Rozdział 25

5.1K 211 5
                                    

Carter: 

Siedzę właśnie na łóżku i przeglądam moje zdjęcia z Arią. Ciągle się zastanawiam co się z nią dzieje. Czy żyje? Czy myśli o mnie? Kończę już po raz drugi przeglądać zdjęcia gdy mój telefon zaczyna dzwonić. Podniosłem się i sięgnąłem po niego. Aria. Szybko odebrałem.

-Aria? Aria to ty?- zapytałem z przejęciem. 

-Aria! 

Nic cisza. Co się dzieje. Sprawdzam czy się nie rozłączyła, ale rozmowa wciąż trwa. Zbiegłem szybko do salonu, krzycząc aby wszyscy tam przyszli. Telefon dałem na głośnomówiący aby nic nie przeoczyć. Włączyłem sprzęt namierzający. Nagle obok mnie pojawił się Toby.

- Co się dzieje- zapytał.

- Aria dziwni, ale się nie odzywa. Mam zamiar namierzyć jej telefon. -powiedziałem wpisując wszystkie potrzebne dane. Z pracy wyrwał mnie cichy głosik dobiegający z telefonu.

- Po-pomocy. Ca-carter ja c-chyba umieram. Ko-kocham C-cię. - nic więcej nie usłyszałem. Zamarłem. Umiera? Nie może! Na ekranie laptopa pojawiły się dokładne dane miejsca, w którym teraz jest Aria. To dwadzieścia minut stąd. Sięgnąłem po telefon.

- Aria walcz! Jadę po Ciebie. Nie waż mi się zamykać oczu i zasypiać. Wszystko będzie dobrze. Jestem w drodze. Nie możesz mnie teraz zostawić. Nie powiedziałem Ci wszystkiego. Nie wściekłaś się na mnie na maksa. Nie pokazałem Ci wszystkiego. Jeśli umrzesz pójdę za tobą tylko po to aby nakopać Ci do dupy i sprowadzić z powrotem. - Szybko pobiegliśmy do samochodu, który był już odpalony na jałowym. Gdy dojechaliśmy zobaczyłem karetkę i jakiś ludzi. Wybiegłem z samochodu i gdy zobaczyłem moją miłość na noszach z nożem wbitym w brzuch. Podbiegłem do ratownika i zapytałem się czy mogę z nimi jechać. Jak się mogłem spodziewać odmówili. Powiedzieli tylko do jakiego szpitala z nią jadą. Pojechaliśmy za nimi. Po piętnastu minutach byliśmy już na ostrym dyżurze. Dziewczynę zabrali na sale operacyjną, a ja razem z Toby'm poszliśmy z pielęgniarką uzupełnić kartę medyczną Arii. Gdy odpowiedzieliśmy na wszystkie pytania udaliśmy się pod sale. Bałem się. 

Minęły trzy godziny, a my nadal nic nie wiemy. Toby już spał. Ja nie umiałem. Dzwonili chłopcy i pytali się co z nią, a ja nie umiałem im niczego powiedzieć. Po kolejnej godzinie drzwi się rozpostarły. Wyszedł lekarz w niebieskim fartuchu. Na jego ubraniu były lekkie plamy krwi. Krew odpłynęłam mi z twarzy. Poderwałem się na równe nogi równocześnie budząc Tobie'go.

- Co z nią, Panie doktorze?- zapytałem z łzami w oczach.

- Pan w sprawię, Arii Roberts? 

- Tak.

- Kim Pan dla niej jest?- spojrzał na mnie podejrzliwie,

- Narzeczonym- odparłem bez zastanowienia. Lekarz popatrzył na mnie ze smutkiem. Bałem się odpowiedzi.

- Przykro nam robiliśmy wszystko co mogliśmy. Niestety nie udało nam się jej uratować. Straciła za dużo krwi. - Gdy to powiedział mój świat się zawalił. Nie miałem już dla kogo żyć. Załamałem się. Moje życie ogarnął mrok. Razem z Toby'm pojechaliśmy do domu i powiedzieliśmy reszcie, że Aria nie żyje. Postanowiliśmy, że pogrzeb zorganizujemy tutaj. Co najbardziej mnie zdziwiło to to, że ojciec dziewczyny w ogóle nie przejął się tym, że jego córka nie żyje. Razem z chłopakami postanowiliśmy, że pogrzeb odbędzie się za cztery dni. 

***

To dzisiaj. 

Dzień w którym moja miłość zostanie pochowana.

Dzień w którym moje serce po raz kolejny się rozpadnie.

Dzień w którym mrok zagości na zawsze w moim życiu. 

Dzień w którym wszystko co dla mnie najważniejsze pogrzebie w ziemi razem z Arią.

Dalej nie mogę uwierzyć w to, ze nie ma jej przy mnie. Nie ma jej śmiechu. Nie ma jej bezsensownych krzyków. Nie ma jej głupich żartów. Nie ma nic. Odeszła. Całą radość zabrała ze sobą. Derek dał nam spokój. Zostawił nas. Szkoda, że dopiero po tym jak ona oddała za nas życie. Za nasze bezpieczeństwo. 

      Stoję nad grobem Arii.

"Tu spoczywa ta, która była aniołem dla rodziny. Ta, która była przykładem. Obyśmy spotkali się w lepszym świecie" 

Czemu zamykasz drzwi za sobą...

Czemu zamykasz drzwi za sobą

Tak szybko żeby nikt nie zdążył Wejść do mieszkania razem z tobą Za oknem przecież Anioł krąży Słuchaj naprawdę to Twój Anioł Więc po co ma na deszczu czekać On z nieba na to jest posłany By czuwał wiernie przy człowieku Takie jest nad nim prawo boże Że żyć bez ciebie nie może W szyby puka skrzydłami Puść go — niech żyje z nami Czego za sobą drzwi zamykasz Czy boisz się przeciągu? Niech wiatr zahuczy jak muzykaI w niebo nas pociągnie

Po pogrzebie wszyscy chłopcy udali się do naszego domu. W kieszeni od garnitury mam pierścionek. Pierścionek, który miałem dać Arii w dniu oświadczyn. Tak bardzo chciałem aby została moją żoną. 

Gdy tak siedzieliśmy wszyscy razem w salonie nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Nie wiedziałem kto to może być. Wszyscy którzy byli ważni dla dziewczyny już byli. Podniosłem się z ociąganiem z fotela i poszedłem otworzyć. Osoba, która tam stała była takim zaskoczeniem, że nie wiedziałem co mam robić. Byłem rozdarty. Z transu wyrwało mnie ciche:

- Witaj. Mogę wejść?

🙈🙉🙊🙈🙉🙊🙈🙊
Masakra co to się dzieje?
Kto przyszedł?  Czyżby Carter coś ukrywał?
Mam pytanko :)
Chcecie zadać pytania do bohaterów?
Jeżeli tak to zadajcie je tutaj w komentarzach. Odpowiedzi dodam razem z następnym rozdziałem.  :)

To czego chce to tyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz