odwraca się w stronę chłopaka, który odkłada na stół niedojedzoną kanapkę.

-Ja? Niczego nie umiem, poza pływaniem. Jestem powolny, niezdarny, słaby.

Mogłabym udowodnić, że przynajmniej jedno z tych cech jest kłamstwem. Na pewno nie jest powolny – gdy byłam mała wpadłam do rzeki, która przepływa niedaleko mojego domu. Nie było wokół mnie nikogo, byłam pewna, że utonę. W ostatniej chwili wyłowił mnie, mimo że jest tylko dwa lata ode mnie starszy. Gdyby w tym roku nie został wybrany mógłby żyć o wiele dłużej. Spoglądam na niego. Z jego oczu bije rezygnacja. Już teraz się poddał. Z takim nastawieniem nie przeżyje dnia, nie mówiąc już o całych igrzyskach.

-Widziałem cię przed moimi igrzyskami. Nie wyglądasz na słabego, jeżeli zdołałeś wyciągnąć sieć pełną ryb. Nie nazwałbym cię również niezdarnym. Wiem, że umiesz te ryby dobrze przygotować do spożycia. Ale nie mam dowodu, aby nie nazwać cię powolnym.

Lilian rumieni się. Ściska w ręce nóż, który jeszcze chwilę temu leżał bezbronny na stole. Czy to nienawiść do Finnicka zmusiła go do odejścia od stołu czy przekonanie, że nie ma sensu zaprzeczać temu, że umrze?

Dziękuję, że dotarłeś aż tutaj! Zostaw gwiazdkę, jeżeli Ci się podobało oraz komentarz, jeżeli chcesz się podzielić czymś ze mną (może jakąś uwagą na temat tekstu, oceną mojej pracy albo poradą). Jakakolwiek aktywność bardzo mnie motywuje!

67. Głodowe IgrzyskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz