25. Maraton 4/3

85 13 6
                                    

*Bonnie*

BAM.

Nathaniel wywalił się na krześle.

Dolores wybuchnęła śmiechem, a ja mimowolnie zaczęłam się śmiać z nią. Nathaniel jeszcze bardziej sczerwieniał, a ja dopiero wtedy zauważyłam doktora.

Ja pierdole, czuję się jak dziecko przyłapane na jedzeniu szóstych już dzisiaj lodów.

Nasz śmiech zmienił się w tłumiony chichot, ale to ja lepiej ukrywałam rozbawienie. Lata praktyki na Try Not to Laught Challenge dają o sobie znać.

Za plecami Goldzia mama bezgłośnie chichotała.

- Pani Blanc, czy te dzieci - Ale jak to DZIECI!? - są spokrewnione z pani córką? - powiedział do niej nie odrywając wzroku od niesfornego Nathaniela, który zdąrzył już podnieść krzesło i założyć na ramię torbę.

- Um... - niemal słyszałam charakterystyczne bicie serca jak w filmach. Wszyscy w ciszy spoglądali na mamę, może z wyjątkiem doktora, któy zabawnymi, rozszeżonymi oczami nadal patrzył w skierowane gdzie indziej oczy Natha. Biedny.

- Hmm...? - dopytywał zniecierpliwiony Goldberg.

- T-tak - uff, mamo, wiszę ci wywieszenie prania - to dzieci mojej siostry, która przyjechała tutaj zzz... Polski. Moja rodzina tam mieszka. Stąd imię Łucja - uśmiechnęła się nieśmiało.

Jednak wiszę Ci dwa prania. I całusa w policzek c:

...

- To pa, widzimy się pojutrze! - pomachałam Dolores i Nathanielowi na pożegnanie.

Rudowłosa dziewczyna i jej niesforny brat opuścili zadowoleni szpital.

------------------------------------------------------------------

Koniec maratonu c:

Pa pa pandzioszki <3

Blanc Lady/Biała Dama |MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz