Awoks nalewa mi do dzbanka kolejnego drinka. Bez wahania strącam go na podłogę. Wściekły, odurzony dużą ilością alkoholu wrzeszczę na nią o bałagan, który właśnie powstał. Przerażona rzuca się na panele, wycierając niebieski trunek swoją koszulą.
Nie wiem, dlaczego, ale to mnie denerwuje jeszcze bardziej. Chwytam ją za ramiona i podnoszę bez większego wysiłku. Oskarżam ją, że będzie pracować w brudniej koszuli. Nie myśląc za dużo rozrywam ją. Guziki podskakują na podłodze jak piłeczki kauczukowe.
Zanim zdąża zakryć odsłonięty biust chwytam ją za ramiona. Przez chwilę się wierci, ale po chwili przestaje.
Wpatruję się w jej twarz, dokładnie obserwując jej reakcję. Jest cała czerwona, w oczach ma łzy. Czekam, aż wstyd zniknie z jej twarzy, pozostawiając brak emocji, jaki powinien mieć każdy awoks. Mój intensywny wzrok zmusza ją do ukrycia tego, czego nie powinna w ogóle pokazywać. Ale mimo to jestem w stanie odczytać co najmniej dwie emocje.
Puszczam ją, uderzam otwartą dłonią w twarz. Dźwięk odbija się echem po jadalni. Jej ręka wędruje automatycznie do mocno czerwonego policzka, ale ponownie chwytam jej ramiona, zanim palce dotkną zbolałej skóry. Znów ją potrząsam.
Kątem oka widzę jej dekolt.
-Może w innym pomieszczeniu przypomni ci się, po co tutaj jesteś. -Warczę.
Ciągnę ją w stronę sypialni. Mimo że to ja jestem pijany to ona traci równowagę. Nie puszczam jej ramienia. Słyszę jej stęki, które jest jeszcze w stanie wydać bez języka.
Idzie mi to dosyć mozolnie, mimo to w pierwszej chwili nie zauważam Nory w drzwiach. Podnoszę głowę, zatrzymując się.
-Rusz się. -Grożę.
Zamiast wykonać komendę ona lustruje sytuację - jej pijany syn, ciągnący na w pół rozebraną awoksę.
-Puść ją.
Mówi to spokojnie, inaczej niż bym się tego po niej spodziewał. Patrzę na nią zdezorientowany, ale od razu wracam do tego, co miałem zamiar zrobić. Robię krok do przodu, ciągnąc awoksę, siedzącą prawie na ziemi.
-Nie pozwolę ci zgwałcić tej dziewczyny. -Mówi to tak trywialnie, że przez moment myślę, że jej również jest obojętny los tej dziewczyny.
-To awoks. -Prycham.
-To kobieta. -Poprawia mnie.
Zerkam na zrozpaczoną dziewczynę i puszczam ją. I tak mi się już znudziła.
Gdy tylko ją puszczam ona rzuca się biegiem do swojej wybawicielki i chowa się za nią.
-Stałaś się odpowiedzialna za życie awoksów? - Wracam do stołu i nalewam sobie kolejnego drinka.
-Stałam się odpowiedzialna za twoje życie, od kiedy zachowujesz się jak palant. Zostaw nas samych. -Zwraca się do awoks, która, już zasłonięta, biegnie do drzwi wyjściowych.
-To moje życie. Byłem wystarczająco łaskawy, gdy cię przyjąłem po śmierci ojca.
-Nie potrzebuję twojej łaski. -Mówi, wciąż łagodnie. Jak do dziecka, które pociągnęło koleżankę za warkocz.
Wypijam duszkiem zawartość mojego kieliszka. Matka stoi obok mnie i zabiera butelkę z alkoholem.
-To mój dom. -Ostrzegam.
-Silk...
-Zabroniłem ci mnie tak nazywać! -Rzucam pustym kieliszkiem o ścianę.
Szkło rozpryskuje się po podłodze, na ścianie zostaje mokra, fioletowa plama.
-To imię zdecydowałam ci nadać, gdy przymierzałam jedwabną koszulę na urodziny twojego ojca. Poczułam wtedy twoje pierwsze kopnięcie. -Mówi melancholijnie.
-Nie interesuje mnie to!
-Niezależnie od tego, ile razy zmienisz imię, dla mnie zawsze będziesz moim małym Silkiem.
Obracam się do niej tyłem, opierając się o ogromną ławę. O wiele za dużą na mieszkające tutaj dwie osoby.
-Widziałam, co się działo na igrzyskach. Ta dziewczyna... Zależało ci na niej.
To nie pytanie. Przed oczami staje mi twarz Eleonor.
Gdy pierwszy raz zobaczyłem ją w kolejce do rzucania nożem. Niepewną i przestraszoną.
Gdy głosuje na mnie, jako lidera naszej grupy. Świadomą swoich wyborów. Gotową na to, co ma ją czekać.
Gdy ją całuję na podeście. Szczęśliwą i czujną.
A na koniec jej ciało w kałuży krwi.
Czuję jak ktoś chwyta mój łokieć. Tylko kilka sekund zajmuje mi chwycenie za nóż.
Wciąż zatopiony we wspomnieniach działam instynktownie. Po chwili zdaję sobie sprawę, co się stało i wpadam w szok. Chcę cofnąć czas, ale jest już za późno.
Nóż, którym wcześniej smarowałem kanapkę tkwi w klatce piersiowej mojej matki. To skutecznie ocuca mnie z działania alkoholu.
Umiem zabijać ludzi, nie umiem ich ratować.
Kobieta pada na ziemię, jej ręce trzęsą się równie mocno, jak mi.
Wołam o pomoc, ale gdy dociera jest już za późno.
W ostatnim spojrzeniu widziałem jedynie zrozumienie i przebaczenie, które biło od niej wystarczająco mocno, że nie widziałem ani strachu ani bólu w niej.
Najpierw widziałem śmierć mojej ukochanej na arenie. Teraz widzę morderstwo własnej matki.
~~~
Chciałam Wam wszystkim podziękować - tym, którzy dotrwali do końca opowieści! Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z tego, co wyczytaliście. Miłego dnia <3
CZYTASZ
67. Głodowe Igrzyska
FanfictionWdech, wydech... Zostałam wybrana na Głodowe Igrzyska... Nikt nie wierzy, że uda mi się utrzymać przy życiu dłużej niż dzień... Jestem ostatnim dzieckiem moich rodziców. Zostaną sami. A ja? Jako szesnastolatka umrę na arenie. Niech los wam zawsze sp...