Rozdział 39

2.2K 115 6
                                    

*POV Ariana*

Nie wiem ile czasu minęło od dnia, kiedy widziałam Justina po raz ostatni. Miałam wrażenie, że to coś zupełnie odległego. Coś, za czym tak bardzo tęskniłam. Do mojego umysłu wkradało się coraz więcej paranoicznych myśli. Chciałam, by ktoś pogłaskał mnie po głowie i szeptał mi do ucha uspokajające słówka. Nawet tak drobne rzeczy mogły uratować mnie od zapadnięcia się. Potrzebowałam czyjegoś wparcia, ale tutaj nie mogłam na nie liczyć. Zaczęłam coraz więcej rozmyślać o mojej rodzinie. Czy zgłosili już moje zaginięcie? Jak się z tym wszystkim trzymali? Co będzie dalej? Mogłabym zadawać sobie tysiące pytań tego typu, ale tak właściwie to po co? Jaki był w tym cel, skoro i tak w ten sposób nic nie zdziałam? Nie mogłam pomóc ani samej sobie, ani moim bliskim. Jedyne, co mogłam zrobić, to czekać na to, co będzie działo się dalej.

- Zdradzisz mi swoje myśli?- jego lodowaty głos obił się o moje uszy. James stał w odległości kilku kroków ode mnie opierając się o szerokie ciężkie biurko.

Moja twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jakby ktoś je wszystkie mi  jednej chwili odebrał.
Wodziłam pustym wzrokiem po kraciastym wzorze na jego dokładnie wyprasowanej koszuli.

- Odpowiedz mi. - zaczynał się niecierpliwić słysząc narastająca ciszę w pomieszczeniu. - Nie będę czekał wiecznie.

- Jak dla mnie możesz czekać. - splunęłam nie podnosząc wzroku. - Wszystko mi jedno. - pokręciłam zrezygnowana głową.

Przez te kilka dni spędzonych tutaj straciłam moją siłę, by się bać. Ja już miałam dosyć i chciałam uwolnić się od tego potwora. Strach samoistnie uleciał pod wpływem pewnego rodzaju presji. Między innymi była to presja czasu, gdyż miałam wrażenie, że się powoli kończył.

- Myślisz, że już zawsze będę się w to bawił? - przekręcił delikatnie głowę na bok mrużąc swe ciemne jak noc oczy. - Kiedyś to się musi skończyć, nieprawdaż? - uniósł pytająco jedną brew.

W odpowiedzi pokiwałam głową przyznając mu rację.

- Wiesz, co mnie zastanawia? - zrobił kilka kroków po pokoju łącząc swoje dłonie. - Czemu ty tak po prostu uwierzyłaś, że Justin jest tym dobrym? - podniosłam głowę zawieszając na nim moje zmieszane spojrzenie. O czym on do cholery mówił? - Pewnie sobie tylko wmówiłaś, że taki jest. Albo próbowałaś coś w nim zmienić. - zrobił pauzę zerkając to na mnie to za okno w ten jego irytujący sposób. - Ale ty musisz wiedzieć, że ten Justin jakiego poznałaś nie jest nim naprawdę. To tylko chwilowe. Za niedługo znowu wróci do starych nawyków i wszystko będzie jak dawniej.

- Jak dawniej? - szepnęłam w lekką chrypą w głosie.

- Owszem. - zdjął swoją marynarkę i odwiesił ją niedbale na metalowe krzesło przy ścianie. - Justin Bieber to urodzony kłamca i intrygant. Nigdy nie bawi się w takie rzeczy. - wskazał na mnie ręką, w taki sposób, jakby była nic nie wartym wyrzutkiem. Miał to wszystko wypisane na twarzy. - W rzeczywistości od zawsze był porywczym chłopakiem, który wkopywał się w najgorsze kłopoty. Lubił ryzyko, bawił się z kobietami, mieszał im w głowach wmawiając, że są coś warte.  - zbliżał się do mnie powolnymi krokami. - Był agresywny, łatwo go było wytrącić z równowagi. Nie należał także do uczciwych. Kradł, robił różne przekręty. Z tego, co się orientuję jest dobry w te klocki. - uśmiechnął się złośliwie puszczając mi oczko. - On nie wie, czym jest dobra wola, albo uczucia. Ten człowiek jest oszustem, a ty - jego tęczówki odnalazły moje. - jedną z jego ofiar.

- Nie obchodzi mnie jego przeszłość. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

- Kochanie. - zaśmiał się łapiąc mnie mocno za przedramię - Jego przeszłość nie przeminęła, a on wcale się nie zmienił.

Safe PointOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz