*POV Justin*
- Jesteś pewna, że wszystko spakowałaś? - otworzyłem bagażnik i szybkim ruchem włożyłem torbę Ariany do środka.
- Tak, na pewno. Nie miałam tu dużo rzeczy. - skinęła głową, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w przestrzeń. Coś ją trapiło, a ja nie potrafiłem wyczytać z jej oczu, o co konkretnie chodziło.
- Coś si stało? - dotknąłem jej zimnego ramienia. - Wyglądasz, jakbyś się nad czymś zastanawiała.
- Nie, no co ty. - uśmiechnęła się głupio starając się zamaskować jej wcześniejsze zachowanie. - Po prostu przejmuję się przyjazdem rodziców. To tyle. Nie ma o czym gadać. - przygryzła wargę, patrząc na mnie niepewnie, starając się wyczytać z moich oczu, czy jej wierzę.
- Nie uważasz, że to słaba wymówka? Niby czemu miałabyś przejmować się powrotem rodziców z wakacji. - zmierzyłem ją podejrzliwym spojrzeniem.
- Ugh...daj spokój. - warknęła odwracając wzrok i otworzyła drzwi pasażera, by po chwili znaleźć się już w moim samochodzie.
- Co jest z tobą? - dołączyłem do niej wsiadając za kierownicę i zapinając pasy.
- Nic. - także zapięła pasy, kręcąc przecząco głową. - Nie rozumiem czemu się czepiasz.
- Nieważne. - mruknąłem włączając silnik mojego Audi i wyjechałem na pustą ulicę.
Nieprzyjemne milczenie między nami dawało mi wyraźne sygnały, by je przerwać, ale nie wiedziałem jaki temat miałem poruszyć. Atmosfera z jakiegoś powodu była napięta, a ja miałem wrażenie, że ona rzeczywiście ma jakiś problem i nie mówi mi o tym. Od zawsze nie znosiłem niewiedzy, kiedy byłem pewien, że ktoś coś przede mną ukrywa, natychmiast musiałem dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodziło. Czasami zdarzało mi się nawet wtrącać w nie swoje sprawy, a potem ponosiłem tego konsekwencje. Nic nie poradzę, że taki już jestem. Na szczęście nie musiałem rozpoczynać wymuszonej rozmowy, ponieważ z torebki Ariany wydobył się dźwięk dzwonka jej telefonu. Wyciągnęła go i szybkim ruchem przesunęła palcem po ekranie.
- Halo?
Jedyne dźwięki, jakie do mnie docierały to był cichy głos, jak podejrzewałem kobiety. Wypowiedziała kilka niezrozumiałych słów, na co Ariana delikatnie się uśmiechnęła.
- Może powinnam odebrać was z lotniska?
Kolejnych kilka słów, których za cholerę nie byłem w stanie zrozumieć. Przynajmniej wiedziałem już, że to była jej matka.
- W porządku. Bezpiecznej podróży. I jeszcze pozdrów tatę. Pa. - po tych słowach się rozłączyła rzucając telefon na swoje kolana.
- Za ile przyjadą?
- Właśnie przed chwilą wylądowali i cały czas czekają na bagaż. - zerknęła na mnie, po czym szybko odwróciła wzrok. - Biorąc pod uwagę to, że będą jeszcze trochę czekać i korki w mieście, myślę, że mamy jakieś niecałe dwie godziny.
Nie odpowiedziałem, tylko skupiłem się na drodze, podczas gdy przejeżdżaliśmy przez zakorkowane i zatłoczone ulice Los Angeles.
- Czyli nic się nie zmieni? - popatrzyłem na nią zdezorientowany. - Po tym jak wrócę do domu. - dodała widząc, że nie bardzo wiedziałem, co miała konkretnie na myśli.
- Już ci mówiłem, że wszystko będzie tak, jak wcześniej. - wciąż skupiony na drodze jedną rękę ściągnąłem z kierownicy i złapałem jej. - Nie musisz się o to martwić.