Bez celu spacerowałam zatłoczonymi ulicami Los Angeles. Chciałam odetchnąć świeżym powietrzem i trochę odpocząć od codzienności. Pomyślałam, że spacer dobrze mi zrobi.
Zdałam sobie sprawę, że nudzę się swoim życiem. Brakowało mi szaleństwa, przygody, rzadko wychodziłam ze znajomymi. Pewnie było to spowodowane tym, że nie bardzo podobało się to moim rodzicom. Głównym tematem naszych rozmów były moje oceny. Krótko mówiąc, ich zdaniem szkoła powinna być dla mnie najważniejsza. Oczywiście, jest dla mnie ważna i osiągam bardzo dobre wyniki, ale bez przesady. Nie mogę się przejmować tylko nauką. Niestety moja rodzina ma zupełnie inne zdanie na ten temat. Mam osiemnaście lat, a imprezy na jakich byłam mogłabym policzyć na palcach jednej ręki. Bo oczywiście nie mogę wyjść gdzieś w sobotę, skoro można robić coś bardziej pożytecznego jak na przykład nauka.
Moje przemyślenia przerwały wibracje telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni i zobaczyłam na ekranie imię mojej najlepszej przyjaciółki. Przeciągnęłam zieloną słuchawkę.
- Co tam, Allie?
- Gdzie ty jesteś? Miałaś dzisiaj przyjść. - słyszałam irytację w głosie dziewczyny.
- O Jezu, przepraszam cię. Kompletnie zapomniałam, że miałam wpaść. Może jutro? - wyleciało mi z głowy, że to dzisiaj. Allie miała mi przekazać dzisiaj coś dla niej ważnego i koniecznie chciała to zrobić w cztery oczy. Nie chciała o tym gadać przez telefon i nalegała, żebym do niej dzisiaj przyszła.
- Nie chcę jutro. Miałyśmy pogadać dzisiaj.
- To powiedz mi teraz o co chodzi.
- Nie ma mowy. To dla mnie zbyt ważne i chcę zobaczyć twoją minę jak się dowiesz. Przyjeżdżaj teraz.
- Teraz to ja jestem na mieście i nie mam samochodu.
- Trudno. Czekam na ciebie. - dziewczyna bez ostrzeżenia przerwała połączenie.
Super. Do domu Allie mam jakąś niecałą godzinę drogi na piechotę. Po około 20 minutach zaczęło się ściemniać. Wkroczyłam w mniej znaną mi dzielnicę miasta. Nigdy nie lubiłam tędy przechodzić. Ulice były dosyć zaniedbane i brudne. Idąc tamtędy co chwilę można było natknąć się na nieprzyjemne towarzystwo. Nie czułam się w tym miejscu dobrze i odczuwałam nieprzyjemne dreszcze.
Po kilku minutach zdałam sobie sprawę, że od dłuższego czasu niesie się za mną odgłos ciężkich kroków. Bałam się odwrócić i sprawdzić, kto za mną idzie, więc przyspieszyłam kroku i skręciłam w boczną uliczkę. Miałam nadzieję, że to był tylko przypadkowy przechodzień.
Po chwili znowu usłyszałam te same kroki. Zestresowałam się i postanowiłam iść jeszcze szybciej, aż w końcu zaczęłam biec. Przeraziłam się, kiedy za plecami usłyszałam jak osoba za mną także przyspieszyła kroku. W tym momencie spanikowałam. Biegłam ile sił w nogach. Teraz jedyne co mogłam zrobić, to zgubić go w małych krętych uliczkach. Skręciłam w lewo za dużym budynkiem przypominającym jakiś stary magazyn i schowałam się za dużym kontenerem na śmieci. W ciszy wyczekiwałam odgłosu kroków, ale nie dochodziły do mnie żadne dźwięki. Siedziałam tak jeszcze kilka minut, aż w końcu wychyliłam głowę, by upewnić się, czy na pewno nikogo nie ma w pobliżu. Miałam już wyjść ze swojej kryjówki, kiedy usłyszałam ciche dźwięki z oddali. Z każdą chwilą były coraz donośniejsze i zdałam sobie sprawę, że były to odgłosy kłótni. Wychyliłam głowę zza kontenera i w tym samym momencie zauważyłam dwie postaci wyłaniające się zza rogu budynku.
Ciemna zakapturzona postać pchnęła na ścianę młodego chłopaka. Przestraszyłam się nie na żarty, gdy chłopak został uderzony kilka razy w brzuch, aż w końcu padł na ziemię.
- Ostrzegałem cię! Miałeś się tu kurwa nie kręcić! - zakapturzona postać postawiła chłopaka do pionu. Został on uderzony pięścią w twarz. Kolejny raz padł na ziemię.
- Jeszcze raz się mnie nie posłuchasz, to tego nie przeżyjesz! Masz to jak w banku!
Chłopak leżał na ziemi bez ruchu. W ciemności widziałam jego opadające powieki i ból wypisany na twarzy.
W tym samym momencie zakapturzona postać zwróciła na mnie swoją uwagę. Zamarłam. Kucnęłam za kontenerem, zamknęłam oczy i modliłam się w duchu, żeby nie podszedł w moim kierunku.
Na próżno. Usłyszałam ciche kroki zmierzające z moją stronę. Uchyliłam powieki i zauważyłam górującego nade mną chłopaka w dużej ciemnej bluzie z kapturem. W mgnieniu oka szarpnął za materiał mojej kurtki, podniósł mnie na nogi i przyparł do ściany budynku.
Byłam przerażona. Nie miałam pojęcia co robić, nie wykonywałam żadnych ruchów i jedyne co robiłam, to przyglądałam się chłopakowi.Były wyższy ode mnie o kilkanaście centymetrów. Spostrzegłam ostre rysy szczęki, jasną cerę i pełne malinowe usta. Spod kaptura wystawały pojedyncze kosmyki roztrzepanych blond włosów. Moją uwagę zwróciły skupione na mnie ciemnobrązowe oczy chłopaka.
Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższą chwilę, a następnie na jego twarzy pojawiła się wściekłość. Zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko i głęboko wpatrywał w moje oczy. Stałam tak osłupiała i nie wiedziałam co robić.
- Co tu robisz? Masz się tu więcej nie pokazywać, rozumiesz? - usłyszałam warknięcie chłopaka. - To nie jest miejsce dla ciebie.
Zamiast cokolwiek powiedzieć, kiwnęłam w odpowiedzi głową.
- Nie jesteś tu bezpieczna. - odepchnął mnie lekko i tym samym nakazał oddalić się - Zmykaj stąd, Ariana. - po tych słowach odwrócił się i zaczął iść drugą stronę.
W tym momencie zamarłam. Skąd do cholery on znał moje imię? Co wiedział o mnie? Co tu się przed chwilą wydarzyło?
- Czekaj! - podbiegłam w stronę chłopaka - Skąd wiesz jak się nazywam?
W mgnieniu oka odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem. W tej chwili pożałowałam, że spokojnie nie odeszłam. Jeszcze przed chwilą bałam się go i marzyłam o ucieczce, a teraz głupia zadaję mu jakieś pytania.
- Nie powinnaś nic wiedzieć. Zapomnij o tym, co się wydarzyło. Wynoś się stąd albo skończysz jak on. - skinął na chłopaka, który cały czas leżał nieruchomo jak trup kilka metrów od nas. Odwrócił się i ruszył biegiem za róg budynku i już więcej go nie widziałam.
Co tu się wydarzyło? Dlaczego on pobił tamtego chłopaka? Kim on jest? Skąd mnie znał? Co miał na myśli, kiedy mówił, że nie powinnam o niczym wiedzieć? Czy był tą samą osobą, która za mną biegła? Te pytania krążyły w mojej głowie przez całą drogę powrotną do domu. Zrezygnowałam z pójścia do Allie, bo stwierdziłam, że jest zbyt późno i rodzice będą mieli do mnie pretensje o to, że nie wróciłam na czas. Zadzwoniłam do przyjaciółki i poinformowałam ją o tym.
Było już naprawdę ciemno. Robiło się chłodno, a ja miałam na sobie tylko cienką kurteczkę. Owinęłam się nią szczelniej i ruszyłam szybszym krokiem w stronę domu. Żałowałam, że nie wzięłam samochodu.
Po trzydziestu minutach dotarłam na ulicę, na której znajdował się mój dom. Weszłam na ganek, otworzyłam drzwi, i cicho przemknęłam po schodach do mojego pokoju. Na szczęście rodzice musieli już spać, bo w żadnym pokoju nie paliło się światło. Zabrałam piżamę z szafki i poszłam do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Moja skóra rozluźniła się pod strumieniem zimnej wody. Po umyciu i przebraniu w piżamę położyłam się do łóżka z nadzieją, że uda mi się szybko zasnąć.
Nadal zadawałam sobie te wszystkie pytania. Nic z tego nie rozumiałam. Co prawda bałam się chłopaka, ale czułam, że muszę dowiedzieć się kim jest i co mnie z nim łączy.
_____________________________________________________________
Witajcie!
Zapraszam Was do czytania mojego pierwszego ff. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Czekam na wasze opinie i komentarze.
Ps. Marika, dziękuję ci za pomoc. Bez ciebie nie dałabym rady!