Rozdział 18 |cz.2|

825 55 16
                                    

*POV Ariana*

W nocy nie mogłam spać. Co chwilę przebudzałam się z dziwnego snu o płaczącej kobiecie i spanikowana spoglądałam na wskazówki zegarka na szafce nocnej. Było tuż przed siódmą nad ranem, a ja rozbudziłam się do tego stopnia, że nie miałam żadnych nadziei, że uda mi się jeszcze zmrużyć oko tej nocy. Przewróciłam się na plecy i rozmyślałam o kobiecie z mojego snu. Miała na sobie niecodzienny kombinezon z licznymi zdobieniami w postaci wszelkich malutkich świecących kryształków i diamencików. Jej płacz odbijał się echem od ścian, rozmazany makijaż spływał po jej policzkach. Kobieta  wykrzykiwała niezrozumiałe dla mnie słowa. Szarpała się i wierciła, jakby starała się wyrwać z czyjegoś uścisku mimo, że nikt jej nie trzymał. Byłyśmy tam zupełnie same.

Pokręciłam głową i wstałam z łóżka, ziewając. Przejechałam ręką po włosach, by nieco ogarnąć sterczące kosmyki. Do pokoju przez okno przedzierały się promienie słoneczne, które dawały nadzieję na ładną pogodę i znośną temperaturę dzisiejszego dnia. Przejechałam wzrokiem po ulicy, oglądając sąsiednie domy z dużymi garażami. Zwróciłam uwagę na nadjeżdżające auto, które po sekundzie zaparkowało między samochodami kilkadziesiąt metrów od mojego domu. Wszystkie szyby były przyciemnione, więc nie byłam w stanie zobaczyć kierowcy. Zimny dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa. Auto wyglądało znajomo, ale przecież dziesiątki, takich samych jeżdżą po okolicy, prawda? Czym ja się w ogóle przejmuję?

Od kilku minut nie odwróciłam spojrzenia od samochodu. Do tej pory kierowca nie wysiadł. Wyglądało to co najmniej podejrzanie.

Postanowiłam w końcu przestać tak gapić się przez szybę, bo pewnie mnie doskonale widać, o czym wcześniej kompletnie zapomniałam. Odsunęłam się od tego cholernego okna i opadłam na łóżko. Stwierdziłam, że szósta godzina to jednak za wcześnie dla mnie i o tej porze mój organizm nie jest w stanie funkcjonować tak jak należy, dlatego pozwoliłam sobie ponownie zasnąć.

Wstałam godzinę później i leniwie próbowałam przywrócić się do porządku. Wzięłam prysznic, ubrałam się i zrobiłam makijaż. Napisałam smsa do Stevena. Na wszelki wypadek wolałam poinformować go o podejrzanym samochodzie. Chciałam zobaczyć, co on na to powie. Po wpisaniu wiadomości odłożyłam telefon i zeszłam na dół.

Poranek spędziłam z mamą. Czas milczenia pomiędzy nami powoli mijał i coraz bardziej próbowałyśmy nawiązać normalną rozmowę, co nie było niestety takie łatwe. Mama już chyba pogodziła się z faktem, że nie chcę rozmawiać o przyczynie mojego zniknięcia. Długo razem z ojcem drążyli temat, ale kilka sprzeczek między nami sprawiło, że przestali pytać o cokolwiek. Chyba stwierdzili, że prędzej czy później sama im powiem. Co do moich kontaktów o tatą, nadal nie rozmawiamy ze sobą. Naszym największym dotąd osiągnięciem jest krótkie "cześć" tuż przed tym jak wychodzi do pracy.

- Mamo, wiesz może co u Nathana? - zapytałam grzebiąc łyżką w misce płatków owsianych.

Uniosła wzrok prosto na mnie, widelec ześlizgnął się jej z rąk i z głośnym brzękiem upadł na kafelki pod jej stopami. Minęło kilka sekund ciszy zanim schyliła się i podniosła go, kładąc na stole obok talerza.

- Przecież wiesz, że prawie w ogóle się nie odzywa. - mruknęła z zaciśniętymi ustami wiercąc się na krześle. - Ostatnio w ogóle nie dzwonił.

- Jak to? Nie widziałaś się z nim?

- Jak niby miałam się z nim widzieć? - zmieszana utkwiła we mnie spojrzenie swoich ciemnych oczu. Skóra na jej nosie momentalnie się zmarszczyła.

- Nie... ja ...po prostu.. - urwałam. Byłam święcie przekonana, że skoro był w w naszym domu to na pewno widział się z rodzicami.

Safe PointOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz