2

10K 666 70
                                    

        Wilcze zmysły towarzyszyły mi od lat, nigdy nie zaznałam bez nich życia. Nie wiedziałam, jak to jest nie mieć sokolego wzroku, absolutnego słuchu i tak wyczulonego węchu, że wiedziałam, co podają na szkolnej kantynie, nawet jeśli moje zajęcia odbywały się na drugim końcu szkoły. Nie wiedziałam, jak to jest nie mieć dobrej kondycji, nie rozumiałam uczniów, którzy męczyli się po przebiegnięciu dziesiątego kółka wokół sali, nie wiedziałam, co tak strasznego jest w wejściu po linie. Te wszystkie rzeczy wydawały mi się być dziwne, ale dla moich rówieśników były naturalne. Oni nie czuli każdego zapachu wokół siebie, nie słyszeli opadającego kurzu, nie widzieli mrówek biegających w trawie. Nie mogli przebiec wielu metrów bez częstego zatrzymywania się, by nabrać tchu. Byli tylko ludzi.

        A ja tylko wilkiem.

        Moi rodzice również byli wilkołakami. No, może raczej tata. Na początku znajomości moja rodzicielka była zwyczajnym człowiekiem, ale gdy relacja ewoluowała, ojciec odnalazł w niej swoją bratnią duszę. Wydawać by się mogło, że te wszystkie bajeczki o wilkołakach, które gryzą ludzi i przemieniają je w wilki, są wyssane z palca. Prawda była taka, że to wszystko działo się naprawdę. Mój ojciec, za zgodą swojej żony, ugryzł ją i przemienił. Ludzie geny były bardzo silne, więc moja mama zyskała tylko wyostrzone zmysły, nie mogła zmieniać postaci. To i tak było bardzo dużo. Rodzina ojca w prostej linii wywodziła się od wilków, ale dla nich posiadanie ludzkiej mate było najzwyklejsze w świecie. Mama natomiast nie mogła chwalić się na prawo i lewo, że jej narzeczony jest biegającym po lesie kundlem. Nie powiedziała tego nawet własnej matce, dlatego moja babcia nigdy nie rozumiała naszych dziwnych zachowań.

        Urodziłam się jako wilkołak i od najmłodszych lat uczyłam się swojej natury, powoli odkrywając, kim tak naprawdę jestem. Byłam małym szczeniakiem, ale wiedziałam i umiałam już wiele. Rodzice i stado ojca zawsze chwaliło mnie, że jestem naprawdę pojętnym psiakiem. Moje dzieciństwo opierało się na treningach, nauce, ale nie zabrakło w nim sielanki. Od zwyczajnej zabawy z dziećmi innych wilków ze stada, moje bursztynowo-złote oczy błyskały wesoło, lecz do czasu...

        Nigdy nie mogłabym zapomnieć dnia, w którym niemalże wszystko się zmieniło. Stado, do którego należeliśmy, miało pewne problemy z sąsiadującymi, wciąż wykłócającymi się o nasze terytorium. Tamci byli bezwzględni, kończyła im się cierpliwość. Tamtego dnia, a raczej nocy, babcia opiekowała się mną, gdy rodzice rzekomo wyjechali na weekend do hotelu, który był przykrywką dla tajnych spotkań wilków z miasta. Mrok powoli spowijał ulice miasta, a ja, pomimo późnej godziny, nie chciałam pójść jeszcze spać, bo w telewizji leciała moja ulubiona komedia. Babcia stwierdziła wtedy, że idzie się położyć i tak też zrobiła. Ponad godzinę później, wyłączając telewizor, usłyszałam dziwne szmery przed drzwiami. Serce zaczęło mi tak nienaturalnie bić, nie panowałam nad wilczym instynktem i mimo starań, nie czułam żadnego zapachu. Pomyślałam, że to tylko wiatr albo jakieś myszy, więc oddaliłam się w kierunku schodów. Nie byłam w połowie drogi do pokoju, gdy drzwi zostały dosłownie wyrwane z zawiasów i przeleciały przez połowę przedpokoju. Ogarnęło mnie istne przerażenie, ale jedyne, o czym wtedy myślałam, to uratować swoją babcię. Pędem zamknęłam ją w sypialni od zewnątrz i ukryłam się za szafką w górze schodów. Widziałam trzech mężczyzn w przejściowej formie wilka, którzy rozglądali się po domu. Ich oczy były żółte, tak jak moje, ale nie było w nich nic przyjaznego. Wyczuli mnie bardzo szybko, a na ich twarzach pojawiły się ohydne uśmiechy. Wiedziałam, że nie mam szans na ucieczkę, a nie mogłam przecież poddać się bez walki. Deckerowie nigdy tego nie robili!

        Gdy pierwszy z mężczyzn był prawie u szczytu schodów, wyskoczyłam ze swojej kryjówki i posłałam w jego kierunku mocnego kopniaka, przez którego zatoczył się i runął w dół, powalając swoich towarzyszy. Warknęłam ostrzegawczo, ale to nie zrobiło na nich wrażenia, a wilki szybko się pozbierały. Wiedziałam, że nie mogłam ich zabić, to było sprzeczne z regułami. Nastoletnie wilki nie mogły zabijać. Weszłam w połowiczą formę wilka i skoczyłam na głowę jednego z nich, siadając mu na barkach. Próbował mnie zrzucić, ale ja szarpałam się, raniąc go w głowę pazurami i kopiąc go mocno w plecy. Dwójka innych próbowała mnie odciągnąć, ale raz po raz dostawali ode mnie po twarzy. Słyszałam ich ciche przekleństwa, które wciąż wypowiadali, ale poza tym, słyszałam też krzyki mojej babci. Biedaczka nie wiedziała, co się tutaj dzieje, a nie było sposobu na opuszczenie pokoju. Bardzo wyraźnie czułam jej strach. Skupiałam się jednak na bójce, która przybierała kształt krwawej jatki. Nie wiem, czyj był czerwony płyn, skapujący po naszych ciałach, ale lał się strumieniami. Ogarniała mnie potworna agresja, nad którą nie panowałam. Cudem powaliłam dwóch osobników, uderzając im w głowę pogrzebaczem do kominka, a trzeciego użyłam jako buldożera. Opanowałam się dopiero wtedy, gdy poczułam na swoim ramieniu rękę ojca. Rozpoznałam jego zapach i natychmiast przestałam, nie mogąc uwierzyć w to, co się tutaj stało. Opryszki leżały na zakrwawionej podłodze i zwijały się z bólu. Mama podbiegła do mnie i przytuliła mnie, ale odepchnęłam ją, bo wciąż czułam, że coś jest nie tak i ogromnie chciałam wiedzieć, co z babcią. W domu pojawiło się kilka wilków z naszej watahy, którzy przetransportowali trójkę włamywaczy do terenówki.

        Wtedy poczułam, że coś jest ze mną nie tak.

         Fale bólu skupiły się w moim ciele, promieniując do każdego jego zakamarka. Niesamowicie silna energia zmusiła mnie do wydania z siebie głośnego wycia. Czułam się, jakby rozpierało mnie coś ogromnego. Wrzeszczałam, gdy wszystko nagle się uspokoiło. Upadłam na kolana i zaskomlałam. Podniosłam wzrok na zdezorientowanych rodziców i ujrzałam ich przerażone, ale jednocześnie dumne spojrzenia. „Alfa", usłyszałam wtedy.

        Właśnie wtedy stałam się tą Alfą, która nie odziedziczyła tytułu poprzez morderstwo albo śmierć poprzednika. Nie wiedziałam, od czego zależy taka przemiana, ale stało się. Moje oczy zmieniły kolor na krwistoczerwony, a każdy mój zmysł stał się jeszcze ostrzejszy. Stałam się także silniejsza i trochę większa. Wszystko przychodziło mi z łatwością.

        Stado, do którego należałam, miało swojego Alfę, ale on nie przepadał za mną. Swoją rolę uzyskał tylko i wyłącznie dlatego, że jego ojciec był przywódcą. Ja byłam inną Alfą, więc on nie mógł się ze mną równać. A jednak robił to i to na każdym kroku. Miałam dość tego, że stado zaczęło zastanawiać się nad zmianą swojego przywódcy i w końcu się zbuntowałam. Tego było za wiele. Nie nadawałam się na liderkę, nie chciałam, by ktoś podążał moimi śladami, wykonywał moje rozkazy. Normalnie zrzekłabym się tytułu i stała się Omegą, ale w tym przypadku, musiałam po prostu odejść.

        Tak też zrobiłam.

        Opuściłam stado mimo narzekań rodziców i tak stałam się samotną Alfą, która nie miała swojej watahy. Tak było mi jednak na rękę. Chodziłam własnymi ścieżkami, kierowałam się według swoich impulsów i robiłam to, co chciałam, bez ingerencji innych i pomocy Bety. Początki były dla mnie dość nieprzyjazne, bo każdy wilk, który zostanie odtrącony, lub w moim przypadku, odejdzie ze stada, czuje gdzieś głęboką pustkę. To uczucie minęło jednak bardzo szybko, z czego byłam niezwykle dumna. Rodzice i wataha żałowali, że stracili Alfę, ale dali mi wolną rękę. Spójrzmy prawdzie w oczy, jako ta prawdziwa, byłam od nich silniejsza.

        A samotność naprawdę mi służyła.

      

A/n: Rozdział miał być wcześniej, ale jestem na wakacjach i wiadomo, jak to jest - ciągłe wycieczki, plażowanie, zwiedzanie, zabawa w fotografa i brak czasu na pisanie, czy nawet wstawienie gotowego rozdziału! Ale mam nadzieję, że się Wam spodoba. 

PS. Ogrooomnie dziękuję Wam za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i komentarze. Nie sądziłam, że "Keeper" tak szybko przyciągnie tyle uwagi <3 

Keeper | TO #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz