2.

633 43 9
                                    

Na samym szczycie dziwnej konstrukcji stał chłopak o ognisto czerwonych włosach i turkusowych oczach. Poznałam go. To był Nathaniel! Na twarzy miał zieloną maskę, a na ciele zbroję z tej samej dziwnej substancji, z jakiej była konstrukcja. W ręce trzymał pędzel, z którego raz po raz wystrzeliwała szmaragdowa maź obklejając ludzi, którzy nie mogli się poruszyć. Machnęłam wachlarzem, aby zdjąć tą ciecz z dwóch chłopaków obok mnie, ale, co mnie zadziwiło, nie mogłam nad nią zapanować... Znalazłam gdzieś dalej poidło, z którego pozyskałam wodę do walki. Szybko i energicznie strzeliłam nią w słup, który pod wpływem wody wyparował w miejscu, gdzie go dotknęła. Po kilku minutach ten fragment się zregenerował.

*cofnijmy się o siedem minut*

,,Emilia stała na szczycie klifu. Coś ją ciągnęło w głąb, ale chciała skoczyć."

Ech... nie mam dzisiaj żadnej weny!

- Bamboo, masz jakiś pomysł na inspirację? - spytałem się mojego Kwami.

- Muzyka! - pisnęło stworzonko wychylając się z futerału na laptop.

No tak, przecież zabrałem ze sobą moje MP3. Włożyłem w uszy słuchawki i puściłem moją ulubioną piosenkę. Była depresyjna i wolna, ale poprawiała mi często humor.

Mam na imię Max, mieszkam w ponoć najromantyczniejszym mieście na świecie. W Paryżu, oczywiście. Jestem anglikiem, po rodzicach. Chodzę do trzeciej klasy gimnazjum. W szkole jestem raczej czwórkowym uczniem, ale z angielskiego i języków obcych jestem najlepszy w szkole, ponieważ zmieniłem swój język z angielskiego na francuski. Mam jednak pewien sekret... w wolnym (niekoniecznie) czasie ratuję te romantyczne miasto przed groźnymi złoczyńcami. Moją bronią jest łuk, dzięki któremu mogę zatrzymać dowolną rzecz. A mówią na mnie...

- PANDO! - popiskiwał mój kompan, Bamboo. - Ludzie potrzebuję pomocy!

Tak, jestem Pandą. TĄ Pandą.

Ledwo go usłyszałem, przez głośno włączoną muzykę. Wstałem, przeskoczyłem przez krzaki i schowałem się za nimi.

- Bamboo, strzelaj! - wykrzyczałem formułkę.

Wokół mnie zabłysnęło, a ja zmieniłem wygląd. Na mojej twarzy pojawiła się maska, a na głowie poczułem parę czarnych uszu. Na ciele poczułem lateksowy strój. Był to kombinezon, prawie taki sam jak miała Jeniffer Lawrence w Igrzyskach Śmierci. Mój był jednak czarno biały. Przy biodrze miałem przyczepioną małą laskę bambusa. Na stopach miałem czarne glany. Przypominałem teraz waleczną pandę z łukiem w ręce.

Pobiegłem jak najszybciej w miejse, gdzie słyszałem krzyki. 

----------------------------------------------------------------------------------------------

Hmmm... może dasz mi gwiazdkę?

Albo napiszesz komentarz? 

Podobało się?

Na pewno! ;D

Do zobaczenia, misiaki :*

A może króliczki, albo pandziochy?

Taak! :D

Blanc Lady/Biała Dama |MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz