Trzy dni później...
*POV Ariana*
Siedziałam skulona pod ścianą rozglądając się po przestronnym pomieszczeniu. Każdego kolejnego dnia bałam się coraz bardziej, ponieważ nie wiedziałam, co mnie czeka. A może już zawsze będę tu tak siedzieć? Może na tym to polega?
Nie widziałam Jamesa od kilku dni. Jakby za to jego pracowników widywałam aż za często. Kilku z nich już bez problemu rozpoznawałam, na przykład Daniela, albo Stevena, który trzymał się na uboczu i zachowywał dystans między nami, za co dziękowałam Bogu. Nie chciałam, by kręcił się koło mnie. Wolałam zapomnieć o zdarzeniu sprzed kilku dni. Starałam się wyrzucić to z głowy.
Rozmasowałam delikatnie obolałe ramiona i kark. Wstałam z zimnej podłogi i zrobiłam kilka kroków po pomieszczeniu. Ciemna kolorystyka ścian nie pomagała mi zachować pozytywnego myślenia. Miałam wrażenie, że to jeszcze bardziej mnie stresuje i chwilami doprowadza do histerii.
Ciężkie drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, a w nich pojawił się Alex, osoba, którą jeszcze niedawno nazywałam swoim przyjacielem. Miał zmartwiony wyraz twarzy i nerwowo przygryzał wargę spoglądając w podłogę. Bez słowa odsunęłam się jak najdalej od niego. Osunęłam się na podłogę patrząc w pustą przestrzeń. Nie wiedziałam jak mam się czuć w jego towarzystwie. Przede wszystkim byłam zawiedziona i smutna przez to wszystko, co się wydarzyło. Z drugiej strony czułam wściekłość i obrzydzenie, ponieważ to wszystko była jego wina. To on doprowadził do porwania mnie. Umożliwił to Jamesowi i najwyraźniej nie czuł żadnych wyrzutów sumienia.
Powoli ukucnął łapiąc mnie za kolano. Gwałtownie zepchnęłam jego rękę nie mogąc uwierzyć, że tak po prostu sobie tutaj przyszedł i zdobył się na taki gest.
- Nie dotykaj mnie. - syknęłam przez zaciśnięte zęby odsuwając się od niego.
- Porozmawiaj ze mną. - szepnął tak cicho, jakby bał się, że jego słowa mogą mnie rozdrażnić. Cóż, tak właśnie się stało.
- Powiedz mi może, o czym ja mam z tobą rozmawiać? - prychnęłam obrażona. - O tym jak pozwoliłeś temu draniowi mnie tu zabrać?! O tym, że okazałeś się cholernym zdrajcą?! A może o jednym i o drugim?
Jak on śmiał prosić mnie o rozmowę? Nie zasługiwał już na nic z mojej strony.
- Tak strasznie cię przepraszam. - westchnął łapiąc się za kark. - Zdałem sobie sprawę, że to było okropne i nie zasługuję na wybaczenie. Jednak musisz mnie wysłuchać, ponieważ chcę cię stąd wyciągnąć. - spojrzałam na niego niepewnie.
- Nie potrzebuję twojej pomocy. Skąd niby mam wiedzieć, że kolejny raz mnie nie oszukasz? - uśmiechnęłam się smutno. - Nie mam takiej pewności. - pokręciłam głową.
- Zaufaj mi, ja...
- Przestań! - nieoczekiwanie wybuchnęłam płaczem. - Nie zamierzam cię dłużej słuchać, rozumiesz?! - mój głos się zatrząsł. - Jak śmiesz tak po prostu tutaj przychodzić i wygadywać to wszystko?! - wrzasnęłam. Moje policzki zrobiły się mokre od spływającej po nich słonej cieczy. - Nie masz prawa się do mnie odzywać po tym wszystkim! Jak mogłeś zrobić to wszystko? - zaszlochałam łapiąc się za ramiona. Już nawet na niego nie patrzyłam. Obiektem mojego zainteresowania była ciemna ściana. Ja jedynie krzyczałam, mówiąc mu jak naprawdę się czuję. - Przez dwa miesiące, kiedy cię nie było tak naprawdę pracowałeś dla tego człowieka. A ja byłam taka głupia, że dałam się nabrać na jakiś wyjazd do rodziny we Włoszech! - mój oddech był przyspieszony, a serce waliło jak oszalałe od emocji. - A teraz doprowadziłeś do tego, ze się tutaj znalazłam!
Odsunęłam się jeszcze dalej od niego. Oparłam swoje ciało o filar i siedziałam tyłem do niego. Cisza w pomieszczeniu była nieznośna. Marzyłam jedynie o tym, by wyszedł stąd i zostawił mnie samą w spokoju. Mógłby już w ogóle nie wracać. Zawiódł moje zaufanie i nie sądzę, by kiedykolwiek dostał ode mnie szansę na naprawienie swoich czynów. Czułam okropny ból związany ze stratą kogoś, komu kiedyś ufałam bezgranicznie. Komuś, kto był dla mnie podporą w trudnych chwilach i zawsze był przy mnie. Ten ktoś okazał się zdrajcą i oszustem.
- Chcę, żebyś tylko wiedziała, że chciałem się wycofać, gdy dowiedziałem się, że w grę wchodzisz właśnie ty, ale James nie dal mi wyboru i kazał mi kontynuować to wszystko.
- Zamilcz! - krzyknęłam dusząc się własnymi łzami. - Nie chcę już tego słyszeć!
Jednak plan Jamesa był idealny. W jednej sekundzie uświadomiłam sobie, że zależało mu na tym, by Alex dla niego pracował, tylko dlatego, by jeszcze bardziej mnie tym zranić. By dokonać zemsty na moim bracie postanowił zniszczyć mnie doszczętnie. Obrał mnie jako swój cel o dążył do niego małymi krokami, by w końcu stopniowo zadawać ból.
- Rozmawiałem z Justinem. - szepnął siadając na podłodze po drugiej stronie filaru. - Bardzo się o ciebie martwi i zrobi wszystko, byś wróciła bezpiecznie do domu. - urwał biorąc głęboki oddech. - A ja zamierzam mu w tym pomóc.
Prychnęłam słysząc jego słowa. Nie dam się nabrać. Nie tym razem. Uczyłam się na błędach i z pewnością nie popełnię kolejnego.
- Obiecuję, że już niedługo wszystko się ułoży. Wszystko będzie dobrze. - znowu nastała cisza.
- On się o ciebie cholernie martwi. - szepnął. - Odchodzi od zmysłów, gdy nie ma ciebie przy nim.
Nie zamierzałam się odezwać ani jednym słowem. Miałam nadzieję, że Alex domyśli się, że nie chcę go słuchać. Miałam tego serdecznie dosyć i powoli traciłam cierpliwość.
- Powiedz coś. - poprosił rozpaczliwie. - Cokolwiek.
- Wyjdź. - pojedyncza łza spłynęła po moim rozgrzanym policzku. - Wyjdź stąd! - wybuchnęłam widząc brak jego reakcji.
Gwałtownie podniosłam się, a on zrobił to samo. Podeszłam do niego i uderzyłam go z całej siły w klatkę piersiową. Pchałam i biłam go odpychając jego ciało jak najdalej od siebie.
- Nienawidzę cię! - krzyknęłam ponownie zalewając się morzem łez.
- Niena-widzę! - moje pięści obijały się o jego pierś.On złapał mocno za moje nadgarstki uniemożliwiając mi ruch. Próbowałam wyszarpać się z jego uścisku, ale nie dało to żadnego skutku.
- Proszę cię, uspokój się. - nachylił się nade mną patrząc na mnie z bólem wypisanym na twarzy. - Weź głęboki oddech.
- Pieprz się! - mój krzyk odbijał się echem w pomieszczeniu. Nie dbałam o to, że ktoś to może usłyszeć albo, że wywołam zamieszanie. - Jak...- mój głos się załamywał. - Jak mogłeś? - łzy sprawiły, że przed sobą widziałam jedynie zamazaną sylwetkę Alexa próbującego mnie uspokoić. - Ty pieprzony zdrajco! - za wszelką cenę starałam się go odepchnąć, ale byłam bezsilna. Załamana upadłam na podłogę. Jedyne, co potrafiłam zapamiętać to trudności w złapaniu oddechu. Chciałam jak najszybciej wydostać się z tego miejsca. Było to dla mnie jedyne rozwiązanie, by przetrwać.
Moja bezsilność sprawiała, że nie chciałam podejmować już żadnej walki.
_______________________________
Strasznie was przepraszam, że długo czekaliście na ten rozdział, ale przez te kilka dni nie miałam czasu i warunków do pisania. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał.
Jeśli zobaczę dużą aktywność z waszej strony, to następny rozdział pojawi się przed końcem weekendu ♡
Więc do następnego ♥