*POV Ariana*
Stałam z szeroko otwartymi oczami widząc jego zakrwawioną twarz. W ciemności nie mogłam dostrzec dokładnie jego ran.
- O mój Boże, Justin, co ci się stało? - pisnęłam słabym z emocji głosem.
Wzruszył ramionami, jakby nie wiedział, o czym mówię i wszystko było w jak najlepszym porządku.
- Nic. - padła krótka odpowiedź.
- Za jak głupią mnie masz? - uniosłam brwi zakładając jedną rękę na biodrze.
- Ariana, proszę cię, daj mi spokój.
- Nie, nie zamierzam dać ci spokoju. - zmierzyłam dzielącą nas odległość robiąc jeden pewny krok w jego stronę. - Ktoś musi to opatrzyć.
- Chcesz się bawić teraz w jakąś pieprzoną niańkę? Wiesz, jakoś tego kurwa nie potrzebuję. - nie mogłam uwierzyć, że takie słowa mogły wyjść z jego ust. Już dawno nie kierował do mnie tego typu komentarzy. Myślałam, że nasze relacje uległy zdecydowanie pozytywnej zmianie.
- Nie przeklinaj, kiedy mówisz do mnie. - mruknęłam cicho.
- Przepraszam. - padła tak samo cicha odpowiedź.
- Dlaczego nie dasz sobie pomóc?
- Nie potrzebuję pomocy. Do jutra nic mi nie będzie. - odwrócił się sygnalizując tym samym, że to koniec rozmowy.
Ale ja nie dałam za wygraną. Zmniejszyłam odległość między nami i mocno złapałam go za ramię odwracając w swoją stronę.
- Daj mi to obejrzeć. - utkwiłam w nim poważne spojrzenie.
Wpatrywał się we mnie zrezygnowany i głośno westchnął odwracając wzrok.
- Nie odpuścisz, prawda?
- Nie zamierzam odpuszczać. - wiedziałam, że wygrałam.
Nie czekając na niego skierowałam się w stronę dobrze mi już znanej jego łazienki. Weszłam do pomieszczenia i zapaliłam światło. Oparłam się biodrami o blat, czekając na podążającego za mną Justina. Wszedł do łazienki i podszedł zmniejszając odległość między naszymi ciałami do kilku centymetrów. Mój oddech zdecydowanie przyspieszył, ale nie chciałam dać po sobie poznać swojego zdenerwowania. Wzięłam jego twarz w dłonie i ustawiłam ją bliżej światła, by mieć lepszą widoczność na jego rany. Justin bez słowa przypatrywał się mojej twarzy, co sprawiało, że dużo trudniej było mi się skupić. Do tego nie miał na sobie koszulki i musiałam powstrzymywać się od patrzenia w dół.
Zajęłam się oglądaniem ran na jego twarzy. Zaczęłam od rozciętego łuku brwiowego, z którego nie lała się już krew. Widoczne były już tylko zaschnięte jej ślady. Musiał porządnie dostać w nos, ponieważ z niego cały czas lała się strużka krwi, która dotarła już do jego pełnych ust. Na wysokości jego kości policzkowej znajdowało się delikatne zadrapanie, które było zdecydowanie najmniej poważne. Mój wzrok zjechał nieco niżej na rozcięcie przy jego obojczyku. Wyglądało na głębokie i dosyć poważne. Przejechałam ręką po jego skórze delikatnie naciskając niedaleko zranionego miejsca. W odpowiedzi usłyszałam ciche syknięcie.
- Przepraszam. - mruknęłam. - Gdzie trzymasz apteczkę?
Justin bez słowa odsunął się i przykucnął przy szafce obok wanny wyciągając z niej małą apteczkę. Wstał i znowu podszedł do mnie zmniejszając dzielącą nas odległość. Bez słowa podał mi pudełko, z którego wyciągnęłam wszystko, co było mi potrzebne do oczyszczania jego ran. Wzięłam jeden wacik i namoczyłam go delikatnie wodą. Zaczęłam oczyszczać jego rany z krwi. Justin przez cały czas nie odrywał wzroku z mojej twarzy, co nie pozwalało mi się skupić.