*POV Ariana*
Od kiedy moi rodzice wrócili do domu, można powiedzieć, że do mojego życia wróciła także normalność. Z pozoru wszystko wyglądało dokładnie tak jak dawniej, czyli po prostu ja jak zawsze byłam grzeczną, nie sprawiającą kłopotów uczennicą, a pozostała część rodziny tonęła w papierach i przesiadywała długie godziny w biurze jakiegoś obrzydliwie bogatego palanta. Wrócił porządek, a w raz z nim moja nieciągnąca się lista obaw o moje własne bezpieczeństwo. Justin cały czas powtarzał mi, że mimo, iż wyprowadziłam się od niego, to nie pozwoli, by coś mi się stało. Nie pozostało mi nic, tylko uwierzyć w jego obietnice. Właściwie cały czas mieliśmy dużo okazji, by złapać ze sobą kontakt, głównie dlatego, że moi rodzice byli zajęci swoją beznadziejną i pochłaniającą dużo czasu pracą. Kiedyś uważałam to za minus i tęskniłam za ich towarzystwem, a teraz dziękowałam Bogu, że spędzają mało czasu w domu. Jak już wspominałam Justin i ja spędzaliśmy razem jak najwięcej czasu, ale musiałam także poświęcić cenne godziny na naukę w związku z kilkoma dosyć ważnymi egzaminami. W każdym razie, najważniejsze dla mnie było przede wszystkim to, że z każdym dniem z Justinem zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej. Z początku nie było mowy o żadnych uczuciach między nami, ale w pewnym sensie sami siebie zaskoczyliśmy. Tylko cały czas nie byłam pewna do czego to dążyło. Jak miało się to skończyć. A może Justin nie brał tego na poważnie, tak jak ja? Może po prostu mi się wydawało, że coś z tego wyjdzie. Niczego nie mogłam być pewna, a w szczególności uczuć Justina. Przecież nie mogłam go spytać wprost.
Zdecydowałam się na razie nie informować Justina o liście, który otrzymałam od Alexa. Najpierw musiałam dowiedzieć się, skąd się znali i co tak naprawdę wpłynęło na to, że raczej nie byli w przyjacielskich stosunkach. Ciekawa byłam, skąd Alex wiedział, gdzie dostarczyć list. Nie mówiłam mu, że tymczasowo wyprowadziłam się z domu, a tym bardziej że będę przebywała w domu Justina. Dlaczego czułam, że ich "tajemnica" nie przyniesie nic dobrego? Musiał być jakiś powód, dlaczego oboje nie chcieli ze mną szczerze porozmawiać. Musiałam jedynie to wyciągnąć z jednego z nich.
Było późne czwartkowe popołudnie, a ja dosłownie zasypiałam z głową zawieszoną nad bałaganem książek na biurku. Próbowałam skupić się nad tekstem przede mną, ale po kilku minutach zauważyłam, że nadal siedzę nad tym samym zdaniem, nie mogąc go w żadem sposób zapamiętać. Mogłam to zrzucić na nerwy przed testem, ale sama dobrze wiedziałam, że powodem tego były moje myśli odbijające się od Justina, potem do Alexa i dodatkowo jeszcze do Jamesa. Nie możesz się tym, zadręczać, pomyślałam. Wzięłam kilka uspokajających oddechów próbując się skupić na nauce.
Moje skupienie przerwało ciche pukanie, na co przestraszona odskoczyłam i prawie spadłam z krzesła. Gwałtownie odwróciłam się w stronę źródła dźwięku i za szybą okna zauważyłam Justina czekającego, aż mu otworzę. Co za szaleniec, pomyślałam. Wstałam i podeszłam do okna otwierając je i obserwując jak Justin zwinnie dostaje się do mojego pokoju. Uderzyłam go w klatkę piersiową upewniając się, że to poczuł.
- Au? - złapał się za pierś i spojrzał na mnie niepewnie, jakby nie wiedząc, czy zacząć się śmiać, czy mieć do mnie pretensje. - Za co to?
- Mogłeś sobie odpuścić straszenie mnie. - syknęłam z nutką irytacji w głosie.
- Ups - zaśmiał się cicho po czym podszedł bliżej, by mnie przytulić. - Przepraszam, ok? Nie wiedziałem, że aż tak cię to wystraszy.
- Trzeba było to przewidzieć. - trzymałam palec wskazujący na jego klatce piersiowej, by zachować dystans między nami. Nie byłam na niego zła, chciałam jedynie się z nim podroczyć. Tak było zabawniej.
- Rozumiem, że mam cię teraz błagać o wybaczenie i zrobić wszystko, żebyś to uczyniła? - ponieważ był wyższy, musiał spuścić wzrok, by uchwycić moje spojrzenie. - A jak mi się nie uda to wyjdę stąd i będę cholernie żałował, że spieprzyłem sprawę?
Zarumieniłam się słysząc jego słowa. Nie wiem czemu, ale wydawały mi się słodkie.
Wyraźnie kiwnęłam głową przygryzając wargę. Oczywiście nie zapominajmy, że moja twarz była koloru dojrzałego pomidorka. Justin prychnął lekko rozbawiony.- Nie uważasz, że tak jakby robisz problem z jakiejś głupoty? - zaśmiał się gardłowo jakby sam właśnie opowiedział jakiś niezwykle zabawny żart.
Nie skomentowałam tego, zdając sobie sprawę, że może rzeczywiście tak było. Justin widząc moją minę kolejny raz się zaśmiał ukazując rząd idealnie białych zębów.
- Co ty tu robisz? - zmarszczyłam brwi, zmieniając temat.
- A dziwi ciebie mój widok? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Raczej nie, ale nie sądziłam, że będziesz mi się wkradał do pokoju - oparłam rękę na biodrze, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę. - Zwłaszcza, kiedy rodzice są na dole.
- Nie zamierzałem czekać do rana, aż pojadą do pracy. - pokręcił głową, jakby było to coś oczywistego. - Zresztą rano masz szkołę, więc nie byłoby cię tu.
- Ale mogą nas usłyszeć - ściszyłam głos. - Albo co gorsza wejść do pokoju w każdej chwili. Justin ja naprawdę nie chcę wyobrażać sobie ich min, kiedy zobaczą mnie w pokoju z jakimś chłopakiem. Po co mam mieć z nimi problemy?
- Jakimś? - uniósł pytająco brwi, co właściwie oboje robiliśmy dosyć często.
- Co "jakimś"?
- Powiedziałaś "jakimś chłopakiem". - krótko wyjaśnił oczekując ode mnie wyjaśnień.
- No i co z tego? - odchrząknęłam.
- Ja nie jestem jakimś chłopakiem tylko twoim chłopakiem. - powiedział bez zająknięcia, a serce dosłownie wykonało salto w mojej klatce piersiowej.
Stałam tak i patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami. Nie chciałam wyglądać na tak zaskoczoną, ale nie mogłam w żaden sposób powstrzymać mojej reakcji.
- Zatkało cię czy co? - pomachał mi ręką przed twarzą. Zamrugałam kilka razy oczami i doprowadziłam się do porządku znów skupiając na nim moje spojrzenie.
- Nie...to znaczy nie spodziewałam się, że tak to określisz. - przełknęłam nerwowo ślinę, czując narastający stres.
- Posłuchaj... - schylił głowę odwracając wzrok. Oblizał usta, po czym ponownie spojrzał na mnie. - Wiele zmieniło się między nami ostatnio i chciałbym wiedzieć, czy traktujesz to poważnie. Bo ja tak... - oblizał usta, zbliżając się do mnie o krok. - I chciałbym móc nazwać cię moją dziewczyną.
- Nie wiem dlaczego masz wątpliwości co do moich uczuć. - złapałam go za rękę. - Przecież wszystko już sobie wyjaśniliśmy.
- To dobrze - szepnął tuż przy mojej twarzy, by zaraz potem zaatakować moje usta...