4

8.5K 588 32
                                    

        Przebierałam łapami, pozostawiając za sobą jedynie kurz, wzbijający się w powietrze. Trawę pokrywała już rosa, która delikatnie moczyła również sierść na moim brzuchu, gdy biegłam przez wysokie kępy trawy. W uszach szalało tyle dźwięków, dostrzegałam tyle kolorów, że czułam się zdezorientowana. Ale mimo to, brakowało mi czegoś znanego, czegoś swojego. Biegałam tak i biegałam, ale jednak bez większego celu, wyłącznie dla przyjemności. Zatrzymałam się niedaleko strumienia i usiadłam na jednym z wielkich głazów, rozglądając się po okolicy. Małe kaskady spływały wraz z prądem rzeki, a powalone drzewa potęgowały efekt puszczy. Nie chciałam siedzieć tutaj wiecznie. Trzy kilometry na północ od miejsca, w którym się znajdowałam, kończyło się nasze terytorium. Udałam się w tamtym kierunku, by zacząć patrol.

        Szmer wśród liści zwrócił moją uwagę.

        Stanęłam i zbliżyłam pysk do mokrej ziemi. Tej sztuczki nauczył mnie mój wuj. Zawsze twierdził, że najlepiej słyszy się dźwięki ze źródła. W tym przypadku źródło znajdowało się na leśnej ściółce. Trik działał. Przysłuchując się szmerom wśród trawy, usłyszałam ciężkie kroki jakiegoś wilka. Natychmiast uskoczyłam w bok i przycupnęłam obok jednego z wielkich drzew. Na razie tylko go słyszałam. Brzmiał, jakby bawił się w nie – dotknij – lawy, ale jego zapach, który poczułam później, zwiastował, że na pewno nie jest szczeniakiem. Nastroszyłam sierść i skierowałam wzrok w stronę, z której pochodził trop. Nie musiałam czekać długo.

        Moim oczom ukazał się naprawdę duży wilk. Od razu wiedziałam, że nie jest z naszego stada, nigdy go tutaj nie widziałam. Zapamiętałabym go, naprawdę. Jego sierść była brązowo-srebrna, ale nie pokryta siwizną. Wilk był młody, zapewne starszy ode mnie, ale wciąż młody i krzepki. Miał silne łapy i szeroki pysk z masywną szczęką. Przeniosłam wzrok na jego oczy i nagle mnie zmroziło. Lśniły tym samym czerwonym blaskiem, co moje.

        On był Alfą.

        Serce zaczęło mi szybciej bić. Nigdy nie spotkałam żadnego innego samotnego przywódcy. Nie byłam do końca pewna, czy powinnam go atakować. Przecież równie dobrze jak ja, mógł być Prawdziwym Alfą. Tego, jak odróżnić Prawdziwego od odziedziczonego, już nie zdążyłam się nauczyć. Musiałam coś zrobić, nie poddawałam tego pod wątpliwość. Wilk był na moim terenie i jakby nie patrzeć, on również musiał dostosować się do zasad watahy, która tutaj mieszkała. Warknęłam na niego, dając mu znać o swojej obecności. Wilk wydawał się być niewzruszony, ale dopiero potem zdałam sobie sprawę, że on zwyczajnie mnie nie słyszał. Wyszłam zza drzewa, przybierając postawę do ataku i jeszcze raz zawarczałam. Wilk podniósł łeb i spojrzał na mnie. Był zdziwiony, ale chwilę później już szykował się, by się na mnie rzucić.

        Tak też zrobił.

        Nie minęła chwila, a jego silne cielsko przygniotło mnie do ziemi, łupiąc moje kości. Skup się, do jasnej anielki! Trzepnęłam go mocno pazurami i zatopiłam zęby w jego barku, doprowadzając go tym do skamlenia. Szarpaliśmy się, ciągle gryząc i uderzając siebie nawzajem. Czułam, że dam radę, ale z drugiej strony powoli słabłam. Taktyka przeciwnika była bardzo przewidywalna i niezróżnicowana, ale był silny, zdecydowanie.

        Z mojego pyska wyleciało szybkie zaskomlenie, bo wilk ugryzł mnie boleśnie w brzuch, chwilę później wbijając w niego swoje ostre pazury. Zebrałam resztki sił i przerzuciłam kundla nad sobą, przygwożdżając go do ziemi.

        Przecież mogłam go zabić.

        Już miałam przegryźć jego krtań, gdy czyjeś silne dłonie złapały mnie i odrzuciły w bok. Przemieniłam się, nim jeszcze uderzyłam o ziemię, więc zaliczyłam mocniejszy upadek. Oszołomiona podniosłam wzrok na osobę, która tak mnie urządziła.

Keeper | TO #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz