29.

42 9 3
                                    

*Bonnie*

Obudziłam się w karetce, ból częściowo zniknął, ale nadal czułam swąd palonej skóry. Zatrzęsłam się na to wspomnienie, a sanitariusz obok mnie szybko odwrócił głowę.

- Co? Gdzie ja... nie! - usłyszałam piknięcie. Złapałam prawą ręką za naszyjnik. Miał na sobie jeszcze dwa paski.

Dwie minuty.

Wstałam, podpierając się jedną ręką, ale mężczyzna w masce przytrzymał mnie za ramiona. Odepchnęłam go i szybko stanęłam na równe nogi. Oderwałam z ramienia (o mój Boże, ciarki mnie przeszły bgrrrr nienawidzę mieć cokolwiek w wewnętrznym zgięciu łokcia *~* dop. aut.) kabelek z igłą. Odepchnęłam zdeterminowanego ratownika i odsunęłam drzwi. Wyskoczyłam, słysząc za sobą zmartwiony krzyk sanitariusza, jednak był chyba na tyle bojaźliwy, że bał się wyskoczyć za mną. Potoczyłam się po jezdni, na szczęście niedawno przejechali na czerwonym i żadne auto mnie nie potrąciło. Powlokłam się do pobliskiego parku i poszukałam jakiegoś wygodnego miejsca.

Kolejne piknięcie, ostatnia minuta.

Cała zlałam się potem, szukając jakiegoś miejsca na przemianę. Gdy zbliżyłam się do pola walki, przemieniłam się. W tej chwili cały mój organizm stracił moc i padłam na ziem...

...

...

*Max*

Widziałem tylko jak karetka odjeżdża i od razu wróciłem do domu. Skończyło się na szczęście tylko na kilku osmaleniach. 

- Syneczku najdroższy, gdzieś ty się podziewał?! - mama wybiegła z salonu z rękami złożonymi jak do modlitwy. - Myślałam, że tamta kobieta Cię spaliła! - wyjęła z kieszeni chusteczkę i otarła łzy.

- Heh... - uśmiechnąłem się na myśl, że taka staruszka mogła mnie pokonać. Uśmiech zbiegł z mojej twarzy jak tylko zobaczyłem zakłopotany wyraz twarzy mojej mamy. - Um... bo wiesz, mamo, ja przed atakiem to już trafiłem do kina i... ten, jak wszedłem to się okazało, że nie ma żadnych seansów bo groziło oglądającym niebezpieczeństwo i... - zainteresowana zaczęła wycierać mi kawałek smaru z policzka. Już otwierała usta, ale jej przerwałem - o, jak wychodziłem, mój przyjaciel przyszedł i on tam był przy tym a...

- I tak mnie to nie obchodzi. - odeszła do kuchni.

Wzruszyłem ramionami i siadłem do laptopa. Byłem jednak zmęczony, więc po prostu nakarmiłem Bamboo i poszedłem spać.

---

Blanc Lady/Biała Dama |MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz