3

9.9K 621 44
                                    

        Ściągnęłam swoją torbę przez ramię i umieściłam ją w schowku nad siedzeniem. Pociąg powoli ruszał, nabierając prędkości, a obraz za oknem coraz bardziej się rozmazywał. Zajęłam miejsce i dokładnie rozejrzałam się po pustym przedziale. Cieszyłam się, że byłam tutaj sama. Było tu tylko dziesięć odrapanych foteli, z których dwa nie miały oparcia. Zapach w wagonie był nie do wytrzymania, więc zasłoniłam ręką nos i usta. Czego miałabym spodziewać się po tym środku transportu? Na odcinku Valier-Great Falls kursowało niewiele pociągów, a te, które akurat przejeżdżały, co zdarzało się naprawdę rzadko, śmierdziały jak gorzelnia i przytułek dla bezdomnych jednocześnie, co właściwie nie różniło się wieloma szczegółami. Otworzyłam okno i zaciągnęłam się świeżym powietrzem zewnątrz. Trzeba było przyznać, że pomimo tego, iż mieszkałam na totalnym wywiewisku, powietrze było tutaj naprawdę czyste. Zamknęłam oczy i oparłam się o zagłówek, wsłuchując się w charakterystyczny dźwięk wydawany przez koła pociągu, kręcące się po starych torach. Równomierne kliknięcia powoli mnie usypiały, choć otaczające mnie dźwięki i zapachy zagłuszały spokój, który zamierzałam osiągnąć.

        Powrót na stare śmieci zawsze wiązał się z tym samym uczuciem. Bynajmniej nie chodziło mi tutaj o ludzką tęsknotę. Mój wilk wyrywał się, by znów biegać po dobrze znanych sobie lasach, taplać się w rzece, która przepływa przez miasto i wędrować po górach. W Valier nie mogłam zapewnić mu takiego komfortu. Tamtejsze stada wilkołaków były bardzo terytorialne i traktowały mnie jak wrogą Alfę. Nie chciałam kłótni. Tutaj jednak miałam ogromne możliwości, mogłam robić wszystko.

        Pociąg zatrzymał się na pierwszej stacji i otworzył wszystkie drzwi. Przez moment do wagonu wdarło się jeszcze więcej zapachów, które zmusiły mnie do otwarcia oczu. Na tym pustkowiu nikt nie wsiadał do środka, nikt nie stał na dworcach. Dałabym głowę, że w całym pociągu była tylko garstka pasażerów. Kto wie, czy jechali do Great Falls w konkretnym celu? Może kogoś odwiedzali, może uciekali przed czymś? Kto to wie...

~*~

        Drzwi otwarły się tuż przed moim nosem, a ja postawiłam wreszcie pierwszy krok na dobrze mi znanej płycie chodnikowej. Wciągnęłam torbę na ramię i zaciągnęłam się leśnym powietrzem. Pachniało tutaj drzewami iglastymi i jeziorem. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Perspektywa spędzenia tu kilku dni była dla mnie wybawieniem od wyjałowionego klimatu Valier. Uwielbiałam deszcze, które padały wieczorami. Uwielbiałam grząski grunt i wylewające rzeki. Zaczęłam iść w kierunku wyjścia z tutejszego dworca. To miasto... było po prostu miastem z krwi i kości. Było niczym w porównaniu do Nowego Jorku czy Chicago, ale było miastem, a nie zapyziałą dziurą. Krajobraz Great Falls nie był odmienny do tego w Valier, bo jak tam, wszędzie otaczały nas góry, lasy i akweny. Tutaj jednak było więcej zieleni, życie kwitło, a miasto prosperowało bardzo dobrze i nie było malutkim, nieznanym nikomu punkcikiem na mapie.

        Oddalałam się w kierunku lasu, niedaleko którego stał mój rodzinny dom. Wystarczyło, że przebiegnę kilka kilometrów w głąb, skręcając na lewo od głównej drogi i wybiegnę na polanę, służącą za osiedle kilku domków jednorodzinnych. Gdy tylko zniknęłam z pola widzenia, poprawiłam torbę na ramieniu i puściłam się biegiem, zmuszając mięśnie do natychmiastowej pracy. Uwielbiałam ten wysiłek fizyczny, uwielbiałam czuć zmęczenie. Tylko wtedy czułam, że naprawdę żyję i jestem wilkiem. Przebiegałam pod konarami drzew, skakałam nad przewróconymi pniami i cieszyłam się z wolności, którą dawało mi to miejsce. Nim się spostrzegłam, wybiegałam na swoją ulicę. Sięgnęłam po naszyjnik, wiszący na mojej szyi i otworzyłam wieczko, unosząc dłoń do twarzy. Spojrzałam w maleńkie lusterko i spostrzegłam, że moje oczy znów zrobiły się krwistoczerwone. Zamknęłam je na moment, a ich kolor wrócił do normalności. Moja babcia wyzionęłaby ducha, gdyby zobaczyła coś takiego.

Keeper | TO #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz