*POV Justin*
Siedziałem na mojej dużej kanapie popijając piwo, które swoją drogą było ohydne. Chociaż przez dłuższy czas też nie piłem alkoholu i odzwyczaiłem się od jego smaku. Zauważyłem, że właśnie sięgałem po alkohol w chwilach, gdy miałem gorszy dzień, albo po prostu zupełny brak humoru. No cóż... chyba mogę stwierdzić, że jedno i drugie się w tej chwili zgadzało. Przez moją głowę przetaczało się wiele myśli, których tak bardzo nie mogłem znieść. Czy chciałem ją oszukiwać? Oczywiście, że nie. Czy miałem odwagę powiedzieć jej prawdę? Nie. Potrząsłem głową uwalniając mój umysł od dziwnego transu, w jaki wpadłem. Wstałem z kanapy poprawiając lekko wygniecioną koszulkę. Miałem właśnie sięgnąć po kluczyki do auta, ale zatrzymał mnie nieznośny dźwięk mojego telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz, po tym co zobaczyłem wszystko się we mnie zagotowało. Dlaczego ten śmieć do mnie dzwonił? Z niechęcią i obrzydzeniem wymalowanym na twarzy przejechałem palcem po ekranie.
- Czego chcesz? - warknąłem do telefonu.
- Może grzeczniej, Bieber? - w głosie Alexa słyszałem irytację, co jeszcze bardziej działało mi na nerwy. - Kiedyś się przyjaźniliśmy.
- Właśnie, dobrze to ująłeś. Kiedyś. - wysyczałem podkreślając ostatnie słowo. - Teraz nie mamy ze sobą nic wspólnego.
- Możesz wysłuchać, co mam ci do powiedzenia, czy nadal będziesz zachowywał się jak pierdolony idiota?
- Wydaje mi się, że ktoś inny jest tu pierdolonym idiotą. - usłyszałem jego prychnięcie.
- Wiesz co? Mam już dosyć tego, że nie chcesz dać mi dojść do słowa. - usłyszałem w słuchawce pojedynczy huk, po czym jeszcze hałas przypominający szuranie butami po wycieraczce. - Gdyby chodziło o ciebie miałbym to w dupie, ale jednak w grę wchodzi moja przyjaciółka, więc traktuję to poważnie.
Teraz to ja prychnąłem. Czy ja się przesłyszałem? Jak on śmiał mówić o niej "moja przyjaciółka". Chociaż sam mógłby mieć jakąś godność. Jak widać to dla niego za duży wysiłek, żeby ogarnąć swoje postępowanie.
- On coś planuje. - kontynuował nie zwracając uwagi na moją reakcję. - Coś większego. Tu już nie chodzi o jakieś głupie karteczki czy inne pierdoły. Słyszałem jego rozmowę przez telefon i mówił, że planuje dać jej popalić. - powiedział poważnym, a równocześnie zaniepokojonym głosem.
Czyli teraz ten skurwiel zaczyna się o nią martwić? Wcześniej jakoś mu na tym nie zależało, a teraz udaje, że dba o jej bezpieczeństwo. Nie mogłem jednak ignorować jego słów. Jeżeli faktycznie mówił prawdę i James planuje coś większego, to musiałem wziąć to pod uwagę i postarać się uchronić przed tym Arianę. O ile będę w stanie to zrobić.
- Jeśli kłamiesz...
- Nie zamierzam cię okłamywać w tej sprawie. Tu chodzi o Arianę, a ona naprawdę jest dla mnie ważna. - powiedział łagodnym głosem.
- Jakoś nie bardzo to okazujesz.. - syknąłem, wiedząc, że mam rację. I on też to dobrze wiedział.
- Wiem, że sytuacja nie jest ciekawa, ale ja nie mam innego wyjścia.
- Przestań pierdolić, bo już nie mogę cię słuchać. - zagryzłem wargę czując narastającą złość.
Miałem zamiar się rozłączyć, ale zatrzymał mnie jego głos.
- Nie zamierzasz mi podziękować za przysługę?
- Słucham? - miałem nadzieję, że się przesłyszałem. - Za co mam ci do jasnej cholery dziękować? Za to, że chociaż raz zachowałeś się w miarę w porządku? Za to, że zachowałeś jakieś resztki przyzwoitości, których ostatnio ci trochę zabrakło? - kipiałem ze złości. Miałem ochotę w coś uderzyć. - Doskonale wiesz, że Ariana ci nie wybaczy, kiedy dowie się, co robisz, więc módl się, żeby skończyło się to dla ciebie jak najbardziej korzystnie, chociaż mogę ci obiecać, że tak się nie stanie. - rozłączyłem się i rzuciłem telefonem na blat stołu.