Po piętnastu minutach drogi znajdowaliśmy się w bogatej dzielnicy naszego miasta i wjechaliśmy na podjazd prowadzący do dużego dwupiętrowego domu. Poprawka - ten dom nie był duży, on był ogromny. Wyglądał dosłownie jak pałac. Szczerze mogłabym przyznać, że był to po prostu dom idealny.
Chłopak wysiadł z auta, a ja poszłam w jego ślady.
- Po co tu przyjechaliśmy? - spytałam.
- Nie mogłaś teraz wrócić do domu. Jutro cię tam odwiozę. - wziął mnie za rękę i poprowadził w kierunku drzwi.
Jak to nie mogłam wrócić domu? I dlaczego jestem tutaj?
- Powiedz mi co do cholery się tutaj dzieje. - wyrwałam rękę z jego uścisku i skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Posłuchaj - skierował na mnie swoje uważne spojrzenie. - Naprawdę nie jesteśmy teraz w łatwej sytuacji. Jeśli nawet miałbym ci powiedzieć cokolwiek to nie teraz. Bądź cierpliwa.
Boże, jak on działa mi na nerwy. Kiedy w końcu powie mi co się tutaj dzieje?
Chłopak otworzył drzwi i niechętnie weszłam razem z nim do środka. Zdjęłam buty i ruszyłam w głąb domu. Przeszłam przez długi korytarz i znalazłam się w ogromnym, ładnie urządzonym salonie.
- Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju. - nawet na mnie nie patrząc ruszył korytarzem i zniknął mi z oczu. Poszłam za nim i znalazłam się dużej sypialni z balkonem. Nie ukrywam, że podobało mi się tu.
- Tu możesz się przespać, a rano odwiozę cię do domu. W szafce znajdziesz coś na przebranie. - chłopak kierował się do wyjścia.
Czułam potrzebę zadania mu jeszcze jednego, nie wiem dlaczego, ale ważnego dla mnie pytania.
- Mogę wiedzieć chociaż jak masz na imię? - wyszeptałam w jego stronę.
Chłopak odwrócił się i skupił swoje spojrzenie w moich oczach. Patrzył się na mnie przez dłuższą chwilę, zanim odpowiedział.
- Justin.
- Wow.. odpowiedziałeś na moje pytanie. Na długo to zapamiętam. - mój głos aż ociekał sarkazmem.
Justin bez słowa wyszedł z pokoju z zamknął za sobą drzwi.
Zajrzałam do szuflady małej szafki i wyciągnęłam trochę za duży T-shirt i krótkie spodenki. Bez pośpiechu przebrałam się, a kombinezon starannie poskładałam i położyłam na szafce obok łóżka. Z torebki wyciągnęłam telefon i napisałam do mamy, że śpię u Allie i wrócę jutro rano. Podeszłam do drzwi balkonowych, które o dziwo z łatwością otworzyłam i poczułam na swojej skórze łaskotanie chłodnego powietrza. Wyszłam na balkon i przyglądałam się jasno świecącemu księżycowi.
Któregoś dnia, jak byłam mała tata zrobił mi niespodziankę i kupił teleskop. Pamiętam jak bardzo byłam podekscytowana, że będę mogła przez niego oglądać księżyc i gwiazdy. Po jakimś czasie stało się to naszą rutyną i wspólnym hobby. W efekcie mojego dorastania przestałam się tym interesować i po kilku latach tata sprzedał teleskop. Ale nadal miło wspominam te wieczory, kiedy razem oglądaliśmy gwiazdy. Niestety teraz są to tylko miłe wspomnienia.
Po kilku minutach na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka, więc wróciłam do środka i zamknęłam drzwi balkonowe. Wskoczyłam do łóżka i zakopałam się w miękkiej pościeli. Byłam wykończona dzisiejszym dniem i po paru minutach zapadłam w głęboki sen.
Zza rogu wyłonił się mężczyzna. Szedł w moją stronę. Jego ciemne oczy błądziły po mojej twarzy. W mgnieniu oka odwróciłam się i zaczęłam biec w przeciwnym kierunku. Za późno. Poczułam gwałtowne szarpnięcie i upadłam na ziemię. Otworzyłam oczy i nad sobą ujrzałam ciemną postać z jakimś przedmiotem w ręku. Był to nóż. Ale nie noża najbardziej się bałam. Coś w tym mężczyźnie przerażało mnie jeszcze bardziej. Pochylił się nade mną i pchnął mnie narzędziem w brzuch. Nie czułam już nic. Po prostu odpłynęłam...