27

3.8K 316 36
                                    

                 Dni z Brianną minęły szybciej, niż tego chcieliśmy. W ciągu dość krótkiego czasu udało nam się dość do ładu z moim stadem, które na dobre zaakceptowało dziewczynę, a do tego uporządkowaliśmy wiele spraw związanych z tym, kim się dla siebie staliśmy.

               Razem z Brianną leżałem na jej łóżku, półtorej godziny przed odjazdem pociągu do Valier, kiedy szatynka ułożyła się wygodniej na mojej klatce piersiowej i założyła ramię za mój kark, przyciągając mnie do siebie bliżej, by następnie musnąć nosem mój policzek. Zaczynałem myśleć, że sielanka, która nagle weszła do naszego życia, stała się nieodłączną częścią tego, co nas łączyło.

– I czego ja się tak bałam? – zapytała retorycznie. – Gdybym mogła przenieść się w czasie i powiedzieć samej sobie, że wszystko naprawdę się ułoży, zrobiłabym to, żeby wcześniej nie trząść portkami.

                Jej określenia bawiły mnie czasem do łez. Wilczek miał w sobie coś takiego, co po prostu mnie do niej przyciągało i zacząłem myśleć, że zainteresowałem się nią przed naszym wyjazdem do Valier, tylko tego nie dostrzegałem. Ale... kto wie?

– A ja i tak rzuciłbym się na ciebie w lesie, tylko po to, żebyś na mnie usiadła.

             Byłem niemal pewien, że dziewczyna przewróciła oczami, nawet jeśli nie widziałem jej twarzy. Brianna po prostu zwykła to robić, kiedy mówiłem coś głupiego, ale chyba zdążyła się przyzwyczaić. Tym bardziej, że mój „ukochany" przyjaciel i „najlepszy" Beta mojego stada, bardzo dogłębnie zaanonsował jej, że nie uwolni się ona od takiego gadania. Trudno się nie zgodzić, przyznałem mu rację, bo chociaż sam dostrzegałem w sobie lekką zmianę, nadal byłem tym samym facetem, co kiedyś. Tylko czasami zdarzało mi się być na każde zawołanie Bri.

– Odprowadzisz mnie na peron, prawda? – Podniosła się na łokciach i uśmiechnęła się zachęcająco.

              Westchnąłem, a potem wzruszyłem ramionami, udając, że się zastanawiam, chociaż wilczek doskonale wiedział, że nie zamierzam wypuszczać jej z objęć aż do momentu, w którym wejdzie do wagonu. Rozumiałem doskonale, że nie mogę jechać z nią do Valier i tym razem, bo nawet po trzech dniach pobytu tam wiedzieliśmy, że to nie wypali. Nie dość, że musieliśmy gnieździć się w jej malutkim pokoiku, dzieliliśmy ze sobą równie drobną łazienkę, w której i tak większość miejsca zajmowały jej ciuchy oraz kosmetyki, to jeszcze nie mogłem opuszczać internatu nie wcześniej, niż po zachodzie słońca. Pierwsze dwa dni wynudziłem się niczym mops, kiedy dziewczyna opuściła pokój z samego rana, w popłochu wybiegając z niego z wypchanym plecakiem, a potem długo czekałem na jej powrót, kiedy to przyniosła mi coś na ząb.

             W prawdzie do zakończenia roku szkolnego zostało tylko siedem miesięcy, w których wielokrotnie mieliśmy spotykać się w Great Falls, ale i tak czułem, że będzie kapkę ciężko.

– Nie, sama będziesz taszczyć tam torbę, a ja zrobię sobie popcorn i będę gapić się na twój tyłek – odpowiedziałem po namyśle i wysłałem jej szeroki uśmiech.

– Żeby jeszcze było na co popatrzeć... – skwitowała po czym wstała z łóżka i zaczęła dopakowywać ostatnie szmatki.

              Wystarczył mi ponad tydzień, by zorientować się, że dziewczyna krytycznym okiem spoglądała na swoje ciało i osobowość. Racja, może nie przypominała Ginger, która w starym stadzie niejednemu spodobała się przez jej, jakby to określić... całkiem spory zderzak oraz cycki, którymi kiedyś świeciła na wierzchu, ale... Cholera, byłem facetem, jasne, że patrzyłem też na jej wygląd, bo powiedzmy sobie szczerze, każdy samiec to robił, ale w Bri podobał mi się też jej sposób bycia. No i uważałem, że ma co trzeba.

Keeper | TO #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz