- Waszą pracą domową będzie opisać w pięciuset słowach życie żbika. - podyktowała nauczycielka. - I jego śmierć, według własnego scenariusza. - puściła oczko do Juleki.
Dziewczyna wyraźnie się ucieszyła.
Dzwonek. Wziąłem torbę i wyszłem ze szkoły.
Wzdrygnąłem się na samą myśl o spotkaniu z Chloe.
Na lekcji ciągle na mnie patrzyła, przesadnie wachlując rzęsami. Fuj.
Rozsiadłem się na ławeczce czekając aż ten plastik tutaj dotrze. O, coś się tam rusza za drzewem! Zza pnia wyszła blondynka. Aż raziło od niej solarium, jej szklane, cyjanowe oczęta przeszyły biedny park od ziemi po lampy, aż mnie odnalazły.
- Maxiuuuuuuuuuuuu!!! - pomachała do mnie, po czym popędziła czym prędzej w moją stronę. Jej dupa kręciła się mocniej niż wiatraki. Fuj 2x
- Co tam? Chciałaś coś? - nie wierzę, że jestem miły... dla... dla... dla NIEJ!
- No wiesz, wczoraj... - zaczęła paplać o naszym wczorajszym, jakże przyjemnym, spotkaniu.
- A masz jakieś ważniejssze wieści? - zirytowałem się. Halo, dziewczyno! Zdajesz sobie sprawę, że też tam byłem? - Bo to, o czym mówisz, to znam z własnych wspomnień.
- Tak tak, wiem! Ale, Maxiu ty mój, chodziło mi o to, żebyś sobie wszystko po kolei przypomniał! - zrobiła z ust dziubek. Usiadła obok mnie, łapiąc mnie pod rękę.
Ile razy będzie mi jeszcze niedobrze tego popołudnia?
- O, przechodząc do rzeczy... - no wreszcie! - wczoraj jak wygramoliłeś się z tych krzaków zauważyłam twoją torbę. Tak mi się od jej widoku pić zachciało, więc wyjęłam z mojej torebki... - zachichotała.
Nie powinna chichotać! A jeśli chichot jest zUy? (xD) Niech przestanie chichotać!
Ale tak na poważnie...
Nie pamiętam, żeby miała jaką kolwiek torebkę... Hmm...
PODEJRZANE.
- No to wyjęłam... hi hi... z mojej torby wodę. I zaczęłam ją pić. A że ta twoja torba taka sucha się wydawała... - przybliżyła się. Niebezpiecznie się przybliżyła! Odsunąłem się. Prychnęła - To piłam dość długo. A nagle ty z tych krzaków wyskoczyłeś, to woda mi się... tak jakby... wylała. Szybko ją wyrzuciłam do pobliskiego koszaa... - odwróciła wzrok.
- ZEPSUŁAŚ MI KOMPUTER!?
Nagle kilka budynków od nas dalej zatrzęsło się pod wpływem jakiegoś wybuchu. Zdałem sobie sprawę, że to kolejna akumizacja.
...
*czuję się troszkę złą matką, ponieważ zaniedbuję Maxa. Zrobię mu za to prawie cały rozdział :D*
Po pół godzinie wróciłem do parku. Chloe nadal (a może znowu?) tam była, tym razem z Sabriną i czarną torbą.
- Przepraszam, ale jak już mówiłem matka potrzebowała pomocy w przemeblowaniu u naszej sąsiadki. - skłamałem.
Max, szóstka z kłamania w cztery oczy z największą jędzą w Paryżu!
* P; *
- A wracając do naszej rozmowy...
- Tak wiem, ty coś gadałaś, ja coś gadałem, woda się wylała przez ,,przypadek"...
Dziewczyna zrzuciła Sabrinę z ławki, robiąc tym miejsce dla mnie. Wzięła torbę, którą miała na kolanach i podniosła, dając rudowłosej dziewczynie znać, żeby ją przejęła. Pod wpływem ciężaru pod nastolatką ugięły się nogi.
Ciekawi mnie, co jest w tej torbie...
*przenieśmy się do wieczora, do domu Bonnie (piątunio :P)*
Weszłam do domu z co najmniej pięcioma plasterkami na palcach. Odłożyłam swoją torbę na kanapę i sprawdziłam pocztę.
Rodziców nie było, wyjechali na trzy dni do Belgii. Mama chciała odwiedzić kuzynkę, Polską emigrantkę.
Otworzyłam skrzynkę, a z niej wyleciało na mnie kilkanaście kartek.
Kartek miłosnnych.
Wszelkich rodzajów.
Wiersze, obrazki, wyznania, podpisane, anonimowe, od cichych wielbicieli...
Chyba wszystkie.
Te, które były podpisane... zgadnijcie, od kogo były?
Tak, od Natha.
---------------------------------------------------------------------
ERROR 404
Autor stał się polsatem :/
Wreszcie jakiś dłuższy rozdział :)
Zgadnijcie, dlaczego?
Jedno słowo:
Madgda.
Do widzenia :D
:**
Pandzioszki wy moje ;3
CZYTASZ
Blanc Lady/Biała Dama |Miraculum
ФанфикMam na imię Bonnie, mieszkam w Paryżu. Mam Polskie korzenie, po mamie, to mój ojciec jest francuzem. Chodzę do drugiej klasy gimnazjum. Na co dzień jestem wzorową uczennicą, ale kiedy Paryżowi grozi niebezpieczeństwo zmieniam się w strażniczkę pokoj...